Podróż do Krakowa trwała nieco ponad dwie godziny. Na szczęście nie było korków ani żadnych objazdów, co ostatnio się często zdarzało. Wtedy do Krakowa jechało się ok. czterech godzin. Wyszłam z dusznego autobusu i wyciągnęłam swój bagaż. Znajdowałam się teraz na dworcu dawnej stolicy Polski.
Kraków - miasto liczące nieco ponad 762 tysiące mieszkańców. Zostało założone przed około IX wiekiem. W ciągu wieków naroiło się od zabytków z różnych epok, przez co uwielbiałam to miejsce i gdy tylko miałam szansę to przyjeżdżałam, choćby po to, by popatrzeć na historyczne budynki i poszwendać się po ulicach. Czułam, że to miasto jest przesycone historią aż do samej głębi. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech, by poczuć to krakowskie powietrze. Jak przez mgłę widziałam to miasto na przestrzeni różnych epok. Słyszałam gwar kupców przy Sukiennicach, rozmowy służących plotkujących o skandalach w szlacheckich domach, kwik sprzedawanych świń, gdakanie kur. To wszystko sprawiało, że w Krakowie czułam się jak u siebie. Od dziecka interesowałam się historią i posiadałam dość obszerną wiedzę na ten temat. Miałam lekkiego świra na tym punkcie, a co za tym idzie dzieliłam się tym z innymi, którym to opornie szło. Uśmiechnęłam się sama do siebie, otwierając oczy. Pewnie wyszłam na wariatkę, która stoi na dworcu i uśmiecha się sama do siebie. W tym kraju takie rzeczy to normalność. Uśmiechnięty człowiek na ulicy to rzadkość. Chciałabym przekazać choć odrobinę mojej pozytywnej energii reszcie ludzi, którzy przegrali w starciu z szarą rzeczywistością. Początek roku akademickiego był dobrym początkiem na zmiany w moim życiu, na wyjście z tej stagnacji, w której tkwiłam od kilku lat. Nasunęłam czapkę na czoło, po czym sięgnęłam po komórkę, aby sprawdzić ile mam czasu do odjazdu mojego pociągu.
13:22.
Nieco ponad godzina do odjazdu pociągu. Dobry czas. Razem ze swoim bagażem ruszyłam przez dworzec w stronę schodów prowadzących w dół, do Galerii Krakowskiej oraz na perony. Może wstąpię do Matrasa i zaopatrzę się w dwie lub trzy książki na podróż jak i życie przez pierwsze dni w Warszawie. Nie uszłam za wiele, gdy usłyszałam czyjeś rozentuzjazmowane krzyki.
- NACIA! NACIA! NATKAAA! - z drugiego końca dworca biegła w moim kierunku szczupła i niska nastolatka z długimi do pasa włosami w kolorze ciemnego blondu. Od razu ją poznałam. To była moja Patrysia. Otworzyłam ramiona, aby po chwili w nie wpadła z piskiem entuzjazmu i radości. Uwielbiałam ją. Była takim promyczkiem radości w moim życiu i wiele do niego wnosiła. Dziewczyna spojrzała na mnie z szerokim bananem na twarzy
- No w końcu Cię złapałam! Nie wiem jak ja przetrwam bez Ciebie przez tyle czasu...czemu akurat Warszawa? Miałaś bliżej Kraków...- Patrycja zaczęła nawijać jak najęta, nie zwracając uwagi na to, że nie byłam tym zbytnio zainteresowana. Podróż mnie męczyła i nie wykazałam ani krzty entuzjazmu czy umiejętnego udawania, że się słucha.
- Ile masz jeszcze do odjazdu? - spytała nagle, przerywając swój wywód.
- Za godzinę. - odpowiedziałam, patrząc się na nią. Już się bałam tego, co prawdopodobnie zaplanowała dla mnie moja nieobliczalna przyjaciółka.
- Nie bój się. Nigdzie Cię nie wyciągnę. - mogłam więc odetchnąć z ulgą. Ostatni wypad na dyskotekę skończył się traumatycznie. Przynajmniej dla mnie. Nie chciałam już uczestnić w jej szalonych planach. - I tak zbytnio nie mamy czasu, więc chociaż odprowadzę Cię na pociąg. - chwyciła jeden z moich bagaży i ruszyła przed siebie, co i ja również uczyniłam.
- No mam nadzieję. Nadal mam traumę po ostatnim. - mruknęłam, schodząc niezgrabnie ze schodów. Patrycja najwyraźniej nie usłyszała mojego komentarza, bo niemal zbiegła ze schodów nucąc coś pod nosem. Chyba nową piosenkę Biebera. Nie wiem co ona w nim widziała. Rozwydrzony gwiazdor nic więcej. Ale co ja mogę o tym wiedzieć? Przecież ja jestem daleko w prehistorii, jeśli chodzi o muzykę. Utkwiłam tak gdzieś w latach 70. i 80. To było dopiero coś. A nie to co teraz. Mało co mi się podoba.
- Idziesz, czy się wleczesz? - moje rozmyślania przerwał krzyk blondynki, która stała w sporej odległości ode mnie. Nawet nie spostrzegłam, że stoję jak idiotka z tępym wyrazem twarzy myśląc o niebieskich migdałach.
- Idę, idę. - pospieszyłam za nią, mijając ludzi po drodze. Nienawidziłam być w zatłoczonych miejscach, ale starałam się z tym walczyć. Zapach stłoczonych w jednym miejscu odstręczał mnie i sprawiał, że chciało mi wymiotować. Szybko się z nią zrównałam, nie myśląc już o niczym.
- Będę tęsknić, wiesz? Warszawa jest tak dalekooo. - zajęczała dziewczyna, obejmując mnie ramieniem i kładąc głowę na moim ramieniu.
- Przecież będę przyjeżdżać. Może nie tak często, bo to kosztuje, ale czasami wpadnę. Jest Facebook, Skype. Będziemy gadać. - pocieszyłam ją, całując ją w czubek głowy. Traktowałam ją jak młodszą siostrę, której nie miałam.
- No wiem, no. - odpowiedziała marudnym głosem, skręcając na peron, z którego miałam odjechać. Weszłyśmy po schodach na górę, po czym znalazłyśmy się na eleganckim i zadbanym peronie (nie to co w Zakopanem). Usiadłyśmy na jednej z ławek, kładąc torbę i walizkę na ziemi. Schowałam dłonie w kieszenie kurtki i odetchnęłam. Ostatnie chwile przed opuszczeniem znajomych miejsc, które towarzyszyły mi od dzieciństwa. W sumie nie powinnam się tak rozdrabniać, ale jak już wspomniałam wcześniej: sama siebie nie rozumiem. - Ale i tak to daleko. - dodała smutno, patrząc na ludzi nas otaczających.
- Warszawa to nie koniec świata. Rozumiem, jakbym się przeprowadziła do innego kraju znacznie oddalonego od Polski. Sama za sobą bym nawet tęskniła. - odpowiedziałam, nie patrząc w jej stronę. Czułam przytłaczający smutek, a jednocześnie wrażenie, że uwalniam się z jakiś kajdanów. Kajdanów obowiązków wobec innych. Nareszcie robiłam coś dla siebie.
- Ale obiecujesz, że będzie dzwonić? - szarpnęła mnie za rękaw, zmuszając, abym na nią spojrzała.
- Nie, nie zadzwonię. - odpowiedziałam przekornie, obserwując jej reakcję z rozbawieniem. Ta jedynie wywróciła oczami, kręcąc głową.
- Wiedziałam, że to powiesz.-
- No to czemu się spytałaś, skoro wiedziałaś jaka będzie odpowiedź? - mrugnęłam do niej znacząco, na co ta szturchnęła mnie w bok, przez co cicho jęknęłam. - Nie musisz mnie bić. Zrozumiałam przekaz.-
- I dobrze, małpo. - mruknęła, zasłaniając się włosami. Na jej nieszczęście (czy szczęście) zdążyłam zauważyć, że uśmiechnęła się. Kąciki moich uniosły się.
I tak na takich pogaduszkach spędziłyśmy czas, który został mi do odjazdu. Miło było w końcu spotkać przyjaciółkę i pogadać o czymś istotnym tylko dla nas. I gdy tylko usłyszałyśmy, że pociąg do Warszawy już za chwilę odjedzie, zdałyśmy sobie sprawę, że nie będziemy się widywać tak często jak wcześniej.
- Nie martw się, odwiedzę Ciebie małpiatko. - ucałowałam ją raz jeszcze, po czym wziąwszy bagaże, wsiadłam do pociągu. Znalazłam odpowiedni przedział i w nim zasiadłam. Po raz ostatni pomachałam do Patrycji, która zaczęła płakać. Zanim się obejrzałam, znikła gdzieś za mną.
Jakby to był znak, że dawna ja umiera, a rodzi się nowa, lepsza Natalia.
CZYTASZ
Closer || GargamelVlog
Fiksi PenggemarOna - młoda dziewczyna z małego miasta wyróżniająca się talentem oraz wyglądem, On - znany Youtuber, introwertyk, pasjonat sztuki, muzyki i filozofii. Pewnego dnia ich ścieżki krzyżują się, mieszając w ich dotychczasowych życiach. Czyżby los szykow...