Zakopane - Kraków

2.9K 121 73
                                    

Zbliżał się dzień wyjazdu. Spakowałam ostatnią koszulkę, po czym zamknęłam walizkę, która ledwo się domykała. Rozejrzałam się po moim pokoju, który zajmowałam przez kilka lat mojego nastoletniego życia. Niby to tylko białe ściany, duże łóżko, chybotliwe biurko stojące w kącie, rozklekotane krzesło i duże okno. Niby dla obcego człowieka nic wielkiego, ale dla mnie to była i jest część życia. Kończył się pewien etap, by rozpocząć nowy z dala od rodzinnego miasta i znajomych. Wzięłam głęboki wdech, patrząc po raz ostatni na opustoszałe półki, na których niegdyś stały gromadnie książki i podręczniki. Czułam się dziwnie, stojąc w swoim pokoju po raz ostatni. Niegdyś nienawidziłam go, gdyż to właśnie rodzice mi go urządzili. Nie pozwalali mi na decydowanie o czymkolwiek. Miałam odmiennie inny gust od nich. Odgarnęłam zieloną grzywkę z czoła, chwytając walizkę i przerzucając ramiączko torby przez ramię.

- Skarbie, jesteś gotowa? - z kuchni zawołała mnie mama, która postanowiła mnie odprowadzić na dworzec. Tata był w pracy i z wiadomych przyczyn nie mógł tego zrobić. Po raz ostatni ogarnęłam spojrzeniem pomieszczenie, po czym wyszłam, zamykając cicho drzwi, by moja kochana psinka nie wtargnęła i nie narobiła większego tarabanu (jak to ma w zwyczaju).

- Jestem gotowa od dziecka. - odparłam żartobliwie, na co moja mama spojrzała znacząco, uśmiechając się. - Bardzo śmieszne. -

- No wiem. - założyłam czapkę z napisem 'BO$$', a na bluzę również w kolorze czarnym (przyp.aut. zupełnie jak moja dusza i serce) narzuciłam kurtkę bomberkę (nie, nie jestem tumblr girl). Do tego czarne martensy i mogłam ruszać w drogę. Po krótkiej chwili znalazłyśmy się na zewnątrz.

W drodze na dworzec nie odezwałyśmy się do siebie ani jednym słowem poza wymienieniem paru banalnych uwag. Nigdy nie byłyśmy ze sobą specjalnie blisko. Różniłyśmy się pod wieloma względami i uważałam, że tego nie da się przeskoczyć. Byłyśmy jak ogień i woda. Mama - pomiatana przez ojca-tyrana, nigdy nie miała własnego zdania. Broniła mnie, gdy tylko rodziciel wpadał we wściekłość, co zdarzało mu się naprawdę często. Przyzwyczaiłam się do codziennych awantur i braku rodziców w domu, dlatego powoli się od nich oddaliłam, zamykając się w czterech ścianach z laptopem lub z książką na kolanach. Prowadziłam również nocny tryb życia i zasypiałam o 3-4 nad ranem. W odróżnieniu od rodziców byłam wrażliwa na sztukę i często tworzyłam. Moją pasją było pisarstwo i marzyłam, aby pewnego dnia stać się taka jak J.K Rowling i by moje książki stały się bestsellerami. Ale to daleka przyszłość. Na razie się skupiałam na tym co jest. Uwielbiałam muzykę, dlatego zastanawiałam się, czy nie wziąć drugiego kierunku związanego z tą dziedziną sztuki.

- Nadal nie jestem pewna tego, czy dobrze robisz wyjeżdżając. - moje rozmyślania na temat przyszłości przerwała mama, gdy już dochodziłyśmy do dworca. Zamierzałam jechać autobusem do Krakowa, a potem wskoczyć do Intercity Express, by w 3,5 godziny znaleźć się w stolicy mojego rodzinnego kraju. Wywróciłam oczami. Potrafiła być bardzo irytująca i denerwująca. Jej wątpliwości często i mi się udzielały, doprowadzając do ataków paniki.

- Naprawdę? Dobrze wiem, że mnie nie wspieracie, więc daruj sobie te komentarze. Nie mam zamiaru się z Tobą użerać. - odparłam zirytowana, przyspieszając kroku. I tak byłam wystarczająco zestresowana, że opuszczałam znajome tereny na rzecz nieznanego mi, o wiele większego miasta. Czułam jak strach i panika ściska mi serce, lecz postanowiłam, że zwalczę swój lęk przed obcymi ludźmi i jakoś dam radę. Nikt mnie nie wspierał, mogłam liczyć wyłącznie na siebie. Zacisnęłam palce na rączce od walizki, wsłuchując się w stukot kółek.

- To nie tak, skarbie. Źle mnie zrozumiałaś. - zaczęła się tłumaczyć rodzicielka, usiłując dotrzymać mi kroku. Ja jedynie zacisnęłam usta w cienką kreskę. Nie chciałam tracić nerwów na niepotrzebne dyskusje i pyskówki, z których i tak nic nie wynikało. Popchnęłam drzwi i weszłam do zaniedbanego wnętrza dworca, gdzie jak zwykle przy oknie koczowali bezdomni i żule. Taka codzienna szara rzeczywistość Zakopanego. Na peronie czekał już dość duży tłum ludzi, którzy tak jak ja kierowali się w kierunku Krakowa, dawnej stolicy Polski, według mnie najpiękniejszego miasta w tym kraju.

- Masz wszystko? - mama spytała się mnie raz jeszcze, uśmiechając się ze łzami w oczach. W końcu jej jedyne dziecko wyfruwało z gniazda.

- Tak, mam. - odpowiedziałam, wyciągając portfel z kieszeni kurtki. W tym samym momencie kierowca otworzył luk bagażowy, więc mogłam spokojnie włożyć tam walizkę oraz torbę podróżną.

- Będę tęsknić. Ojciec również. - mama ze łzami w oczach uścisnęła mnie, co spowodowało, że poczułam się bardzo niezręcznie. Takie ckliwe momenty zawsze mnie żenowały i wprawiały w zakłopotanie. Poklepałam ją po plecach, po czym się odsunęłam.

- Czas na mnie. - kiwnęłam głową i weszłam do autobusu, płacąc za bilet. Usiadłam na siedzeniu i oparłam się o szybę, przymykając powieki. Nie chciałam patrzeć na oddalającą się sylwetkę mojej mamy. Pierwsze łzy nabiegły mi do oczu, lecz szybko je otarłam. Nienawidziłam płakać w miejscach publicznych ani ukazywać słabych stron. Uważałam to za upokarzające. Chciałam być postrzegana jako osoba silna, nie mająca wszelkich skrupułów. Tylko, że ja taka nie byłam, nie potrafiłam nią być. Może i jestem świetną aktorką, ale nie na dłuższą metę. I tak wyrzuty sumienia by mnie zeżarły od środka powodując poczucie winy. Chciałabym być bezwzględna, ale wrażliwość artystyczna i ludzka nie pozwalały mi na to. Zdjęłam czapkę i założyłam kaptur, aby nie było mi zbyt gorąco. Kierowcy czasami przesadzali z ogrzewaniem w autobusach. Oparłam głowę o szybę, zamknęłam oczy, chcąc poddać się lekkiemu trzęsieniu i bujaniu. Zawsze tak na mnie działało i szybko zasypiałam. Nawet jak jeździłam do Nowego Targu, by odwiedzić dziadków, którzy tam mieszkali. Jeszcze nie zdarzyło mi się, by przysnąć tak, żeby przegapić przystanek. Już miałam zasnąć, gdy poczułam wibracje w kieszeni mojej kurtki. Przeklnęłam cicho, wyciągając komórkę. Na wyświetlaczu dostrzegłam numer mojej przyjaciółki:

Od: Głupol <3

Już za Tobą tęsknię. Mam nadzieję, że przyjedziesz kiedyś do mnie ;*

Zrobiło mi się smutno na myśl, że nie będziemy się spotykać tak często jak do tej pory. Odpisałam jej, że raz w miesiącu postaram się przyjechać do Krakowa i zaszaleć z nią na mieście, po czym odłożyłam komórkę, aby w spokoju przespać dłużącą się podróż. Na szczęście, nikt nie raczył siąść obok mnie, dlatego mogłam się rozłożyć na dwóch siedzeniach. Zbytniego ruchu nie było, więc autobus był prawie w całości pusty. Zamknęłam oczy i odpłynęłam, aby ponownie obudzić się w Krakowie - mieście, w którym miałam zaliczyć przesiadkę do pociągu.

Closer || GargamelVlogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz