Rozdział 7

5K 245 6
                                    

Aaron POV:

Zaniosłem Emily na górę i posadziłem na kanapie. Obserwowałem ją i nie trudno było zauważyć, że coś ją gryzie. W garażu wydawała się szczęśliwa i pełna życia, ale kiedy zapytałem o jej nogę, nagle ucichła. Tę zmianę w niej musieli zauważyć też inni, bo nie musiałem ich nawet wołać. Kiedy przyszliśmy do salonu wszyscy już tam siedzieli, jakby czekając tylko na nasze przybycie.

Usiadłem obok swojej dziewczyny. Trzymała ręce na kolanach, intensywnie o czymś myśląc. Wziąłem jej prawą dłoń i splotłem z nią swoje palce, zwracając tym samym na siebie jej uwagę. Uniosła wzrok i spojrzała na wszystkich, jakby przypomniała sobie, że wróciła. Gdy odwróciła się w moją stronę, uśmiechnęła się lekko, a jej mięśnie widocznie się rozluźniły. Cieszyłem się, że jestem w stanie dodać jej otuchy tak małym gestem.

Gdy otwierała usta, aby coś powiedzieć, usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Szatynka wyjęła komórkę z tylnej kieszeni i spojrzała na wyświetlacz, marszcząc słodko nos. Przeprosiła nas i odebrała.

— Po co ty do cholery dzwonisz? — zapytała lekko podniesionym głosem, przez co tym razem to ja cały się spiąłem. — Jestem w trakcie czegoś ważnego, a ty powinieneś się teraz zająć Ashley, nie mną. Ona cię... Trevor... — warknęła ostrzegawczo do telefonu. Uniosłem brwi, spoglądając na resztę. Wszyscy byliśmy zdezorientowani. — Jezu, proszę cię bez szczegółów. — zaśmiała się, po czym uważnie słuchając tajemniczego mężczyzny, spojrzała na nas. — Tak... Nawet nie wiesz, jak bardzo. — uśmiechnęła się delikatnie. — Może jutro... Zobaczymy... Mówiłam, że nie będzie mnie na noc.

Gdy usłyszałem jej ostatnie zdanie, miałem ochotę coś rozwalić. I wtedy zorientowałem się, że nie mam pojęcia, co się z nią działo przez ten ostatni czas, a z jej rozmowy wynikało, że mieszkała z jakimś facetem.

— Jeśli będą chcieli to jutro... — kontynuowała. — Nie jestem pewna, czy będą chcieli poznać się bliżej z twoją pracą... Dobra, nie mam czasu rozmawiać. — spoważniała. — Do jutra, pa. — odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się.

Na usta cisnęło mi się pytanie, z kim rozmawiała, ale wolałem poczekać, aż sama nam wszystko wyjaśni.

— No więc... — zaczęła niepewnie, wpatrując się nadal w nasze złączone dłonie. — Powiem wam wszystko po kolei, tylko proszę, żebyście siedzieli cicho, dopóki nie skończę. Chcę mieć to jak najszybciej z głowy. — popatrzyła na każdego z osobna, po czym zaczęła opowiadać. — Zacznę od tego, że... — głos się jej załamał. Opowiadanie tego widocznie sprawiało jej dużo bólu. — Kiedy dotarłam w miejsce, gdzie trzymali Toby'ego i Kat, spotkałam Raina.

Zamarłem. Ani mój brat, ani jego dziewczyna, nie byli w stanie powiedzieć, kto pomagał Parezowi. Wiadomość, że pracował z Rainem, człowiekiem, którego uważałem za swojego przyjaciela i któremu ufałem, uderzyła we mnie niesamowicie. Poczułem się zdradzony jak nigdy wcześniej. Złość się we mnie zebrała i miałem ochotę krzyknąć, o czym ona mówi, ale powstrzymałem się. Jedno spojrzenie na dziewczynę uświadomiło mi, że ona także mocno to przeżyła i przeżywa dalej, opowiadając nam o tym. Zdusiłem w sobie chęć rozwalenia czegoś, nie chcąc jej obciążać jeszcze bardziej.

— Ja też mu ufałam i traktowałam jak przyjaciela.

Spojrzałem na resztę. Gdybym powiedział, że szczęki im opadły, to bym skłamał. Byli w tak ogromnym szoku, że trudno jest to opisać. Wszyscy go znaliśmy...

— Od samego początku w tym siedział. Rain, w przeciwieństwie do Mike'a, od zawsze był w gangu Pareza. Kiedy Toby z Kat wyszli, założyli mi na głowę jakiś worek i wywieźli kilka godzin drogi stąd. Nie wiem dokładnie, gdzie to było, ale była to jakaś leśniczówka. Była dobrze zaopatrzona, bo miała wszystko, czego potrzebowali. Z pancerną piwnicą, w której mnie trzymali na czele. — mocniej ścisnęła moją dłoń. Chciałem się zbliżyć i przytulić ją, ale coś mi zabraniało. Chciałem, aby na spokojnie skończyła, co zaczęła. Po chwili przerwy mówiła dalej. — Musiałam tam siedzieć około tygodnia. W tym czasie Parez powiedział mi, że chciał założyć spółkę z moimi rodzicami. Stwierdził, że go zdradzili, po tym, jak wyciągnęli pomocną dłoń do Liama, gdy zginęła wasza matka. — spiąłem się na wspomnienie rodziców. — Doszedł do wniosku, że najlepszą karą dla mnie będzie zrobienie ze mnie dziwki. — zamilkła na chwilę, aby po chwili dodać spokojnym tonem. — I prawie mu się to udało. Zaprowadzili mnie do jakiegoś pokoju i kazali przebrać w jakieś dziwkarskie ciuchy, ale kiedy przyszedł mój pierwszy klient, jak oni ich nazywali, walnęłam gościa w łeb i uciekłam. — wciągnęła ze świstem powietrze. — Złapali mnie, zanim jeszcze zdążyłam wyjść z domu. Wtedy zobaczyłam w wiadomościach pożar willi, a reporterka powiedziała, że nikt nie przeżył. Parez to potwierdził. Nie ma co ukrywać, że straciłam jakiekolwiek chęci do życia, a tym bardziej ucieczki. Wydawało mi się, że jeśli nawet ucieknę, to nie mam do czego wracać. Jakieś dwa dni później ktoś napadł na gang. Wyzabijali wszystkich. Do mnie zajrzał tylko jakiś chłopak i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. — uśmiechnąłem się na myśl, że przyjaciel Connora się spisał. — Miałam wolne wyjście, a na górze nie słyszałam żadnych kroków, ale nadal leżałam na jakimś starym materacu, pragnąć jedynie śmierci. Wiecie, dlaczego zdecydowałam się jednak uciec? — popatrzyła na nas, a na jej ustach błąkał się szyderczy uśmieszek. — Spadł na mnie pająk. Ogromny jak cholera. Tak się wystraszyłam, że w kilka minut znalazłam się na podwórku. Później biegłam najszybciej, jak potrafiłam, aż znalazłam się przy jakiejś drodze. Ostatnie, co pamiętam z tamtego dnia, to para starszych ludzi, którzy zapakowali mnie do samochodu i zawieźli do szpitala. Obudziłam się dwa tygodnie później i wtedy poznałam Pati i Roba oraz ich syna Trevora. — zagadka rozwiązana. — Zaopiekowali się mną, jak własną córką, mimo że w ogóle mnie nie znali. Poprosili też Trevora, żeby pozwolił mi u siebie na jakiś czas zamieszkać. — spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. Musiała zauważyć moje zdenerwowanie. — Trevor ma narzeczoną Ashley i są naprawdę świetną parą. Mieszkałam z nimi dwa tygodnie. Trevor jest... — odchrząknęła. — Policjantem. Pomógł mi załatwić nowe papiery... których swoją drogą jeszcze nie odebrałam.

Kochać wroga: Nowe początkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz