Rozdział 5

4.5K 228 8
                                    

Gdyby Trevor wiedział, co zamierzam zrobić, prawdopodobnie zamknąłby mnie w mieszkaniu na klucz, przywiązując, na wszelki wypadek, do krzesła i zostawiając w łazience. Albo, znając jego dojścia, zamknąłby mnie w celi na kilka dni, żebym tylko nie zrobiła tego, co zamierzałam. Nie mogłam jednak siedzieć bezczynnie z założonymi rękami. Mężczyzna miał rację, że nie mogę wierzyć w słowa Brook i nie mogę się poddawać, więc miałam zamiar posłuchać jego rady i znaleźć przyjaciół. Problem leżał jednak w tym, że zapadli się w cholerę pod ziemię.

Co prawda, stwierdziłam, że wolę się nie wychylać, ale kiedy po dwóch dniach, Trevor nadal nie miał ani jednej informacji o tym, gdzie mogliby się znajdować, skapitulowałam. Postanowiłam pochodzić po członkach gangu i spróbować się czegoś dowiedzieć. Wiedziałam, że będzie to dość ryzykowne, ale musiałam znaleźć odpowiedzi na moje pytania. Nie chciałam żyć ze świadomością, że miałam okazję, ale jej nie wykorzystałam.

Kiedy Trevor wyszedł do pracy, a Ashley na wykłady, wymknęłam się z domu. Zamierzałam wrócić jeszcze przed nimi, więc nie wiedzieliby nawet, że mnie nie było. Ze względu na fakt, że nie miałam przy sobie jeszcze prawka, nie mogłam jechać samochodem. Ciągłe płacenie taksówkarzowi mnie wnerwiało, tym bardziej że nie chciałam sępić od narzeczeństwa, więc przeniosłam się na autobusy. Szczerze, to już nie pamiętałam, od jak dawna nimi nie jeździłam.

Ósemka, do której wsiadłam, była pełna pijanych śmierdzieli, śmiejących się nastolatków i starszych kobiet. Przyglądałam się im z zaciekawieniem, zastanawiając się, o czym teraz myślą albo co będą robić, kiedy wysiądą. Nie wiedziałam, skąd wziął się u mnie taki nawyk, ale lubiłam sobie wyobrażać, jak może wyglądać życie poszczególnych osób.

Nie mając do kogo gęby otworzyć, wyglądałam przez okno, wyłapując dziewczyny, mężczyzn czy zakochane w sobie pary. W mojej głowie budziły się wtedy myśli, jakby to było, przez chwilę być nimi. Szczególnie tymi dziewczynami stojącymi w objęciach swoich ukochanych. Być może czarnowłosy książę zdradza swoją długonogą księżniczkę na prawo i lewo, ale najważniejsza była ta chwila, w której ona stała wtulona w jego ramiona i czuła się bezpiecznie. Zazdrościłam jej w tamtym momencie, nie mogąc pozbyć się uczucia, że być może ja już tego nigdy nie zaznam.

O mało nie przegapiłam swojego przystanku, ale na szczęście w ostatniej chwili się skapnęłam i szybko wybiegłam z autobusu, żegnając się z kierowcą.

Stanęłam pod budynkiem starego znajomego, u którego szukałam ukojenia w najtrudniejszych dla mnie momentach. Gabriel zawsze miał dla mnie najlepszy towar, dzięki któremu, choć na chwilę, mogłam się uwolnić o wspomnień i bólu. Tym razem jednak potrzebowałam informacji i tylko to mnie obchodziło.

Nie zastanawiając się długo, szybko weszłam do bloku i po pokonaniu niezliczonej liczby schodów, dotarłam pod odpowiednie drzwi. Nacisnęłam na klamkę. Drzwi były otwarte, więc nie bawiłam się w jakieś uprzejmości, tylko najzwyczajniej w świecie weszłam do środka.

Od razu uderzył we mnie odór trawki. W niewielkim mieszkaniu było aż gęsto od tego świństwa, a unosząca się wokół mgła, ograniczała mi pole widzenia. Skłamałabym, mówiąc, że nie ciągnęło mnie do mocniejszego zaciągnięcia się, ale nie zamierzałam znowu wchodzić w to samo bagno. Po ostatnim razie coś sobie obiecałam. Poza tym miałam cel do zrealizowania.

Weszłam do salonu, gdzie siedziało kilka osób. Dziewczyna spoczywająca spokojnie na kolanach Gabe'a, wyglądała jak anorektyczka. Nie dość, że była chuda jak patyk, przez co widać było każdą jej kość, to jeszcze ta jej ziemista cera. Nie musiałam nawet pytać, żeby wiedzieć, że jest uzależniona. Tak właśnie kończy się nadużywanie prochów.

Kochać wroga: Nowe początkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz