Rozdział 14

5K 217 5
                                    

— Moim skromny zdaniem...

— Ty i ta twoja wrodzona skromność. — wtrącił mi się Aaron, wyrzucając ręce w górę. Skarciłam go wściekłym spojrzeniem, bo jego wypowiedź wręcz ociekała ironią.

— Mój pokój będzie wygodniejszy dla nas oboje. — dokończyłam zirytowanym tonem.

— Ale on jest fioletowy... — blondyn zrobił zbolałą minę, ale na mnie nie zrobiło to wrażenia. Obstawałam przy swoim i nie zamierzałam się tak łatwo poddać. W końcu to był mój pokój, w którym się wychowałam. Nie zamierzałam, tak łatwo, z niego zrezygnować.

— Co to za różnica fioletowy czy beżowy? Nie zamierzam przenosić się do pokoju gościnnego. — skrzyżowałam ręce na piersi, przyjmując bojową pozycję.

— A ja do fioletowego. — Aaron zrobił to samo, stając naprzeciwko mnie.

— Super. — wyruszyłam ramionami.

— Świetnie. — chłopak powtórzył mój ruch.

— Wspaniale. — warknęłam, będąc coraz bardziej wnerwioną.

— Wyśmienicie. — rzucił widocznie zirytowany.

Stałam oparta o blat, a Aaron o stół. Staliśmy nie odzywając się do siebie i czekając, aż któreś skapituluje. Trwało to dobre kilka minut, dopóki w kuchni nie pojawiła się Olivia. Zatrzymała się zdziwiona i spojrzała na nas jak na dwójkę wariatów. Nam to jednak jakoś szczególnie nie przeszkadzało.

— Pokłóciliście się? — wskazała palcem najpierw na mnie, później na chłopaka.

— Nie! — odpowiedzieliśmy jak jeden mąż, w tym samym momencie.

— Czyli jednak. — cicho stwierdziła, jakby bojąc się naszej reakcji. — Em... — dziewczyna wskazała na mnie telefonem, który trzymała w prawej ręce. — Dzwonił Trevor. — dodała poważnie. Chciałam jej natychmiast przerwać, ale nie zdążyłam. — Powiedział, że unikanie jego telefonów nic nie da, bo i tak musicie porozmawiać.

Aaron uniósł prawą brew do góry, zmieniając wyraz twarzy z bojowego na zaciekawiony. Nie musiałam pytać, żeby się domyślić, co mu chodzi po głowie. No ale umówimy się, słowa i ogólne zachowanie Liv, wyglądało dość dwuznacznie.

— Co się stało? — zapytała troskliwie. Kiedy jednak spojrzała w stronę chłopaka, wzdrygnęła się, jakby dopiero dotarło do niej, co właściwie powiedziała.

— Nic nie się nie stało, Liv. — wysyczałam trochę za ostro. Nic jednak nie mogłam poradzić, że rozmowa z przyjacielem poprzedniego wieczoru trochę mnie... przeraziła.

— Emily... — poczułam szarpnięcie za ramię. Byliśmy na werandzie sami, więc nie miałam, co szukać wymówki. Musiałam wreszcie z nim porozmawiać. — Nie odbierasz ode mnie... nie rozumiem, co się dzieje.

— Naprawdę? — warknęłam. — Po jaką cholerę w ogóle zaczynałeś wtedy ten temat? Nie chcę słyszeć o Parezie. On nie żyję i tego się chcę trzymać.

— Emily... oboje dobrze wiemy, że to nie koniec. Nie wmawiaj mi, że zostałaś i nie wyjechałaś tylko ze względu na Brook. — unikałam jego wzorku na wszelkie możliwe sposoby, ale jak się okazało, nie było to wcale takie proste. — Wiesz, że chcę ci pomóc, więc dlaczego traktujesz mnie jak wroga?

— Bo za każdym razem jak pomyśle o tobie, przypomina mi się on. Jesteś w pewnym sensie połączeniem, Trevor. Poprzez prace w policji i pracę nad tą konkretną sprawą, coś cię z nim łączy i jesteś w pewnym sensie najbliżej niego. — przełknęłam ślinę i dokończyłam słabszym już głosem. — Ja nie chcę, mieć z nim nic wspólnego.

Kochać wroga: Nowe początkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz