Część 34

602 64 1
                                    

Postanowiłam opuścić to miejsce. I to jak najszybciej. Wybiegłam z budynku szkoły jakby się paliło. Choć w sumie czułam jakby coś wewnątrz mnie się właśnie paliło. Było mi źle. A wręcz rozpaczliwie, ale komu ja to mogę powiedzieć? Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam... pustą ulicę. Ucieszyłam się na ten widok, ponieważ nikt nie musiał oglądać mnie zapłakanej. Nagle koło mnie przebiegła wielka grupa psów. Myślałam że na zawał zejdę, ale one jak na zawołanie zatrzymały się. Wszystkie się na mnie spojrzały a ja miałam ochotę uciekać.
- Cam...! - ze szkoły wybiegł Krystian a za nim Oliver, Max i Alex. W środku wypowiedzi się zatrzymał, ponieważ także zauważył... zbiorowisko - Camila... - nie chciał pokazywać swojej paniki - Powoli podejdź do mnie... - wyciągnął do mnie rękę, jakby w zachęcającym geście. Przyjrzałam mu się bliżej. Na jego twarzy ewidentnie widniała troska i strach o mnie. Chciałabym złapać go za rękę, ale coś po mówiło, że nie mogę, że muszę iść z tymi psami. Spojrzałam na nie. Wszystkie wielkie, postawne i groźne. Więc czemu ja się nie bałam? Patrząc na nie odczuwałam jakiś wewnętrzny spokój i... jakby radość? Nie wiem, ale wiedziałam że muszę iść z nimi. Do tej pory nie byłam jeszcze niczego tak pewna, jak tego. Znów spojrzałam na moich nowych znajomych. Każdy był z nich przerażony. Patrzyłam na nich smutno.
- Chciałabym mieć takiego brata jak ty... - powiedziałam to o dziwo normalnie. Nie cicho, jak ja to mam w zwyczaju. Oni także się zorientowali - Ale nie mogę z wami iść - potwierdziłam swoje słowa ruchem głowy.
- Co ty mówisz? - zapytał niedowierzająco Alex. Do tej pory był strasznie cichy.
- I tak wtrąciłam się w wasze życie... - odwróciłam wzrok - Nie powinno mnie w nim być.
- Camila... - zaczął niepewnie Kris, jakby bojąc się że zaraz ucieknę. Jednak ja wiedziałam że nie dam rady. Rany na stopach strasznie pulsowały. Miałam wrażenie, że jakbym zrobiła jeszcze jeden krok, to bym upadła jak kłoda - W nic się nie wtrąciłaś. Przecież sama mówiłaś, że nic nie pamiętasz. Nie masz dokąd wrócić - jego słowa mnie zabolały, ale nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się.
- U ciebie nie mogę zostać - znów pokręciłam głową - Masz własne życie. Własne problemy, a ja nie chcę być kolejnym z nich - nagle psy stały się niespokojne. Później zajmę się tym, skąd to wiedziałam. Zaczęłam się rozglądać tak jak one, aż nie zobaczyłam nadjeżdżającego samochodu. Wszystko by było dobrze, gdyby to nie był opancerzony wóz wojskowy. A na samym przodzie siedział doktor, przy którym się obudziłam. Nie jest dobrze.
- O co chodzi? - Kris musiał zauważyć mój strach, ale teraz to najmniejszy problem. Nie odpowiedziałam, więc chciał do mnie podejść, ale psy zareagowały od razu. Stanęły przede mną, zaczęły na niego warczeć i pokazywać kły. Od razu się cofnął. Spojrzałam na największego z nich, co on także zrobił. Choć były całe czarne, wiedziałam że mogę im zaufać. Czułam się jak nienormalna, ale w sumie kogo normalnego ściga wojsko? I jak się po chwili okazało z ośmioma opancerzonymi wozami?! Co ja prezydenta źgnęłam, że nie chcą mi dać spokoju?! Bernardyn, któremu patrzyłam w oczy, stanął do mnie bokiem. Nie wiedziałam o co mu chodzi, aż jeden z psów nie zaczął mnie popychać w jego kierunku. Wiedziałam, że nie mam czasu. Niepewnie usiadłam na grzbiecie bernardyna i złapałam go za ,,grzywę,,. Ostatni raz spojrzałam na chłopaków i pies zaczął biec w nieznanym mi kierunku. Czułam się jak na kolejce górskiej, choć nie wiem czy kiedykolwiek na niej byłam... Bernardyn, na którym siedziałam biegł ciągle przed siebie. Teraz jedyne co słyszałam, to zwierzęta niedaleko mnie. I o dziwo nie mówiłam tego tylko o psach biegnących przy mnie. Słyszałam mruczenie jakiegoś kota, odgłosy skrzydeł jakichś ptaków nad nami, albo brzęczenie pszczół. Było to niezwykle dziwne, ale... w jakiś sposób mnie to uspokajało. Czułam się wolna słysząc ich obecność, choć w rzeczywistości właśnie uciekałam przed... wojskiem. Chyba... Pochyliłam się jeszcze bardziej, by móc lepiej złapać ,,mojego wybawcę,,. Postanowiłam zamknąć oczy jakby mając nadzieję, że to wszystko to tylko zły sen. Nie chciałam tego widzieć. Widzieć jak świat przebiega mi przed oczami i pozostaje za mną. Nie chciałam się oglądać, ponieważ wiedziałam co tam zobaczę. Chciałam po prostu zaufać i dać się prowadzić. 

Ona i zwierzętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz