Część 28

675 67 3
                                    

 Kristiana nie było jakieś dziesięć minut. Wszedł do pokoju uśmiechnięty, co chyba świadczyło o moim przyjęciu.
- Jutro jedziesz ze mną do szkoły - potwierdził moje słowa. Mogłam szczerze powiedzieć, że był cały w skowronkach - Dam ci w końcu te ubrania, bo mówiłem to chyba z trzy razy - wyjął z szafy jakąś białą bluzkę i spodenki do gry w koszykówkę - To najmniejsze rzeczy jakie mam. Zaprowadzę cię do łazienki, gdzie się przebierzesz i idziemy spać - nie zdążyłam nic powiedzieć, bo podniósł mnie jak pannę młodą. Posadził na toalecie, podał ubrania na zmianę i powiedział przed wyjściem - Zawołaj mnie jak skończysz, to zaniosę cię z powrotem - jak powiedział, tak zrobiłam. Dopiero teraz zorientowałam się, że miałam na sobie jedynie bluzkę na ramiączka i krótkie spodenki. Wszystko białe. A przynajmniej powinno takie być. Po mojej ucieczce było prawie że czarne. Nogi mnie strasznie bolały. Czułam rany na stopach.
- Kristian... - nie powiedziałam tego zbyt głośno, jednak chłopak usłyszał i zabrał mnie z powrotem do pokoju. Położył na łóżku i znów chciał odejść. A ja znów złapałam go za rękę - Nie zostawiaj mnie... - mogłam się założyć, że w moich oczach widać było błaganie. Ale nie mogłam się teraz tym przejmować. Nie chciałam.
- Mam spać z tobą? - zapytał mnie niepewnie, jakby bojąc się o moją reakcję ale kiwnęłam głową - No dobrze - podczas gdy on zdejmował koszulkę i spodnie, ja zakopałam się pod kołdrę. Dopiero teraz odczuwałam jak mi zimno. Położył się przy mnie, a ja poczułam jak się spina - Kobieto! - przez strach skuliłam się bardziej - Camila, ja przepraszam ale jesteś strasznie zimna... Trzeba cie ogrzać - od razu przysunął mnie do siebie i wtulił w klatkę piersiową. Czułam jak jego ramiona gładzą mnie po plecach w uspokajającym geście, co pomogło - Idź spać maluchu. Jak zaśniesz, posmaruję ci stopy maścią, byś mogła jutro chodzić - to były ostatnie słowa przed snem. 

->->->->->

Wstałam czując promienie słońca na twarzy. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Kristiana. Godzina na zegarku ściennym pokazywała szóstą trzydzieści. Szturchnęłam chłopaka lekko w ramie, na co się przekręcił w bok. Usiadłam na skraju łóżka i zbierałam w sobie odwagę. W końcu stanęłam na moich okaleczonych nogach i trzeba przyznać, że nie było tak źle. Z każdym krokiem przyzwyczajałam się do niewielkiego bólu. Postanowiłam więc zrobić śniadanie. Może w końcu się na coś przydam... Zeszłam do kuchni i zastanawiałam się co zrobić. Postawiłam na gofry, bo kto nie lubi gofrów? Zaczęłam robić ciasto. Niedługo potem śniadanie było gotowe. Były tu jeszcze owoce, więc je umyłam a te co się dało pokroiłam. 
- Dzień dobry - podskoczyłam z zaskoczenia i obejrzałam. Kristian stał przede mną w samych bokserkach, z zaspanym wzrokiem i włosami ułożonymi w każdą stronę. 
- Dzień dobry - powiedziałam cicho wstawiając talerz gofrów na stół. Pokazałam mu by usiadł, a ja nalałam mu wcześniej zrobionej herbaty. Usiadłam na przeciwko niego i wydusiłam - Przepraszam... Za wczoraj... - czułam wypieki na policzkach, więc schyliłam głowę.
- Nic ci się nie stało i to jest najważniejsze - uśmiechnęłam się na te słowa - Pysznie pachnie... - zaciągnął się zapachem gofrów.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz? Użyłam składników bez twojej zgody... - jak tak tera o tym pomyślałam, to zrobiło mi się głupio. 

Mam nadzieję, że się spodoba!!! :***

Ona i zwierzętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz