Część 37

596 64 0
                                    

- Kris, te krzyki nic nie dają - zawołał chyba Alex do kolegi. Musiałam polegać tylko na zmyśle słuchu, ponieważ oczu dalej nie odważyłam się otworzyć.
- Niechętnie to mówię, ale Oliver ma rację - Oliver powiadasz...? Mam tylko nadzieję, że mnie nie zauważą, bo wtedy może być koniec wszystkiego - Może już dawno wyszła z lasu i szuka drogi powrotnej?
- Albo jakieś dzikie wilki ją rozszarpały? - teraz to na pewno już był Alex. Jego głos wydał się taki... zamyślony.
- Kurwa, nie pomagasz! - prawie że pisnęłam na krzyk Krisa. Powstrzymując się przed otworzeniem oczu, poczułam coś miękkiego na ręce. Nie wiem dlaczego, ale serce nie biło mi już tak mocno a oddech się uspokoił. Otworzyłam powoli oczy. Zobaczyłam czarnego pieska, który ułożył swoją łapę na mojej ręce. Patrzył mi prosto w oczy, przez co miałam wrażenie jakby chciał mnie uspokoić. Miał piękne czarne ślepka, niczym gwiazdy na niebie. Choć słabe określenie względem kolorów... Nie wiem dlaczego, ale po pewnym czasie, widziałam coś niepokojącego w jego oczach. Spokój i... jakby zawziętość zastąpiły strach z obawą. Później wszystko działo się tak szybko, że mam wrażenie jakby nigdy się to nie wydarzyło. Bernardyn, na którym tu ,,przyjechałam,, złapał mnie za kołnierz kombinezonu, bym nie mogła się ruszyć. W chwili, gdy patrzyłam niezrozumiale na mojego towarzysza, ciepła łapa zniknęła za mojej dłoni. Znów spojrzałam się przed siebie, jednak nie zobaczyłam już tych czarnych gwiazdek. Zobaczyłam czarnego psa, który biegnie jak wichura w kierunku Krisa i reszty szczekając. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zauważyłam w oddali mężczyzn ubranych w mundury wojskowe. Już mnie znaleźli? Pies zwracał na siebie uwagę wszystkich wokoło i biegł w nieznanym mi kierunku. Chciałam krzyczeć, wołać by został z nami. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam zdezorientowana, choć gdzieś głęboko w środku zdawałam sobie sprawę z sytuacji. Głos ugrzązł mi w gardle i za żadne skarby nie chciał się wydostać. Pies z każdą chwilą był coraz dalej, a ja mogłam jedynie próbować wyrwać się ze stalowego uścisku szczęk bernardyna. 
- Za nim! - spojrzałam lekko w prawo, bo zobaczyć umundurowanego żołnierza, biegnącego za moim psim bohaterem. Nie wiem kiedy ani w jaki sposób, ale znalazłam się na grzbiecie mojego ,,przewoźnika,,. Dalej nie byłam zdolna do wypowiedzenia choćby jednego słowa, a tym bardziej do przejęcia inicjatywy. Zanim się zorientowałam, bernardyn zaczął biec jak najdalej od ludzi. Wszyscy jak na rozkaz zaczęli biec za czarnym czworonogiem. Chciałam rzucić się w drugą stronę, by pomóc zwierzęciu, jednak instynktownie trzymałam sierści mojego przewoźnika. Byłam nawet gotowa krzyczeć i pokazać moją osobę, by tylko go zostawili. Jednak jak na złość, głos dalej nie chciał się wydostać z mojego zaschniętego gardła. Jednak jeśli nic nie zrobię, w końcu go dopadną i... nawet nie chcę o tym myśleć. Oddalamy się coraz bardziej, myśl! Mam bezsensowny pomysł, ale... Niech się uda!
- Moglibyście... Zawrócić? - jak trzeba być głupim, by mówić do zwierząt? Choć nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że mnie rozumieją. Wszystkie czworonogi patrzyły na mnie... Zdziwione? Na ich miejscu też bym nie wiedziała o co chodzi. Mimo wszystko, miałam wrażenie, że mogę mówić dalej - Jeśli czegoś nie zrobimy, coś mu się stanie - trochę zwolniły, jednak nie zawróciły - Wiem, że mnie rozumiecie - jasne... - Pozwólcie mi go uratować. Jeśli coś mu się stanie przezemnie, to... - głos znów mi ugrzązł w gardle. Na szczęście gromada zawróciła i znów przyspieszyła. Nigdzie nie widziałam biegnących ludzi, jednak doskonale słyszałam ich krzyki. Pochyliłam się, by zmniejszyć opór powietrza i zamknęłam oczy. Już przez tą prędkość, zaczęły mnie szczypać.
- Nick stary, łap go! - usłyszałam krzyk Krisa. Nick? Kto to jest? Na pewno nie jest z ich paczki, bo... Mam takie wrażenie - Nieźle! - złapał go?! Otworzyłam oczy i wbrew pozorom byliśmy już blisko. Bardzo blisko. Zebrałam się w sobie i zrobiłam to, co zrobić chciałam już dawno.
- Zostawcie go! - krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Wszyscy jak poparzeni spojrzeli w moją stronę. A przez szok, nieznajomy mi chłopak, zapewne Nick, puścił czarnego psiaka. Przebiegłam koło nich patrząc, czy niczego nie zrobią. Jednak zdezorientowanie im na to nie pozwoliło.

Ona i zwierzętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz