^8^

5.2K 417 101
                                    


                                                                                          


                                                                                                    8.



Christine opadła z sił i gdyby Joe jej nie przytrzymał, zsunęłaby się z blatu.

Chłopak zaoferował jej swoje silne ramiona i z ulgą wsparła się o nie. Oddychała ciężko i niespokojnie, ale powoli wracała do siebie.

-Co ty ze mną robisz...- wyszeptała, zanim zdążyła ugryźć się w język.


Miała być chłodna, zimna, miała zachować dystans. Tymczasem przy Joe zachowywała się zupełnie jak nie ona. Zgubiła się gdzieś od czasu ich pierwszej, wspólnej nocy.


-Nie wiem, ale wiem co robisz ze mną ty, Chrissie- odparł, wtulając się w jej szyję.

Oddech Joe na jej skórze wprawił Christine w stan euforii. Zamknęła oczy na moment, rozkoszując się tą chwilą. Oplotła ramionami talię Joe, ciągle nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Bała się pomyśleć o konsekwencjach, bo mogą być bolesne. Od utraty pozycji w szkole, po utratę przyjaźni White'ów. Nie mogła sobie na to pozwolić.

-Joe...- odezwała się po chwili.

-Mhm?- wymruczał, gładząc jej plecy.

-Dlaczego przyjechałeś do mnie dzisiaj?

Odsunął się od niej i popatrzył w oczy. Wyraz jego twarzy zdradzał troskę, jakiej dawno nie widziała u mężczyzny, który na nią zwrócił uwagę. Niemal wszyscy zakładali, że skoro jest silną, niezależną kobietą, nie potrzebuje czułości.


Potrzebowała jej bardziej niż ktokolwiek inny.


-Widziałem jaka byłaś dzisiaj zmęczona- Joe odezwał się po chwili. -I miałem jakieś dziwne przeświadczenie, że nie zadbasz o siebie tak jak powinnaś.

Christine nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zsunęła się z blatu i ominęła chłopaka kręcąc głową.

-Jeśli wydaje ci się, że przyjdziesz tu, żeby poprawić mi humor pieprząc mnie, to grubo się mylisz. Nie mam na to ochoty. Tak jak powiedziałeś, jestem zmęczona- dodała, unosząc do ust kieliszek z winem.

Nie miała zamiaru kolejny raz zostać zabawką. Nie tym razem.


Sądziła, że Joe się oburzy, zacznie protestować i mówić, że nie po to tu jest. Okazał się jednak lepszym graczem niż zakładała.

Spokojnie usiadł na barowym stołku i podparł brodę dłonią.

-Chrissie, Chrissie, Chrissie- cmoknął. -Niech ci się nie wydaje, że jestem bezdusznym samcem. Fakt, że nie jestem też członkiem szkółki niedzielnej, ale nie możesz mnie nazwać chamem. Przyszedłem tutaj, bo nie chciałem, żebyś była sama.

Christine ścisnęła kieliszek, starając się ukryć jak bardzo to Joe zaskoczył ją.

Powiedział coś, co chciała usłyszeć bardzo dawno temu od kogoś innego. Twarz Marc'a przemknęła przed jej oczami, ale szybko pozbyła się tego obrazka. Ostatni raz, kiedy się widzieli, nie wyglądał jak mężczyzna, którego poznała będąc nastolatką.

Inny (Seria White cz. 6)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz