^17^

4.3K 383 87
                                    


                                                                                          


                                                                                               17.






Joe uśmiechał się jak szalony, kiedy Christine tak łatwo mu uległa.  Sam zresztą niełatwo zachował nad sobą kontrolę. Najchętniej rzuciłby Christine na jej biurko, podciągnął spódnicę  i wziął jak dzikus.

Ale nie. Wolał udawać, że potrafi doskonale się kontrolować.

Choć w sumie nie wiadomo co by się wydarzyło, gdyby nie zadzwoniła sekretarka, oznajmiając czyjeś przybycie.

Joe zacierał w myślach ręce, bo wiedział, że Christine będzie o nim myśleć do samego wieczora, kiedy przyjedzie do niej i dokończy dzieła.


Wyszedł z gabinetu bardzo z siebie zadowolony. Spojrzał na sekretarkę, która uśmiechała się znacząco, jakby wiedziała co się działo w środku. A może wiedziała? Może dobrze zinterpretowała wielkie, podekscytowane oczy Joe?

W połowie drogi na korytarz prowadzący do wyjścia ze szkoły, przypomniał sobie, że nie wziął z gabinetu plecaka.


Odwrócił się i wtedy zobaczył profil mężczyzny, który chciał spotkać się z Christine. Zamarł, bo to był ten sam człowiek, któremu uratował życie i z którym jeszcze wczoraj rozmawiał w szpitalu.

Czego mógł chcieć od Christine? Kim mógł być? Kolegą?

Wtedy Joe poczuł falę gorąca, która zalała jego ciało.  Najgorszy z najgorszych scenariuszy dział się na jego oczach, a on sam, zamiast coś zrobić, stał jak wmurowany. Coś podpowiadało mu, że to właśnie jest Marc. Ale... Jak? Kim on w ogóle jest dla Christine?

Myśl, White, myśl!

Jeśli to ta sytuacja, której się bał i przed którą ostrzegała go podświadomość, to musi działać najszybciej jak się da, bo inaczej może być za późno, żeby uratować związek z Christine.

Związek, którego fundamenty, dopiero budują, więc jest go bardzo łatwo zniszczyć.

Wywołując panikę sekretarki odwrócił się na pięcie i pomaszerował stanowczo z powrotem do gabinetu Christine.

Nie pukając, złapał za klamkę i otworzył drzwi, nie zastanawiając się ani chwili dłużej nad tym co robi.

Jeśli się myli i jeśli to nie jest Marc, zawsze może powiedzieć, że zapomniał plecaka, którego faktycznie nie zabrał.


Jednak, kiedy wszedł do gabinetu i zobaczył swoją kobietę na granicy płaczu, wiedział, że się nie mylił.


Wiedział, kiedy Christine jest naprawdę szczęśliwa, kiedy jest smutna, kiedy jest zmęczona. Ale takiej gry emocji na jej twarzy, jak teraz, jeszcze nie widział.

Wyglądała na przerażoną, zszokowaną, zmartwioną, na granicy rozpaczy...

W tej chwili Joe miał generalnie w dupie co ich łączyło albo łączy. Póki Christine jasno nie określi, że nie życzy sobie jego obecności  w tej chwili, zostanie z nią choćby miał obić piękną buźkę tamtego fagasa.

Inny (Seria White cz. 6)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz