LXXV. Skórozmienni

1K 47 6
                                    

Musieliście znaleźć Kirę. Po tym jak ją oskarżyli o morderstwo chimery i uniewinnili, jej rodzice, a właściwie matka, postanowiła wywieźć ją do Nowego Meksyku, żeby ludzie, którzy nazywają się Skórozmienni, pomogli jej zapanować nad wewnętrznym lisem. Czyli samo przez się mówi, że zapowiadała się długa wycieczka. Chcieliście wyjechać wcześnie rano, żeby nie jechać w upał, ani żeby nie jechać w nocy. Co niestety i tak było nieuniknione. Czekaliście na Scotta przed jego domem. Stiles grzebał pod maską Jeepa, Thomas wkładał kanistry benzyny do bagażnika, Stuart udawał że im pomaga stojąc pod ścianą z nosem w telefonie, a ty siedziałaś na miejscu kierowcy z nogami na kierownicy. Nie wyspałaś się. Jakiś czas temu twój tata wyszedł ze szpitala i od razu postanowił wrócić do pracy, a cały dom był na twojej głowie. Do tego cała sprawa z wielkim, czarnym monstrum i Theo, który przestaje być tym Theo jakiego znałaś. Drzwi się otworzyły i wyszedł Scott.

- Czego chciał? - zapytał Thomas zamykając klapę bagażnika. Oczywiście miał na myśli Liama, który przeszedł kilka minut temu i koniecznie chciał porozmawiać ze Scottem.

- Pomóc.

- Pozwolisz mu? - odezwał się Stiles zaklejając coś taśmą.

- Za jakiś czas.

- Powinieneś zająć się nim. To twój jedyny prawdziwy wilkołak. - powiedziałaś.

- Nie widziałaś jak patrzył, kiedy mnie atakował.

- Widzieliśmy cię podczas pełni. Wszyscy znamy to spojrzenie. - odrzekł Stuart odpychając się od ściany i pakując na tylne siedzenie.

- Jeśli chcesz zebrać zespół nie zapominaj o bębniarzu. - rzekł Stiles i zwrócił się do ciebie. - Spróbuj! - zdjęłaś nogi z kierownicy i przekręciłaś kluczyk. Jeep zaskrzypiał, zawarczał i odpalił. - Udało się! - krzyknął zadowolony i zatrzasnął przednią klapę. Przesunęłaś się na miejsce pasażera, a Thomas i Scott wsiedli do tyłu.

- Wziąłeś wystarczająco benzyny? - zapytał Stiles, gdy wyjechaliście z hrabstwa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Wziąłeś wystarczająco benzyny? - zapytał Stiles, gdy wyjechaliście z hrabstwa.

- Z dziesięć kanistrów. - rzekł Thomas.

- Po co wam aż tyle? - zmarszczył brwi Scott.

- Bak trochę przecieka. - wzruszyłaś ramionami.

- Ja wziąłem benzynę, a kto wziął prowiant? - zapytał Thomas.

- To nie piknik, czy szkolna wycieczka. - zadrwił Stuart.

- Mam przez cały dzień nic nie jeść? Umrę tu.

- W bagażniku jest torba. - powiedziałaś.

- Teraz mi mówisz?

- Podobno jesteś głodny.

- Jest przykryta dziesiątką ciężkich kanistrów.

- Nie mój problem.

- Czemu tu jest tak gorąco? - zmarszczył brwi Stuart.

Rodzeństwo StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz