XXVII. Pokonany

1.4K 76 13
                                    

Tydzień po napadzie Matta na posterunek był nadzwyczaj drażliwy. Melissa dowiedziała się, że jej syn jest wilkołakiem, a sam Scott nie odzywał się do was od tamtego wieczoru, którego między innymi zginął Matt. Utopił się w pobliskim strumieniu, a wasz tata za wyjaśnienie sprawy morderstw został przywrócony na stanowisko. Jednak to była chyba jedna i jedyna dobra wiadomość. Stiles miewał napady paniki. W ciągu tygodnia miał ich aż trzy, Thomas miał jeden, a Stuart na razie wyglądał na całkiem zdrowego, chociaż słyszałaś, jak w nocy chodził po swoim pokoju, zamiast spać. Ty miałaś przeczucie, że śmierć Matta nie zakończy morderstw i między innymi dlatego wasz tata wysłał was do szkolnego psychologa. Ty pierwsze spotkanie miałaś tego dnia. Stiles, Stuart i Thomas mogli sobie na nie chodzić, ale ty nie zamierzałaś, dlatego wybrałaś się na spacer.

Chodziłaś ulicami Beacon Hills. Nawet nie chciało ci się myśleć, że gdybyś nie wyszła ze szkoły, siedziałabyś w gabinecie i słuchała przypuszczeń jakiejś kobiety, która nie ma pojęcia, o co tak na prawdę chodzi. Brały cię drgawki, gdy myślałaś o dusznym, ciasnym pomieszczeniu, w momencie gdy na prawdę chodziłaś chłodnymi ulicami miasta. Zamyśliłaś się patrząc w ziemię, aż na kogoś wpadłaś.

- Przepraszam. - powiedziałaś i podniosłaś głowę.

- Ja przepraszam. - odpowiedział Isaac uśmiechając się. - Nic ci nie jest?

- W porządku. - rzekłaś. - Zamyśliłam się. - uśmiechnęłaś się lekko i ruszyłaś dalej.

- Powodzenia na dzisiejszym meczu. - powiedział Isaac, gdy go minęłaś. Odwróciłaś się do niego.

- Raczej nie zagram. - wzruszyłaś ramionami. - Nigdy nie gram.

- A powinnaś. Dobrze ci idzie. - odrzekł.

- A ty nie będziesz na meczu? - zapytałaś, a on wsadził ręce do kieszeni jeansów.

- Niestety.

- Czemu? - spytałaś, a on po chwili westchnął ciężko.

- Erica i Boyd chcą odejść od stada Dereka. - rzekł smętnie. - Chyba do nich dołączę.

- Co?! - krzyknęłaś, a on aż podskoczył i spojrzał ci w oczy. - Nie mogą odejść. To ich stado.

- Znaleźli inne.

- I ty idziesz z nimi? - mówiłaś wkurzona, a on prawie niewidocznie kiwnął głową. Prychnęłaś i odwróciłaś się na pięcie ruszając w stronę domu. Isaac nie wołał za tobą, ale wiedziałaś, że stał nadal patrząc na twoje plecy, aż zniknęłaś za rogiem. Wpadłaś do domu trzaskając drzwiami. Nie wiedziałaś nawet czemu, ale zachowanie tej trójki cię zdenerwowało. Nie opuszcza się stada od tak. Weszłaś do pokoju i chwyciłaś torbę ze strojem. Odwróciłaś się, ale stanęłaś nagle, bo w drzwiach stał twój tata z założonymi rękami.

- Czemu nie byłaś u psychologa? - zapytał dziwnie spokojnie, co w ogóle nie pasowało do jego postawy.

- Bo nie jestem walnięta. - powiedziałaś wkurzona.

- Do psychologa nie chodzą tylko ludzie walnięci. - tłumaczył. - Ludzie, którzy mają problemy też...

- Nie mam żadnego problemu. - prawie krzyknęłaś.

- Jedziesz? - między futryną, a twoim tatą pojawiła się głowa Stuarta. Poprawiłaś ramię torby i przepchnęłaś się do wyjścia.

Po 20 minutach stałaś już w szatni, ubrana w swój strój do lacrosse z numerem 5.

- Dzień dobry. - zaczął trener oficjalnie, a wszyscy zgromadzili się wokół, żeby lepiej słyszeć. - Za niecałą godzinę nasz samolot dołączy do innych i rozpocznie się największa bitwa powietrzna w historii ludzkości. Ludzkość... To słowo dziś nabierze nowego znaczenia. - ktoś puknął cię w ramię i zobaczyłaś Melissę.

Rodzeństwo StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz