*Czkawka
Wstałem z ziemi i otrzepałem się ze śniegu.
-Wszyscy cali?-Spytałem, szukając każdego jeźdźca z osobna. Usłyszałem pojedyncze odpowiedzi, które potwierdziły mnie w przekonaniu, że wszyscy żyją.
-Czkawka czemu was tak długo...-Chciał się dowiedzieć Arvokas, ale przerwał swą wypowiedź na widok Johtaja.
-Ojcze czy to ty?-Pytał z obawą w głosie.
-Kto jak nie ja, nie poznajesz swojego staruszka?-Zaśmiał się i objął syna silnymi ramionami.
-A ja mówiłam, że Tata nie jest daleko, ale nikt mnie nie słuchał.-Odezwała się Lumi i przyjęła obrażoną minę.
-Mój płatek śniegu jak zawsze nieomylny.-Przyznał wódz Permafrost i pogłaskał córkę po policzku, zmazując jej przy tym grymas z twarzy.-Trzeba opatrzyć nóżkę.-Jak powiedział tak zrobił. Szybko zauważył ślady bicia.-Co ci się stało dziecko?-Przeraził się mężczyzna. Dziewczynka zamilkła.
-To Valhe.-Wyjaśniła Astrid, której właśnie pomagałem wstać.
-Niech ja go tylko dorwę!-Rozzłościł się.
-Spokojnie nasza Pani Haddock już się nim zajęła.-Zapewniła go Szpadka, a ja odruchowo popatrzyłem się na żonę. Teraz dostrzegłem i u niej skutki walki. Jej pięści były mocno opuchnięte, a na ciele widniały liczne siniaki. Mierząc ją wzrokiem moim oczom nie umknął fakt, że jest ubrana w krótką koronkową sukienkę na ramiączkach. Drżała z zimna, od razu zdjąłem z siebie futro i opatuliłem nim ukochaną, nie zważając na protesty.
-Czas wracać do wioski.-Oświadczył Arvokas. Przytaknąłem na znak zgody i ustaliłem:
-Lumi poleci razem z Astrid, Arvokas z Sączysmarkiem, a Johtaj ze mną.
Wichura powitała swoją panią z radością, przymilając się i liżąc jej twarz.
Byliśmy już w powietrzu gdy moja małżonka zabrała głos:
-Ahne opowiadał coś o ostatecznym ataku Mroźnych Diabłów na wioskę. O ile się nie mylę to ma się stać jutro rano.
-To trzeba się pośpieszyć-Uznałem.-Dowiedziałaś się coś więcej o tych smokach.-Niestety niewiele. Tyle, że były okradane przez ludzi Varasa, a ich złość kierowali na osadę.-Odpowiedziała.
-Jeśli będziemy lecieć przez całą noc, to dotrzemy tam o świcie.-Powiadomiłem.
Powoli zapadała ciemność zmęczenie dawało mi się we znaki. Trudno mi było nie myśleć o Mroźnych Diabłach. Dlaczego atakują? Jak je powstrzymać? To wszystko mnie przytłaczało. Przemieszczając się patrzyłem się w dół, moim oczom ukazał się niecodzienny widok.
-Czy to nie...-Zaczął Śledzik, ale mu przerwałem dając znak, że lądujemy. Jednak wzrok mnie nie mylił to było jajo. Białe w szaro-błękitne plamy. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu matki, lecz oprócz nas nie było tu żywej duszy. Nagle obiekt zaczął pękać, już za chwilę mieliśmy być świadkami narodzin. Wybuch oszołomił wszystkich jeźdźców.
-To młode Mroźnego Diabła.-Wydukał Arvokas. Obserwowaliśmy małego gada, który ze starannością zbierał resztki swojego tymczasowego domu. Gdy skończył, począł wydrapywać coś z ich wewnętrznej strony. Zapaliłem latarnie, by móc się mu lepiej przyjrzeć. Jego pokarmem były niebieskie kamienie, znajdujące się wewnątrz jaja. Takie same jak ten, który niedawno znalazłem
-To na nich zależało Ahne.-Wyjaśniłem reszcie.-Okradał te smoki z jaj. Potem rozbijał, by młode nie wykluły się i nie zjadły kamieni.-Nie dowierzałem okrucieństwo tego człowieka.
CZYTASZ
Czy warto?
FanfictionAstrid i Czkawka są trzy miesiące po ślubie wygląda na to, że wszystko zaczyna się powoli układać. Sytuacja jednak się zmienia, gdy przychodzą niepokojące wieści o dawnym przyjacielu Stoicka. Jeźdźcy smoków muszą chwilowo opuścić Berk i załatwić kil...