10. Ostatni wysiłek

950 63 30
                                    

*Czkawka

Wstałem z ziemi i otrzepałem się ze śniegu.

-Wszyscy cali?-Spytałem, szukając każdego jeźdźca z osobna. Usłyszałem pojedyncze odpowiedzi, które potwierdziły mnie w przekonaniu, że wszyscy żyją.

-Czkawka czemu was tak długo...-Chciał się dowiedzieć Arvokas, ale przerwał swą wypowiedź na widok Johtaja.

-Ojcze czy to ty?-Pytał z obawą w głosie.

-Kto jak nie ja, nie poznajesz swojego staruszka?-Zaśmiał się i objął syna silnymi ramionami.

-A ja mówiłam, że Tata nie jest daleko, ale nikt mnie nie słuchał.-Odezwała się Lumi i przyjęła obrażoną minę.

-Mój płatek śniegu jak zawsze nieomylny.-Przyznał wódz Permafrost i pogłaskał córkę po policzku, zmazując jej przy tym grymas z twarzy.-Trzeba opatrzyć nóżkę.-Jak powiedział tak zrobił. Szybko zauważył ślady bicia.-Co ci się stało dziecko?-Przeraził się mężczyzna. Dziewczynka zamilkła.

-To Valhe.-Wyjaśniła Astrid, której właśnie pomagałem wstać.

-Niech ja go tylko dorwę!-Rozzłościł się.

-Spokojnie nasza Pani Haddock już się nim zajęła.-Zapewniła go Szpadka, a ja odruchowo popatrzyłem się na żonę. Teraz dostrzegłem i u niej skutki walki. Jej pięści były mocno opuchnięte, a na ciele widniały liczne siniaki. Mierząc ją wzrokiem moim oczom nie umknął fakt, że jest ubrana w krótką koronkową sukienkę na ramiączkach. Drżała z zimna, od razu zdjąłem z siebie futro i opatuliłem nim ukochaną, nie zważając na protesty.

-Czas wracać do wioski.-Oświadczył Arvokas. Przytaknąłem na znak zgody i ustaliłem:

-Lumi poleci razem z Astrid, Arvokas z Sączysmarkiem, a Johtaj ze mną.

Wichura powitała swoją panią z radością, przymilając się i liżąc jej twarz.

Byliśmy już w powietrzu gdy moja małżonka zabrała głos:

-Ahne opowiadał coś o ostatecznym ataku Mroźnych Diabłów na wioskę. O ile się nie mylę to ma się stać jutro rano.

-To trzeba się pośpieszyć-Uznałem.-Dowiedziałaś się coś więcej o tych smokach.-Niestety niewiele. Tyle, że były okradane przez ludzi Varasa, a ich złość kierowali na osadę.-Odpowiedziała.

-Jeśli będziemy lecieć przez całą noc, to dotrzemy tam o świcie.-Powiadomiłem.

Powoli zapadała ciemność zmęczenie dawało mi się we znaki. Trudno mi było nie myśleć o Mroźnych Diabłach. Dlaczego atakują? Jak je powstrzymać? To wszystko mnie przytłaczało. Przemieszczając się patrzyłem się w dół, moim oczom ukazał się niecodzienny widok.

-Czy to nie...-Zaczął Śledzik, ale mu przerwałem dając znak, że lądujemy. Jednak wzrok mnie nie mylił to było jajo. Białe w szaro-błękitne plamy. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu matki, lecz oprócz nas nie było tu żywej duszy. Nagle obiekt zaczął pękać, już za chwilę mieliśmy być świadkami  narodzin. Wybuch oszołomił wszystkich jeźdźców.

-To młode Mroźnego Diabła.-Wydukał Arvokas. Obserwowaliśmy małego gada, który ze starannością zbierał resztki swojego tymczasowego domu. Gdy skończył, począł wydrapywać coś z ich wewnętrznej strony. Zapaliłem latarnie, by móc się mu lepiej przyjrzeć. Jego pokarmem były niebieskie kamienie, znajdujące się wewnątrz jaja. Takie same jak ten, który niedawno znalazłem

-To na nich zależało Ahne.-Wyjaśniłem reszcie.-Okradał te smoki z jaj. Potem rozbijał, by młode nie wykluły się i nie zjadły kamieni.-Nie dowierzałem okrucieństwo tego człowieka.

Czy warto?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz