Płytki i równomierny oddech. Mężczyzna leżący tuż obok mnie pogrążony był w głębokim śnie.
Kto by pomyślał,że skończę w taki sposób.
Zsuwając powoli kołdrę z mojego ciała, usiadłem na łóżku.
Ból w plecach i kac.
Nieźle wczoraj zabalowałem.
Schylając się do spodni rzuconych na podłogę, wyciągnąłem z nich paczkę papierosów.
Odpalając jednego z nich usiadłem na fotelu usytuowanym w kącie pokoju. Patrząc na sylwetkę mężczyzny leżącego w moim łóżku, prychnąłem pod nosem.
Czułem się jak największy hipokryta na świecie.
Zawsze myślałem,że kręcą mnie tylko laski.
Najwidoczniej się myliłem.
Pogrążając się w myślach, byłem coraz bardziej przekonany do moich przemyśleń i planu,który chciałem wcielić w życie.
Mój głównym celem lub po prostu pragnieniem było odnalezienie Keitha.- Keith, wyjdźmy dziś do baru plsss - jęczał Lance.
- Nie mam zamiaru znowu zanosić Cię do pokoju.
- mruknął Keith.
- Tym razem będę grzeczny! Obiecuję!
- krzyknął Lance z entuzjazmem.
Chłopak zaczął wywalać wszystkie możliwe ciuchy z szafki.
- W której mi lepiej ?
Trzymając dwie prawie identyczne koszulki McClain spojrzał znacząco na Keitha.
- Lance obojętnie, zachowujesz się jak baba.
Wydymając usta Lance podparł dłonie na biodrach.
- Ja tylko chcę wyglądać dobrze !!
- Dla mnie zawsze wyglądasz dobrze.
Zastanawiając się nad wypowiedzianymi słowami, na policzkach Keitha zawitały rumieńce.
Odwracając wzrok jak najdalej od Lance'a, Keith zaczął karcić się w myślach.
Nie potrwało to zbyt długo, gdyż melodyjny głos Lance'a przerwał ciszę.
- I to mi się podoba Kogane.Cholera.
Jakby to nazwać.
Motylki w brzuchu?
Tak,to chyba dobre określenie .
Keith zdążył już zapomnieć jakie to uczucie,lecz teraz był w nim wręcz pogrążony.
Jedno głupie zdanie doprowadziło go do takiego stanu.
Chłopak próbował uspokoić swoje emocje, gdy Lance posłał buziaka prosto w jego stronę.
Zamurowało go.
Było już kompletnie po nim.
- McClain przysięgam,że kiedyś Cię zabije
- wymamrotał Keith
Wiedząc, że coraz szybciej i bardziej zakochuje się w swoim przyjacielu.Siedząc już w barze przy szklankach z złoto-brunatnym trunkiem,chłopacy relaksowali się atmosferą.
Jazzowe nuty i ciche śmiechy innych gości baru zdawały się wypełniać to miejsce.
Było już sporo po północy, Lance odczuwał już skutki działania alkoholu. Patrząc przymrużonym wzrokiem na Keitha siedzącego obok, uśmiechnął się szelmowsko.
Ręka, która dotychczas znajdowała się na udzie chłopaka powędrowała w kierunku twarzy Keitha.
Długie palce kreśliły linię wzdłuż szczęki chłopaka.
- Jesteś.. taki piękn...
Nie dokończając zdania Lance runął przed siebie niczym kłoda.
Keith nie mogąc zrozumieć co właśnie się stało siedział niczym kamienny posąg,analizując wszystko w powolnym, nasiąkniętym alkoholem toku myślenia.
Pijany Lance chrapał cicho na stoliku, kiedy to Keith doznał olśnienia.
Chcąc usłyszeć jeszcze raz słowa wypowiedziane w jego kierunku. Upewniając się przy tym,że się nie przesłyszał.
- Ej, ty.. coś ty powiedział ?
- mm? Mamo daj mi spokój. Wyjdź stąd. Jeszcze pięć minut.
-mamrotał bezsensownie Lance.
Rozczarowany Keith, westchnął po czym wziął swojego kompana pod ramię.
Chwiejnym krokiem wyszli z baru.
Mogło być romantycznie.
Skończyło się tak jak zwykle.
Dwóch nieźle wstawionych chłopaków, wracających późną nocą do akademika, gdzie prześpią ranek, wytrzeźwieją i może zapomną wydarzenia wczorajszej nocy.
CZYTASZ
Rose Spikes // klance
FanfictionOpadające płatki wiśni,oznaczające początek i koniec. Splecione dłonie i uczucie,prowadzące do rozkwitu. Walka i więź, potrafiąca ranić niczym kolce róży. Opowieść o miłości Keitha i Lance'a z Voltrona. Niektóre fakty dotyczące postaci zostały zmie...