28.Test & Recognise

506 55 9
                                    

Płatki śniegu,które spadały powolnie z nieba i bezkres bieli,która była głównym elementem krajobrazu.
Jon Snow przemierzał na swym koniu długą i męczącą drogę do Winterfell.
Jego ciemne włosy i oczy,które kryły za sobą wiele tajemnic.
Atmosfera zagęszczała się, powodując coraz to większą ciekawość i niepewność.
Punkt kulminacyjny zbliżał się nieuchronnie.
Płytki oddech i lekko rozwarte usta,które zdawały się być gotowe na wypowiedzenie słów przestrogi.
Megan była zupełnie pochłonięta przez swój ulubiony serial.
Nie mogła oderwać oczu od ekranu smartfona.
Kochała wolny czas w pracy,nikt nie zadawał jej upierdliwych pytań ani poleceń.
Dodatkową zaletą było to,że mogła ujrzeć swojego chłopaka - Jona Snowa.
Meg była zakochana po uszy w jego postaci,wyrażała się o nim jak o swojej drugiej połówce.
Wszyscy myśleli,że dziewczyna naprawdę spotyka się z jakimś Jonem.
No cóż, można by rzec,że spotyka się,ale ze swoim ulubionym serialem i bohaterem,w którego wlepia swoje niebieskie oczy.
W przychodni panowała kompletna cisza dopóki nie przerwał jej podniesiony głos brunetki.
- Cholera!
- powiedziała głośno Megan.
Nieznany numer i zielona słuchawka widniejące na stosunkowo małym ekranie przerwały jej seans.
Dziewczyna przeklinała w głębi duszy osobę,która to zrobiła.
Wzdychając cicho odebrała nieszczęsne połączenie.
- Halo?
- Spytała lekko niepewnym głosem.
Podirytowany wyraz twarzy Meg zmienił się w mieszankę niedowierzania i szoku.
- Dobrzę zaraz tam będę.
Śpiesząc się jak tylko mogła,wybiegła z przychodni.
Wsiadając do samochodu wystukała sms informujący o tym,że pilnie potrzebują jej w szpitalu.
Jej droga do celu wyglądała bardziej jak jakiś wyścig niż przepisowe prowadzenie samochodu.
Przemierzała labirynt identycznie wyglądających, ponurych korytarzy.
Szpitale kojarzyły jej się tylko i wyłącznie ze smutkiem,a co za tym idzie śmiercią.
Pewnie nie przyjechałaby tu gdyby nie chodziło o niego.
Słysząc krzyki dochodzące z pokoju kilka kroków od niej, przeszła ją gęsia skórka.
Dobrze znała ten głos.
Nie wiedziała,że sytuacja będzie na tyle poważna.
Wchodząc do sali spostrzegła istną szamotaninę.
Dwóch pielęgniarzy usilnie próbowało odciągnąć chłopaka,który wyrywał się i krzyczał.
Krew dekorowała rękaw jego koszuli.
Biorąc się w garść,Meg wiedziała co ma robić.
- Lance, uspokój się idioto!
- krzyknęła poważnym tonem.
-Keith.
- wyszeptał zanosząc się płaczem.
- Hej, Hej uspokój się McClain.
Słysząc to chłopak przerwał się wyrywać po czym skierował swe zapłakane oczy wprost na twarz dziewczyny.
Meg podeszła i przytuliła z całej siły Lance'a.
- Poradzę już sobie.
- powiedziała do dwóch pielęgniarzy,wyprowadzając powoli Lance'a z sali, w której leżał nieznany jej chłopak.
Meg nie wiedziała kim on był dla Lance'a,ale była pewna,że osoba ta na pewno dużo dla niego znaczy.
Jej ulubiona bluzka była teraz mokra od łez.
Siedziała w poczekalni i gładziła szatyna po głowie.
Jedyne co mogła zrobić to dać mu się wypłakać.
Lance wtulał się w nią jak małe,bezradne dziecko.
Minuty mijały,chłopak uspokojał się.
- Przepraszam,przepraszam..
-powtarzał jak mantrę Lance.
- Już dobrze, nie przepraszaj,ale przydałyby się słowa wyjaśnienia.
- powiedziała cicho brunetka.
- On ma małe szanse na przeżycie Meg.
Szatyn zaniósł się znowu głębokim płaczem.
Megan nie pytała o nic więcej.
Nie chciała go bardziej dołować.
Gdyby znała numer zadzwoniłaby po jego drugą połówkę.
Lance nigdy nie przyznał czy ma dziewczynę czy chłopaka.
Zwracał się o niej lub o nim określeniami po,których niczego nie można było wywnioskować.
Dziewczyna nie wiedziała co może jeszcze zrobić by choć trochę pocieszyć szatyna.
- Odwiozę Cię do domu.
- odparła po chwili.
- Ale Meg, ja nie..
- powiedział Lance drżącym głosem.
- Zamknij się i choć raz się mnie posłuchaj.
W takim stanie nic nie zdziałasz.
-cichy głos Meg w pewnym sensie zdołał przekonać szatyna.
Megan wstała po czym wręcz ciągnęła Lance'a przez korytarze szpitala.
McClain zdawał się kompletnie nieobecny.
Jego umysł wciąż wracał do widoku Keitha na szpitalnym łóżku.
Nie spodziewał się,że będzie mu dane go znowu zobaczyć,a zwłaszcza w takim stanie.
Wszystkie uczucia do niego,które dusił w sobie przez bardzo długi czas zdawały się ożywać z ogromną siłą.
Pomimo tego,że naprawdę kochał Alexa wiedział,iż nikt nie wywoła w nim takich uczuć jakie czuł będąc przy Keithie.
Wsiadając do samochodu Megan,Lance poczuł nutę niepokoju.
- Gdzie mieszkasz ?
- Wysadź mnie koło przychodni.
Poradzę sobie sam.
-wydukał po chwili Lance.
To było pytanie,którego najbardziej się obawiał.
Nie chciał,aby ludzie wiedzieli o jego życiu prywatnym.
Tym bardziej kiedy w grę wchodził wizerunek Alexa.
- Oh, chłopie czy ty chcesz straszyć niewinnych przechodni?
Mów gdzie mieszkasz, nie wypuszczę Cię pomiędzy ludzi w tak gównianym stanie.
- powiedziała zdecydowanie Meg.
Dziewczyna próbowała zachować swoją stanowczość i spokój choć naprawdę martwiła się o szatyna.
Lance po dłuższym namyśle zdradził Megan swój adres po czym wypowiedział jedno ważne zdanie.
- Ufam ci Meg.

Rose Spikes // klanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz