18. Ostatni trening i kolejny list

241 19 2
                                    

Gdy Harry, Ron i Hermiona wyszli z Pokoju Życzeń, przed nimi siedział spory, pręgowany kot.

- Dzień d-dobry, p-pani prof-fesor. - wyjąkał Ron, dobrze wiedząc, że to wcale nie jest kot.

Istotnie zwierzę przeistoczyło się w panią Minerwę McGonagall, która nie oszczędzała pokazywania światu swoich animagicznych zdolności.

- Witam, witam. - odrzekła. - Mogę wiedzieć, co robiliście o tak wczesnej porze w Pokoju Życzeń? A ty, Potter, co tutaj trzymasz? - dodała, spoglądając na artykuł z "Proroka".

- Poszliśmy tu, aby spełniać życzenia... - odrzekł Ron tępo, a Hermiona kopnęła go w łydkę.

- Ja mam tutaj fragment gazety...

- Widzę właśnie, czy to nie jest "Prorok Codzienny" sprzed dwóch tygodni?

- O-owszem, jest. - odparł Harry pewnie. Wiedział, że zaraz wszyscy trzej wpakują się w kłopoty.

- Bo wie pani, my teraz... - zaczął Ron.

- ...szukamy informacji na temat Nory, domu Rona. - dokończyła Hermiona. Całe szczęście, Ron nie miał jej za to za złe.

- A co, Weasley nie zna domu, w którym mieszka od ponad dwudziestu lat? - zauważyła pani profesor. Trafiła w samo sedno.

- Istotnie, nie w pełni znam. - odrzekł Ron z powagą. - Czy pani wiedziała, że przed wiekami w Norze mieszkał mały Godryk Gryffindor z rodziną?

- Gryffindorowie w Norze?! - zdziwiła się McGonagall. - Mój chłopcze, skąd masz takie informacje?

- Z biblioteki w Hogwarcie.

Pani profesor zakrztusiła się i zamyśliła.

- Wiecie co? Zapraszam do mojego gabinetu.

- Ale co my zrobiliśmy nie tak? - zapytał Harry.

- Nic. Zapraszam do mojego gabinetu. - powtórzyła kobieta i po chwili w jej miejscu stał już kocur z pręgami. - A ty, Potter, daj mi tę gazetę. Nie bój się, nie niszczę jej, ani nie konfiskuję. Chcę ja tylko zobaczyć.

Gryfoni popatrzyli na siebie ze strachem w oczach. Za czasów szkolnych, gdy profesor McGonagall "zapraszała" do swojego gabinetu, rzadko można było spodziewać się czegoś dobrego. Kobieta pomimo swojego wieku naprawdę szybko chodziła, a zdarzało się to wtedy, gdy była czymś albo zajęta, albo podenerwowana. Pod postacią kota wyglądało to jeszcze dziwniej, bo zwierzę po prostu biegło. W końcu cała czwórka stanęła przed drzwiami gabinetu dyrektora. Nauczycielka ponownie stanęła o własnych nogach, spojrzała na posąg gargulca w drzwiach i mruknęła:

- Czekoladowe żaby.

Minerwa odwróciła się do Harry'ego, Rona i Hermiony i kiwnęła głową do drzwi. Wystraszona trójka weszła do gabinetu i usiadła na długim fotelu, obszytym miękką poduszką.

- Moi drodzy, chciałam zapytać, kto z was i jak dotarł do tych informacji? Myślałam, że dwa tygodnie temu nie otrzymaliście Proroka? - zapytała nauczycielka, stukając nerwowo w kącik okularów.

- To ja odkryłam tę wiadomość. - Hermiona uniosła nieśmiało rękę. - Po prostu poprosiłam Pokój Życzeń o informacje na temat rodzin uczniów Hogwartu. Co prawda trochę się przy tym natrudziłam, bo nie do końca są ułożone alfabetycznie, ale tyle znalazłam.

McGonagall pokiwała powoli głową.

- Rozumiem, Weasley, że wielką dumą jest dla ciebie zamieszkanie tam, gdzie żył założyciel twojego domu. - rzekła, zwracając się do Rona.

- Jasne! - odparł Ron, lecz widząc spojrzenie Hermiony poprawił się. - Znaczy... no jest to powód do dumy, ale nie ma się czym ekscytować.

- Dobrze, już dobrze. Wracajcie do swoich zajęć. Muszę to przemyśleć. - powiedziała McGonagall.

Harry, Ron i Hermiona czym prędzej wyszli z gabinetu. Co dziwne, nie odczuwali przy tym żadnego poczucia winy. No bo co niby takiego zrobili? Czy to dziwne, że chcą wiedzieć jak najwięcej o domu swojego przyjaciela? Udali się do pokoju wspólnego i zostali obsypani pytaniami reszty kolegów. Wytłumaczyli wszystko, jak umieli. Harry przypomniał sobie, że niedługo odbędzie się uroczyste zakończenie zgrupowania drużyny angielskiej. Szybko przebrał się w czerwono-szarą szatę, chwycił miotłą, krótko wypolerował rączkę i wyszedł z Ronem w pokoju. Hermiona i pozostali dołączą do nich później. Ron ponownie nie potrafił ukryć fascynacji kolejnym spotkaniem twarzą w twarz z ukochaną drużyną. Po wejściu na stadion chłopak zajął najbliższe miejsce na trybunach, a Harry doszedł do części kadry. Jak zwykle brakowało Julie, Kate i Maxa. Po dziesięciu minutach oczekiwań, przyjaciółki wparowały... ach, nie, one wleciały na boisko, zataczając zgrabne ósemki i inne przeróżne układy. Julie uśmiechała się szeroko do bacznie obserwującego ich Olivera Wooda. Jednak ta sielanka nke trwała długo, bo po chwili na murawie zjawił się rozwścieczony trener. Wyciągnął różdżkę zza pazuchy, skierował ją w stronę dziewcząt i szybko ściągnął je na ziemię. Prawie spadłyby prosto na Harry'ego, który w samą porę chwycił różdżkę i skierował w stronę Julie i Kate zaklęcie poduszkujące. Obie zatrzymały się spokojnie na ziemi. Zerwały się na równe nogi i otrzepując się z brudu i kurzu, wysłuchiwały wrzasków trenera.

- Co to ma być?! Nie dość, że się bezczelnie spóźniacie, to jeszcze robicie jakieś wygibasy w powietrzu! To jest quidditch, czy podniebny taniec?! Jeszcze jedna taka akcja i pożegnacie się z drużyną, zanim zdążycie powiedzieć "złoty znicz"... A teraz wszyscy na rozgrzewkę! I gdzie jest ta chołota Weatherby?!

- Jestem, trenerze! - zawołał Max, biegnąc do pana Sprouta. - Coś przegapiłem... C-co wam się stało? - dodał, patrząc na ubrudzone Julie i Kate.

- Nie, absolutnie nic. - wycedził trener. - Na miotły i do rozgrzewki, ale to już!!!

Julie i Kate wymamrotały coś pod nosem, ale po chwili wzbiły się w powietrze. Co prawda nie mogły już wykonywać swoich podniebnych wyczynów i trochę się tym zniechęciły do normalnej rozgrzewki, ale mimo to płynnie i zgrabnie wykonywały poszczególne ćwiczenia. Wszyscy poza Harrym i Woodem raz po raz zwracali dziewczynom uwagę co do ich szybkości. Natomiast Harry cały czas miał w głowie to, co przeczytał w artykule z Proroka...

* * *

Harry wrócił do pokoju wspólnego, dysząc i ociekając potem. Za nim dreptał rozanielony Ron.

- Cześć! - zawołała Hermiona, widząc dwudziestojednolatkós. - Z czego się tak cieszysz, Ron?

- Dostał od sztabu zaproszenie na majowe zgrupowanie w Wiltshire. Powiedzieli, że jeśli się zgodzicie, to możecie pojechać z nami. - odparł Harry.

- A kadra już pojechała? - spytała Hermiona.

- Zostają do jutrzejszego rana. Chcą, żebyśmy ich odprowadzili do Londynu skąd wylecą. - rzekł Harry ponuro. - Szkoda, bo naprawdę ich polubiłem. Szczególnie Julie Katberry i Kate Smoes.

- Hu hu hu, już ci mówiłem, co o tym myślę. - roześmiał się Ron. Sądził, że Harry'ego trochę się spodobały nowe koleżanki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo są dużo ładniejsze od Ginny. Jednak Harry po prostu bardzo je lubił, nic poza tym.

- O czym gadacie? - spytała Luna, podbiegając do nich w podskokach.

- Będziemy mogli pojechać z Harrym na zgrupowanie w maju! Do Wiltshire! - zawołał Ron entuzjastycznie.

- Gdzie leży Wiltshire, bo szczerze mówiąc nie kojarzę? - zapytał Harry.

- Na południu Anglii. - odparła Hermiona. - Tam mieści się Dwór Malfoyów.

- Brrrr... Aż mi się odechciało tam jechać. - skrzywił się Ron. Istotnie na dźwięk tego nazwiska ciarki szły mu po plecach.

- Cześć. - powiedziała Ginny z poważną miną. - Ron, dostałam list od mamy. Mamy się jak najszybciej stawić w Norze.

Stara Tajemnica Nory ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz