11. Dziecinna sprzeczka

322 20 1
                                    

Ron pozostał w skrzydle szpitalnym na cały tydzień. Codziennie odwiedzali go przyjaciele. W międzyczasie w mieście robiło się coraz zimniej. Początek listopada w Hogwarcie wiązał się z chłodnymi dniami. Jednak dzień po powrocie Rona do zdrowia jak na zawołanie temperatura się mocno podwyższyła. Nie było najcieplej, ale na szczęście nie było deszczu, wiatru ani śniegu. Dlaczego na szczęście? Bo był to pierwszy dzień zgrupowania angielskiej drużyny quidditcha. Rzecz jasna Harry brał w nim udział. Pełnił rolę drugiego szukającego w reprezentacji. Dobrze, że zgrupowanie ma miejsce w Hogwarcie, to chłopak nie musi wyjeżdżać nie wiadomo dokąd. Wcześniej dosłano mu strój reprezentacyjny. Harry stwierdził, że co jak co, ale jednak szata drużyny Gryfonów jest ładniejsza. Wszyscy przyjaciele... ba, cała szkoła będzie go oglądać na stadionie. Dwudziestojednolatek nie będzie też "samotny" w drużynie, bo towarzyszyć mu będzie Oliver Wood, dawny absolwent Hogwartu. Przed siedmioma laty chłopak był kapitanem drużyny Gryffindoru na pozycji obrońcy. Ten już na początku roku dostał powołanie do kadry narodowej. Hogwart oprócz wybitnych czarodziejów wyuczył wspaniałych zawodników quidditcha i dla każdego absolwenta jest to ogromny powód do dumy. Najwięcej kadrowiczów wyszło z Gryffindoru. Dziś Harry jest już gotowy na pierwszy dzień zgrupowania!

- Jak tam, Harry? Gotów? - spytała Hermiona.

- Jasne! - odparł Harry.

- Pooglądamy wasz pierwszy trening. - powiedział Ron. - Potem musimy niestety iść na transmutację do Krukonów i Puchonów.

- Szkoda, że ty się nie załapałeś. Byłbyś dobrym obrońcą. - przyznał ponuro Harry.

- E tam, Wood jest lepszy. - odrzekł Ron. - Poza tym nie jestem aż tak dobry, żeby należeć do kadry.

- Przestań, Ron, oni się po prostu nie znają. - uśmiechnęła się Hermiona.

- No dobra, kadra powinna już przyjechać. Idziemy? - zaproponował Harry.

- Tak, idziemy! - zawołała reszta.

Wszyscy trzej poszli na stadion. Harry przebrał się w szatę i już miał dosiadać swej ukochanej Błyskawicy, gdy ktoś zaczął go wołać.

- Harry! Harry! - wołał ten ktoś. Okazało się, że był to Oliver Wood, który przybył już z resztą kadry.

- Harry! Jak miło cię znowu widzieć! - krzyczał Wood, przytulając Harry'ego.

- Ciebie też miło widzieć, Oliver. - odparł Harry. - Emm... czy to jest cała drużyna? - spytał, spoglądając na pozostałych zawodników.

- Ach, więc tak. To jest twój pomocnik, szukający Greg Meadow. To są dwaj obrońcy, Kate Smoes i Barty Filling. To są czterej pałkarze, Bob Timbridge, Patrick George, Arthur Buddy i Thomas Mirry. To są ścigający, Julie Katberry, Lucas Spell, Paul Easying, Max Weatherby i Frank Crooks. O, i jeszcze poznaj naszego trenera, pan Dominick Sprout. - Wood zapoznał Harry'ego z całym zespołem.

- Miło mi pana poznać, panie Potter. - zaczął trener i wyciągnął rękę do Harry'ego. - Mów mi po prostu "trenerze".

Trener Sprout był wysokim, barczystym mężczyzną o blond czuprynie i jasnozielonych, wesołych oczach. Po jego posturze można było zgadywać, że wcześniej grał na pozycji ścigającego.

- Ja... ja jestem Harry. Też miło mi pana poznać. - speszył się Harry. Zauważył, że pan Sprout bacznie obserwuje jego czoło.

- Och... przepraszam, Harry! Nie wiedziałem... przecież to Harry Potter! Ludzie, ja będę trenował samego Harry'ego Pottera! - ucieszył się trener.

- Nie przejmuj się nim. - mruknął Wood. - On czasem jest trochę bezpośredni.

- Nie martw się, chyba nie spotkałem jeszcze osoby, która nie zwróciłaby uwagi na moje czoło. - odrzekł ponuro Harry. - Emm, ten Sprout to...?

Stara Tajemnica Nory ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz