Dwa dni później Harry, Ron, Hermiona, George i Ginny siedzieli już w pociągu do Londynu. Gdy pani Weasley napisała do rodzeństwa, wszyscy okropnie się przejęli. Atmosfera w przedziale była bardzo napięta. Harry próbował ją rozluźnić, proponując grę w Eksplodującego Durnia, ale tylko George był chętny. Gra "jeden na jeden" byłaby bardzo nudna, więc obaj szybko zrezygnowali.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedział George. - Nie spinajcie się tak. Pewnie zaraz się okaże, że ktoś wymyślił tę całą akcję, żeby nas sprowadzić do domu, bo szykuje się jakaś impreza. Po prostu się wyluzujcie.
- Nie pomagasz. - warknęła Ginny.
Po dojedździe do Londynu sprawdziły się wcześniejsze zapewnienia pani Weasley - żadne z nich nie zjawiło się na peronie. Nie chciało im się szukać kominka do transportu Siecią Fiuu, więc chwycili miotły i poszybowali w niebo. Taka wycieczka jest rzeczywiście dużo przyjemniejsza. Gdy znaleźli się w Devon, niemal od razu dostrzegli Norę. Jednak prawie nie poznali tego miejsca. Przez pół roku dom bardzo się zmienił. Część dachówek powyrywana. Dachowe okno wybite (całe szczęście, że nie padało). Gnomy zamiast co rano wychodzić z kryjówek, pouciekały w siną dal. Było dosyć wcześnie, więc cała piątka weszła po cichu przez drzwi do kuchni. Przy stole siedzieli zaspani starsi bracia: Bill i Charlie.
- Witaj, rodzino! - zawołał Charlie wesoło. - Cześć, Harry, cześć, Hermiono. Miło was widzieć.
- Przyjechałeś bez Fleur? - spytał George, zwracając się do Billa. Fleur Delacour jest żoną najstarszego brata Weasleyów i pochodzi z Francji. Poznali się w Egipcie, gdzie chłopak pracuje dla Banku Gringotta jako łamacz zaklęć i od tej pory stali się niemal nierozłączni. Całą trójkę zdziwiło więc, że Bill zjawił się bez niej.
- Bardzo chciała, uwierzcie. - westchnął. - Jednak postanowiłem, aby została z Victoire w Muszelce. Jest za mała i to za szybko, żeby została w domu sama z dziadkami i ciocią. - Victoire to miesięczna córka Billa i Fleur.
- No trudno. A rodzice są? - zapytała Ginny.
- Śpią jeszcze. Sam nie wiem, dlaczego tak wcześnie wstaliśmy. - odparł Charlie, wertując jakąś ciekawą książkę o smokach.
- Dobra, chyba pora coś zjeść. - powiedział Ron. Mówiąc to machnął różdżką w stronę stołu i chwilę potem tosty, kawa i herbata same zaczęły się robić. - A wy siadajcie, co tak stoicie? - rzekł do Harry'ego i Hermiony, którzy zapatrzyli się w magiczny zegar, na którym trzy wskazówki z imionami Rona, George'a i Ginny przesunęły się w podpis "W DOMU".
- Zaraz, zaraz. - zaczął George. - Gdzie jest Percy?
- Ha, nawet nie zadawaj tego pytania. - mruknął Bill ponuro. - Mama mówi to od tygodnia. Biedna, pewnie martwi się, że ten nadęty bubek znowu strzelił focha na całą rodzinę. - Kilka lat temu Percy zerwał kontakt z rodziną aż do bitwy o Hogwart. Uważał bowiem, że źle robią, wierząc staremu Dumbledore'owi (który utrzymywał, że Voldemort powrócił), a nie Ministerstwu Magii oraz Harry'emu Potterowi. Jednak po jakimś czasie chłopak pojednał się z rodziną, nie zmieniając przy tym pyszałkowatego stylu bycia.
- Mam nadzieję, że to nieprawda. Nie chcę się znowu z nim kłócić. - rzekła zasmucona Ginny, obejmując Harry'ego ramieniem.
- Co wy tak krzyczycie z samego rana... Och, już jesteście! - jęknął zaspany pan Weasley. - Nie spodziewałem się was tak wcześnie. Śniadanko już się robi? No to ja też sobie zjem.
- Mama jeszcze śpi? - spytał Ron. Po krótkim machnięciu różdżką jedzenie pojawiło się na stole, a przy tym wszyscy wkońcu usiedli.
- A gdzie tam śpi... - żachnął się pan Weasley. - Pisze kolejny list do Percy'ego. Sam nie wiem, po jaką cholerę, skoro ten smark znowu coś odwala.
- Nie odpisywał na żadne listy? - zapytała Ginny.
- A po co odpisywać do rodziców? - odparł pan Weasley, ukrywając głowę w rękach. - Błagam was, nie rozmawiajmy o nim, bo mnie zaraz szlag trafi.
Harry spojrzał na Rona, a ten pokiwał głową i zrobił minę mówiącą "po prostu go posłuchaj, jeśli ci życie miłe". Chłopak czuł się nieswojo, będąc świadkiem małej, rodzinnej kłótni, zresztą tak samo jak Hermiona. Pomimo iż oboje teoretycznie należeli już do rodziny Weasleyów, czasem mieli wrażenie, że gdy ci się kłócili, oni powinni grzecznie wyjść.
- No dobra, to może pokażesz nam, co się dzieje w domu? - zapytał George.
- Z zewnątrz już widzieliście. I to o tej dziurze pisaliśmy w liście. - dodał pan Weasley wskazując na niewielką dziurę w podłodze. Ktoś musiał ją zrobić wybijając dwie deski. Była za mała, żeby zobaczyć cokolwiek w piwnicy. Natomiast dobiegał z niej chłodny wiatr. I dziwnie śmierdziało.
- Na brodę Merlina, co tak cuchnie? - jęknęła Hermiona, zasłaniając nos.
- A ja wiem? To na pewno coś z piwnicy. Ktoś musiał się włamać i nawrzucać tam zgniłego kalafioru... Jeśli to w ogóle jest kalafior lub inne świństwo. - odrzekł pan Weasley.
- Ile razy ja już powtarzałam, że tutaj nie da się włamać? - bąknęła Ginny.
- Jak widzisz można. Dobra, to wy pochodźcie po domu i poszukajcie jakichś złych oznak. - mruknął pan Weasley.
Cała piątka automatycznie udała się na pierwsze piętro, bo najprawdopodobniej to tam było najwięcej dziwnych rzeczy. Ron czym prędzej popędził do swojego pokoju. Harry postanowił sprawdzić komórkę na miotły. Po chwili z drugiego końca korytarza rozległ się przeraźliwy wrzask. Chłopak rozpoznał głos Rona i od razu pobiegł skontrolować, co się stało. Gdy wszedł do jego pokoju, zaznał szoku. Nie większego zresztą, niż przyjaciela.
- Ron, co tu się stało?! - krzyknął Harry w progu.
- Okno wybite... A z tej szpary ciągle wyłażą pająki. Tylko dlaczego pająki? Nie mogą być mrówki? Zawsze, jak coś związane ze mną, to akurat pająki... - wrzeszczał Ron wzdrygając się. Harry dobrze wiedział, że przyjaciel ma arachnofobię. Zaczęło się dawno temu, gdy Ron miał trzy lata, a (Ś.P) Fred zamienił jego misia w wielkiego pająka.
- Ron, dlaczego tak wrzeszczałeś?! - zawołała Hermiona, wpadając z hukiem. - Och... tak mi przykro. - jęknęła spoglądając na stan pokoju, po czym podeszła do Rona i go przytuliła.
- Może dasz radę coś z tym zrobić? - zapytał Harry. Mimo to wiedział, że nawet, gdyby czarami zatuszować wszystkie niedoskonałości, nie zostanie to na długo. Poza tym widać było, że część szkód wykonały mugolskie ręce.
- Ach, jasne... - westchnęła Hermiona i machnęła różdżką po pokoju. Wszyscy trzej zrozumieli to samo, o czym pomyślał Harry.
Wkońcu wyszli z pokoju, a Hermiona "na wszelki wypadek" machała różdżką, mrucząc różne zaklęcia ochronne. Co pomogą, nie wiadomo, ale ostrożności nigdy za wiele. Po chwili wszyscy zamarli ze strachu na widok tego, co pokazała im Ginny.
CZYTASZ
Stara Tajemnica Nory ✔
FanfictionHistoria dzieje się trzy lata po zakończeniu bitwy o Hogwart. Ośmioro absolwentów szkoły dostaje specjalne pozwolenie na nauczanie młodszych uczniów. Czy to oznacza, że nasze Golden Trio i ich przyjaciele znów odkryją nieznane sprawy z przeszłości H...