Siedzę właśnie przy biurku, a przede mną leży kartka zapisanych po łacinie słów. Dlaczego języka kwiatów uczymy się na łacinie? Ponieważ po łacinie są nazwy kwiatów, a nasza nauczycielka uwielbia dzielić się ze swoimi uczniami w taki a nie inny sposób. Przynajmniej tyle udało mi się dowiedzieć od nowych kolegów w klasie. A że językiem kwiatów można dużo przekazać... Westchnąłem cicho i wziąłem znów kartkę do ręki, żeby nauczyć się tych nazw i znaczeń. W poprzedniej szkole nie było nacisku na łacinę, dlatego mam teraz spore zaległości z tego przedmiotu. Cholera...
Aminek większy - Ammi majus - fantazja Bluszcz pospolity - Hedera helix - wierność Bugenwilla okazała - Bougainvillea spectabilis - pasja Dzięgiel - Angelica - inspiracja Dzwony irlandzkie - Molucella laevis - szczęście Gerbera - Gerbera - radość
Na szczęście na razie nie zapowiedziała więcej. Powiedziała, że na następnej lekcji zrobi kartkówkę z tych słówek i zacznie nam dawać słowa związane z miłością, bo według niej to te powinniśmy poznawać w pierwszej kolejności. W sumie język kwiatów jest całkiem ładny i dobrze przemyślany. Podając nazwy kwiatów, nawet po łacinie, można wyrazić tak wiele. Aż sobie przypomniałem ostatnią lekcję...
-Bill, powiedz, proszę, jak wyraziłbyś swoje uczucia?
Zapytała ciekawie nauczycielka, a czarnowłosy przez chwilę milczał.
-Cyklamen (nieśmiała nadzieja), Synapis (zraniono mnie), Calenula (żal).
Na prawdę tak się czuje?
Zmęczony odłożyłem kartkę na biurko i zerknąłem na zegarek. Dopiero po dziesiątej, ale czuję się dziwnie senny. Zrezygnowany wyłączyłem lampkę stojącą przy biurku i powlokłem się do łóżka, na które padłem bez sił. Nie sądziłem, że szkoła może być taka męcząca! W dodatku Bill w cale nie pomagał. Ignorował mnie, mimo, że usilnie starałem się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Praktycznie się już do końca dnia do mnie nie odezwał, nie mówiąc nawet o spojrzeniu na mnie! To się robi frustrujące. Dlaczego przejmuję się jakimś tam chłopakiem, którego znałem zaledwie jeden dzień? Nie rozumiem tego, ugh!
Mimo zmęczenia długo wierciłem się z boku na bok, nim w końcu zmorzył mnie sen. Nie spałem jednak zbyt dobrze i rano obudziłem się z bolącym karkiem i w dodatku zmęczony. Przetarłem zaspane oczy, chcąc pozbyć się z nich piasku i zwlokłem się powoli z łóżka, kierując się do łazienki. Wczoraj wieczorem myłem dredy, mam nadzieję, że już wyschły. Szybko się umyłem, nakremowałem, wyszorowałem zęby i znów w samym ręczniku wlazłem do pokoju, wyjmując z szafy pierwsze lepsze ciuchy. Matko, ja nie mogę spać! Potrzebuję czegoś do obudzenia się i to najlepiej już, zaraz. Zszedłem cicho na dół i z zadowoleniem stwierdziłem, że na stole stoi kubek kawy i karteczka od mamy.Pewnie będziesz nieprzytomny - zostawiam ci kawę, podgrzej w mikrofali gdyby zdążyła wystygnąć.
Mam dziś dużo spraw do załatwienia, także będziesz dzisiaj musiał zjeść sam. Tata pojechał na kilka dni do Berlina, w nocy dostał telefon od wujka. Nie martw się, wszystko z nimi w porządku. Całuję, Mama
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Moja rodzicielka zawsze myśli o wszystkim i o wszystkich. Odziedziczyłem to po niej. Kawa jednak była jeszcze gorąca, co oznacza, że musiała właśnie wyjść. Wypiłem ją szybko i od razu poczułem się trochę lepiej. Chwila minie, nim kofeina zacznie swobodnie krążyć w moich żyłach, ale przynajmniej się rozbudzę. Zarzuciłem plecak na ramię i wyszedłem z domu, kierując się na przystanek autobusowy spokojnym krokiem. Po kilku minutach byłem już na miejscu, akurat przyjechał autobus, którym miałem jechać. Szybko wsiadłem, pokazując kierowcy bilet. Usiadłem na jednym z wolnych miejsc i spojrzałem na krajobraz za oknem. Zwykle tego nie robię, ale zapomniałem dzisiaj zabrać mp3. Szlag by moje roztargnienie. Droga do szkoły minęła mi szybko i nim się obejrzałem, wchodziłem przez główną bramę budynku. Sprawdziłem jeszcze szybko plan lekcji i skierowałem się pod klasę do angielskiego. Przysiadłem na jednym z parapetów i zacząłem szperać w telefonie, czekając na dzwonek. Zauważyłem zbliżającego się Humanoida i od razu schowałem komórkę, idąc do niego z uśmiechem na twarzy. Pusty wzrok czekoladowych oczu spoczął na mnie i zaraz potem prześlizgnął się znów na drogę przed nim.-Cześć, Bill.
Przywitałem się, idąc obok niego i siadając wraz z nim na wcześniej zajmowanym przeze mnie parapecie. Nie odpowiedział, jedynie gapił się w okno. Jednak ja nie zamierzałem odpuszczać, co to, to nie.
-Jak ci idzie ten język kwiatów? Niestety, jestem słaby z łaciny i mam z tym trudności...
Zapytałem tylko po to, by zacząć jakiś temat. W cale nie kłamałem z tym, że jestem słaby z łaciny, chociaż się staram.
-Iam nostis. (Już to umiem.)
Zatkało mnie. On.. zna łacinę, i to najwyraźniej całkiem nieźle. Zaraz jednak mentalnie dałem sobie z liścia w twarz. Nawet jeśli, to jest to przecież jego kolejny sposób na pozbycie się mnie. Nie ma tak łatwo, Humanoiku, oj nie. Ja jestem uparty i to jak. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Zaraz potem zadzwonił dzwonek. Nie odzywaliśmy się do siebie wiele, ale ciągle byłem obok niego. Mimo tego, że mnie ignorował a banda wyrostków znów uprzykrzała nam dzień, to nie poddawałem się. Dlaczego tak bardzo zależy mi na zbliżeniu się do niego? Nie wiem, ale coś w nim jest, coś takiego, co sprawia, że nie potrafię się powstrzymać. Rozważałem w ciągu dnia nawet możliwość, że jedynie podnieca mnie w sposób fizyczny, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to nie to. To coś innego, nie mogę jednak zrozumieć, czym ta drobna istota z rozczochranymi włosami tak mnie fascynuje. Z takimi myślami wracałem do domu po skończonych zajęciach. Ciągle zastanawiałem się, co zrobić, aby w końcu móc się do niego zbliżyć. Jest wyzwaniem i to tym bardziej mnie motywuje. W domu zasiadłem do lekcji, ale ciągle odpływałem myślami, nie mogąc się na niczym na dłużej skupić. Skończyło się na tym, że zdenerwowany rzuciłem książkami o łóżko i zszedłem do kuchni, aby przygotować sobie coś do jedzenia. W połowie schodów jednak stwierdziłem, że nie mam ochoty gotować, więc zamówiłem pizzę. Włączyłem telewizor i w oczekiwaniu na dostawcę rozłożyłem się na kanapie, ze szklanką Coca-Coli w dłoni. Skakałem po kanałach, aż w końcu znalazłem jakiś w miarę ciekawy film, który oczywiście co chwilę komentowałem na głos, sam do siebie. Jak wariat jakiś. Tak się właśnie czuję. Na dźwięk dzwonka do drzwi aż podskoczyłem, jednak podszedłem do nich szybkim krokiem i otworzyłem je. Po drugiej stronie stał na oko dwudziesto-paroletni mężczyzna z szerokim na całą twarz uśmiechem i z kartonem mojej pizzy w ręce. Zapłaciłem mu z nawiązką i szybko odprawiłem, czując uporczywe ssanie żołądka. W sumie przez cały dzień zjadłem tylko jabłko... Matko, jak ja żyję? Załamany tym, co się ze mną dzieje, wróciłem do obijania się na kanapie i komentowania tego dziwnego filmu. Obudziłem się, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Drgnąłem i poderwałem się z kanapy, patrząc na postać przede mną. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem życzliwą twarz mamy. Najwyraźniej przysnąłem a ona dopiero wróciła.
-Przepraszam, że cię wystraszyłam.
Powiedziała zamiast powitania z nutą rozbawienia. Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko. Zamieniliśmy jeszcze kilka słów, ale oboje zmęczeni szybko przyszykowaliśmy się do snu, i po niespełna czterdziestu minutach oddawałem się objęciom Morfeusza.
CZYTASZ
Ludzka maszyna
FanfictionZAZNACZAM ŻE OPOWIADANIE, MIMO, ŻE O OSOBACH PRAWDZIWYCH I PUBLICZNYCH JEST W 100% WYMYŚLONE PRZEZ AUTORKĘ I PROSZĘ NIE PATRZEĆ NA BOHATERÓW PRZEZ PRYZMAT OPOWIADANIA A JEDYNIE POTRAKTOWAĆ TO JAKO CZYSTĄ ROZRYWKĘ. TEKST NIE MA NA CELU KRZYWDZENIA NI...