Jak to mówią, nadzieja matką głupich, prawda? A ja właśnie poczułem, jak coś boleśnie ściska mnie za żołądek, gdy otworzyłem owe drzwi. Nie byłem pewien, jak mam się zachować, bo wiedząc, kto się do tego przyczynił, miałem ochotę pobić tego człowieka. Pod ścianą kabiny leżała czarna postać, w potarganych ubraniach i ranach na ciele. Dookoła było dużo krwi a ja w pierwszym momencie nie mogłem się ruszyć, jakbym przyrósł do podłogi. Z moich ust wyrwał się tylko cichy jęk przerażenia.
-Matko, Bill!
Jęknąłem i podszedłem do niego, na co uniósł lekko głowę, z widocznym trudem. Maska robota zniknęła, zamiast tego patrzyły na mnie lekko nieprzytomne oczy w kolorze mlecznej czekolady, zasnute w tym momencie bólem i przerażeniem. Dlaczego musiałem dostrzec u niego emocje akurat w takiej sytuacji? No dlaczego?!
-Tom?
Usłyszałem jego słaby, zachrypnięty głos. Skinąłem głową i uklęknąłem przy nim, zastanawiając się, jak go wziąć stąd. Nie chcę sprawić mu więcej bólu.
-Zaczaili się... nie miałem szans.
Wychrypiał, a ja gestem ręki kazałem mu milczeć. Teraz nie powinien się wysilać. Jak okrutnym trzeba być, żeby zrobić mu coś takiego? Przecież to chuchro się przed nikim nie obroni! Poczułem wzbierającą we mnie złość, ale wiedziałem, że muszę ją stłumić. Teraz najważniejszą sprawą jest pomoc dla Humanoida. Z cichym jękiem złapał się za głowę i opuścił ją z powrotem na zimną posadzkę. Patrzyłem przez chwilę na ten obraz nieszczęścia. O tym, że wstanie o własnych siłach nie ma nawet mowy. Podniosłem go ostrożnie i zdziwiłem się, jak mało waży. Jest lekki jak piórko! Założę się, że ma niedowagę i to całkiem sporą. Zarzuciłem sobie na ramię jego torbę i ruszyłem do klasy, gdzie posadziłem go na ziemi.
-Idę po swoje rzeczy i zaraz pojedziemy do szpitala, dobrze?
Zapytałem, klękając przy nim. Pokręcił gwałtownie głową, czego zaraz pożałował.
-Nie chcę do szpitala... proszę.
Powiedział ciszej niż wcześniej. Ścisnęło mnie za serce, ale skinąłem głową. Wstałem i wszedłem do klasy, od razu zabierając swoje rzeczy i wychodząc bez słowa wyjaśnienia. Słyszałem za sobą jeszcze śmiechy wyrostków, ale zignorowałem je i wróciłem do Czarnego. Usiadłem przy nim i zauważyłem, że jest niemal nieprzytomny. Bledszy niż zwykle, bezwładny... niczym szmaciana lalka. To straszne. Wiedząc, że inaczej nie wrócimy do domu, zadzwoniłem po taryfę. Gdy usłyszałem, że zaraz będzie, wziąłem chłopaka obok na ręce i ruszyłem do wyjścia ze szkoły. Faktycznie, gdy tylko wyszliśmy na dziedziniec, zauważyłem stojącą na szkolnym parkingu taksówkę. Podszedłem do kremowego seata i otworzyłem jakimś cudem tylne drzwi, gdzie wpierw wrzuciłem nasze torby a potem wpakowałem się z czarnowłosym na kolanach. Kierowca spojrzał na nas zaniepokojony ale nie skomentował tego. Podałem szybko adres i skupiłem się na oddechu Bill'a. Zdecydowanie jest spłycony i nieco cięższy, ale regularny. Nie zauważyłem też, by miał większe rany niż kilka otarć. Jedynym wyjątkiem było lewe ramię, na którym miał mniej-więcej sześciocentymetrowe rozcięcie.
-Należy się 20 euro.
Usłyszałem i dopiero wtedy oderwałem wzrok od drobniejszego chłopaka. Zauważyłem, że już dojechaliśmy, więc wręczyłem mu odpowiednią kwotę i jakimś cudem wysiadłem ze wszystkim. Przeszedłem przez podjazd, kierując się do drzwi frontowych. Dziękowałem w duchu mamie, że jeszcze nie zamówiła ekipy do zrobienia ogrodzenia, bo miałbym teraz mały problem. Kopnąłem w drzwi, nie chcąc puścić chłopaka i czekałem, aż się otworzą. Po chwili stanęła w nich moja matka, której ciepły uśmiech znikł, gdy tylko jej wzrok spoczął na pokiereszowanym ciele Humanoida. Otworzyła szerzej drzwi, zabierając ode mnie nasze torby i poszła za nami do salonu, gdzie na szerokiej, wygodnej kanapie ułożyłem czarnowłosego, jeszcze raz sprawdzając oddech. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, mama stała obok mnie z apteczką i zaczęła opatrywać Bill'a. Sam dałbym radę to zrobić, ale wiedziałem, że jest w tym lepsza, więc pozwoliłem jej wprawnym dłoniom działać, i jedynie czekałem. Zauważyłem, że Czarny zaczął drżeć, więc poleciałem szybko po kilka kocy i gdy tylko rodzicielka skończyła go opatrywać, otuliłem go dokładnie dwoma kocami. Przyglądałem mu się przez chwilę, po czym odwróciłem do stojącej za mną, wyraźnie zmartwionej kobiety.
CZYTASZ
Ludzka maszyna
FanficZAZNACZAM ŻE OPOWIADANIE, MIMO, ŻE O OSOBACH PRAWDZIWYCH I PUBLICZNYCH JEST W 100% WYMYŚLONE PRZEZ AUTORKĘ I PROSZĘ NIE PATRZEĆ NA BOHATERÓW PRZEZ PRYZMAT OPOWIADANIA A JEDYNIE POTRAKTOWAĆ TO JAKO CZYSTĄ ROZRYWKĘ. TEKST NIE MA NA CELU KRZYWDZENIA NI...