6

241 9 0
                                    

Bill dochodził do siebie do wieczora. Niespecjalnie przejął się swoimi ranami, które skwitował zwykłym wzruszeniem ramion. Najwyraźniej takie rany były u niego na porządku dziennym. Trochę mnie to zdenerwowało, ale nic nie powiedziałem. Jeszcze kiedyś się za to wezmę. Gdy czuł się już lepiej, na jego twarzy znów zagościła zimna obojętność, a z oczu nic nie mogłem wyczytać. Zasmuciło mnie to, ale nic nie mogłem na to poradzić. Chciałbym móc znów zobaczyć chociaż cień uśmiechu na jego twarzy... Nie rozmawialiśmy dużo, ale po pewnym czasie zdecydowaliśmy się zamówić pizzę. Jego wzrok przeniósł się za okno, mimo, że od dłuższego czasu błądził za mną. Obserwowałem go kątem oka i gdy skończyłem składać zamówienie, jego wzrok spoczął znów na mnie, intensywnie wwiercając się we mnie. Trochę mnie to speszyło. Usiadłem obok niego i przyjrzałem mu się uważnie.

-Przepraszam, zająłem ci cały dzień.

Powiedział, a mnie aż zamurowało. Czy on nie widzi, że na prawdę staram się nim zająć? Że próbuję mu pomóc najlepiej jak potrafię? Że na prawdę się o niego martwię? Skarciłem go spojrzeniem, próbując przekazać mu niewerbalnie, że nie powinien tak myśleć.

-Myślisz, że bym cię tak zostawił? Chyba normalne, że pomaga się osobie, którą się lubi.

Prychnąłem zdenerwowany, a jego wzrok znów spoczął na mojej twarzy. Zdawało mi się, że jakaś emocja mignęła na jego twarzy, ale nawet jeśli, to była tam zbyt krótko, bym mógł ją zidentyfikować i odpowiednio nazwać.

-Ty... lubisz mnie?

Zapytał w końcu, co potwierdziłem skinieniem głowy. Zakrył czekoladowe oczy powiekami, a długie, ciemne, gęste rzęsy rzuciły cień na jego blade policzki. Wygląda tak niewinnie... Niemal, jak dziewczyna. Uśmiechnąłem się delikatnie do swoich myśli i oparłem o wezgłowie kanapy. Chłopak lekko się skulił na kanapie, ale nic już nie powiedział. Siedzieliśmy tak w milczeniu, czekając na dostawcę.

-Bill, wiesz, możesz mi zaufać.

Powiedziałem w końcu, ale nie mogłem zobaczyć jego reakcji, bo w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Z cichym westchnieniem wstałem i podszedłem do wejścia, wyciągając z kieszeni portfel. Szybko odebrałem zamówienie i zamknąłem drzwi kopniakiem, wracając do salonu, gdzie Humanoid usiadł na krańcu kanapy i bawił się trzymaną w dłoniach szklanką. Na szczęście czuje się już lepiej. Podałem mu jego wegetariańską pizzę i otworzyłem swoją, diabolo. Mega ostra, taka, jaką lubię. Uśmiechnąłem się, bo dopiero teraz poczułem, jak głodny jestem. W końcu za cały dzień zjadłem tylko kanapkę.

-Smacznego.

Powiedziałem, a z jego żołądka dobiegł dźwięk oznajmiający, że jest niemniej głodny niż ja. Zaśmiałem się cicho i chwyciłem kawałek pizzy.

-Smacznego... gdzie jest łazienka?

Zapytał, a ja wskazałem za siebie, pokazując drzwi naprzeciwko tych kuchennych. Przez chwilę jego wzrok zatrzymał się na kawałku ciemnego drewna, ale w końcu zaczął jeść. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, jedząc. Zerkałem co jakiś czas na siedzącego obok mnie chłopaka, który niepewnie i powoli gryzł swój kawałek. Nie przejmowałem się tym, dopóki nie poczułem, jak czarnowłosy wstaje i usłyszałem szybkie kroki. Odłożyłem swój karton i podążyłem wzrokiem za nim, zauważając, że czarna czupryna znika za drzwiami łazienki. Wstałem i poszedłem za nim, niepewny tego, co się dzieje. Już zanim wszedłem do łazienki, usłyszałem dochodzące z niej znaczące odgłosy. Wymiotuje. No pięknie! Wślizgnąłem się do łazienki i odgarnąłem długie włosy do tyłu, delikatnie gładząc go po plecach. Gdy skończył zwracać zawartość swojego żołądka, zaczął drżeć i osunął się po ścianie. Klęknąłem przed nim i zajrzałem w jego poszarzałą twarz. Cholera, cały czas się trzęsie. Wziąłem go na ręce i zabrałem z powrotem do salonu, otulając w ciepłe koce.

-Co się stało?

Spytałem, próbując zrozumieć co się tak właściwie stało. Milczał przez jakiś czas, aż w końcu otworzył usta i zaczął mówić.

-Ja... mój żołądek po prostu czasem tak reaguje.

Wyjaśnił, ale w cale mi to nie wystarczyło. Zmarszczyłem brwi i czekałem na dalsze wyjaśnienia. W końcu to niemożliwe, by ktoś tak sam z siebie zrobił coś takiego.

-Niby dlaczego?

Spytałem, poprawiając mu poduszki i dodając jeszcze jeden koc, bo w tamten wtulił się kurczowo, wciąż drżąc na całym ciele. Westchnął cicho i przez chwilę milczał, co rusz otwierając i zamykając usta. W końcu się odezwał.

-Był taki okres czasu... skończył się chwilę przed twoim przyjściem do szkoły... często mnie bili, także, gdy coś zjadłem. Wtedy automatycznie zwracałem posiłek. Było to na tyle częste, że w końcu i bez pobicia często wymiotuję to, co zjem.

Wyjaśnił a ja poczułem wzbierającą we mnie złość. Jak można kogoś tak traktować? Nosz kurna jak?! Przecież jak zobaczę tych wyrostków to ich chyba zabiję! Przecież to chore! Brak mi słów, krzywdzić tak taki kruche i bezbronne stworzenie... Zauważyłem, że mniej się już trzęsie. To dobrze. Odetchnąłem, starając się uspokoić. Zaciskałem co chwilę pięści i je rozluźniałem. Matko, nie ręczę za siebie, gdy znów spotkam tych idiotów. Ale teraz najważniejszy jest Bill. Tak, teraz muszę myśleć o jego bezpieczeństwie i o tym, żeby wyzdrowiał. Na szczęście nie musiałem długo się uspokajać. Zerknąłem na czarnowłosego i zauważyłem, że przestał się trząść, ale wciąż wtulał się w kocyk. Jego twarz była wyraźnie zmęczona. Przyda mu się porządny sen. Szczególnie, że wyraźnie kleiły mu się powieki, ale z tym walczył. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i pogłaskałem delikatnie po głowie, z uśmiechem. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i ułożył się wygodniej.

-Śpij, śpij.

Powiedziałem, i wyszedłem z salonu, pozwalając mu odpocząć. Nie mając nic lepszego do roboty usiadłem w kuchni z laptopem i zacząłem surfować po Internecie. Chciałem odciągnąć swoje myśli od tej całej sytuacji. Pomogęmu. Choćby nie wiem co zbliżę się do niego i nie pozwolę skrzywdzić. Nigdywięcej.

Ludzka maszynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz