Rozdział Dziewiąty.

312 51 26
                                    

Reszta środy minęła całkiem zwyczajnie. Dokończenie wszystkich zajęć. Było to męczące, ale opłacało się. Kiedy tak siedzisz zamknięty, w jakimś budynku, gdzie jesteś katowany i zanudzany na śmierć, doceniasz to co masz w domu, kiedy już do niego wracasz. Doceniasz samotność, która jest nieraz czymś dobrym i ciszę, która zastępuje gdy zamykasz się w swoim pokoju. Tak. To zdecydowanie moja ulubiona część dnia. Wracanie do domu, bycie w domu. Lubiłem kiedy wracałem i kładłem się do łóżka. Często spałem po szkole, pewnie dlatego że chodzenie tam mnie wykańczało.

Chociaż tej środy nie było mi dane spanie i odpoczynek po trudach wcześniejszej części dnia. Musiałem dokończyć ten pieprzony projekt z Ryanem, bo ostateczny termin był na piątek. Ten piątek którego nie mogłem się doczekać. W gruncie rzeczy, na takich imprezach możesz zrobić co zechcesz bo: Po pierwsze ; osoby, które tam są, na drugi dzień nie będą pamiętać nic. I po drugie; mogłeś wszystko zwalić na alkohol. Same plusy. Wymówka za wymówką. Mogłem więc pocałować Gerarda przy wszystkich, czerpać z tego satysfakcję i nie ponieść konsekwencji, bo... kogo to obchodzi? Byłem pijany!

  Ryan siedział u mnie do wieczora, dość późnego wieczora. Ja szukałem tylko jakiś dodatkowych materiałów, żeby nie było że się nie przykładam, a resztę robił on, bo był bardzo dokładny i dbał o estetykę tego wszystkiego. W sumie... taki podział pracy mi się podobał. Wpisywanie zagadnień do internetu, czy przeczytanie co jakiś czas czegokolwiek z zeszytu czy książki nie było takie trudne, a w międzyczasie mogłem pisać z Gerardem. W dodatku zbliżyłem się znów do Ryana. Jednak nasza przyjaźń aż tak nie ucierpiała. Owszem, to było głupie jak postąpiliśmy z Ryanem, te dwa czy trzy lata temu, ale co ja za to mogę? Nic. Przeszłości nie zmienię, za to mam wpływ na przyszłość, i wiem że nie pozwolę znów temu wszystkiemu zginąć.

   Czwartek. Czwartki były najnudniejsze ze wszystkich możliwych dni. Jeden dzień do weekendu. Jeden dzień. Po co? Weekend mógłby być od razu po środzie. Tak. To byłoby zdecydowanie super. 

W czwartki zrywałem się z ostatnich lekcji, co było już normą, więc mama przyzwyczaiła się i nie krzyczała na mnie za to. Nie mówię, że to popierała, ale nie robiła mi z tego powodu wyrzutów. Czasem tego żałowałem, ale zaraz po tym strzelałem sobie mentalnie w twarz. Jak można żałować, że rodzić nie zabrania ci zrywać się z lekcji? Jak dają, to bierz!

Jeden dzień. Za jeden dzień będę na imprezie, gdzie będę mógł pocałować Gerarda na oczach wszystkich. Nie wiem czemu, ale czekałem na to. Po imprezach Brendona najczęściej ludzie dochodzą do siebie po paru dniach. Nie wiem jak to działa,ale tak właśnie jest.

Czwartek minął jak zwykle. Powoli. Po szkole Ryan przyszedł do mnie i skończyliśmy ten gówniany projekt, z którego w sumie byłem nawet dumny. Może i nie zapamiętałem wiele, ale sam fakt, że miałem w niego wkład jest dla mnie satysfakcjonujący.
Po skończeniu projektu, Ryan został jeszcze u mnie i graliśmy w różne gry na mojej konsoli. Czułem się prawie jak te parę lat temu, kiedy byliśmy bliskimi i dobrymi przyjaciółmi. To było dość przyjemne uczucie.

- Ryan - powiedziałem patrząc na chłopaka, który po usłyszeniu swojego imienia spojrzał na  mnie pytająco - tak właściwie to czemu chcesz tam ze mną iść? Co cię do tego skłoniło? - spytałem

- Sam nie wiem - odpowiedział szybko - jestem ciekaw jak to jest imprezować - dodał - to będzie moja pierwsza impreza, więc... - urwał - stresuję się? - bardziej spytał niż stwierdził.

- Czym? - zdziwiłem się - to tylko impreza. Załóż swoje ulubione ciuchy i jazda! - prawie krzyknąłem, na co chłopak zaśmiał się

- Sam nie wiem. Może po prostu to nie są moje klimaty. Zawsze byłem... wyrzutkiem..

- Pieprzysz. Masz swoich znajomych, więc nie jesteś wyrzutkiem!

- W sumie, czuję się tak odkąd to ty i Gerard mnie odrzuciliście. Przez jedną głupią rzecz, skreśliliście całą naszą przyjaźń, jedyne co miałem.

Zrobiło mi się przykro. Miał rację. Byliśmy głupi. Tylko.. przecież nie zmienię tego teraz. Choćbym chciał. Nie umiem.

- Przepraszam... - powiedziałem i przytuliłem chłopaka, na co lekko się uśmiechnął

Może to nic nie zmieni, ale cieszę się że to zrobiłem.

   Piątek. Początek weekendu. Dzień imprezy. Ten dzień był gorszy niż wszystkie czwartki razem wzięte. Dłużył się niesamowicie. Tak to jest kiedy tak cholernie mocno nie można się czegoś doczekać. Oddaliśmy z Ryanem projekt, więc byłem szczęśliwy że mam to już z głowy. Mieliśmy lekcje z Hellem, więc nie musiałem gonić go po całej szkole, co było dużym plusem. Nie wierzył, że pomogłem w tym Ryanowi i chciał mnie oblać, ale chłopak zapewnił go, że miałem swój wkład.

Parę razy spotkałem się z Gerardem na przerwach, w bardziej ustronnych miejscach gdzie mogliśmy być sami i nie hamować się z niczym. Podobało mi się to. Zawsze była jakaś szansa, że ktoś nas przyłapie, ale przez to było zabawnie. Ta ciągła ostrożność doprowadzała mnie momentami do szaleństwa, ale było warto. Tak też zakończyliśmy dzień w szkole. Spotkaniem w ustronnym miejscu i czułym pocałunkiem.

  W domu czekałem już tylko na Ryana, który miał do mnie przyjść żeby mama uwierzyła, że serio idę z nim i nie okłamuję jej. Jak własna matka mogła nie ufać synowi? W głowie się nie mieści.
Przejrzałem się jeszcze w lustrze. Nie wyglądałem źle. W sumie, to wyglądałem jak zwykle. Czarne spodnie, czarna koszulka i rozpięta koszula w kratę. Nic nadzwyczajnego. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi zbiegłem na dół aby je otworzyć. Kiedy to zrobiłem, moim oczom ukazał się Ryan, który uśmiechał się niezręcznie. Jakby bał się, że zaraz nakrzyczę na niego za samo pojawienie się tutaj. Przecież był mi potrzebny, hallo.

Zawołałem mamę, żeby zobaczyła mojego towarzysza, po czym założyłem buty, chwyciłem skórzaną kurtkę i wyszedłem wraz z Ryanem. Szliśmy w stronę domu Brendona, gdzie miałem spotkać się z Gerardem, który - niestety - przyszedł z Nancy. Czy ona nie mogła zostać w domu? Pewnie nikt by nie zauważył, że jej tu nie ma.

   Kiedy znaleźliśmy się przed domem dało się słyszeć głośną muzykę dobiegającą ze środka. Kiedy weszliśmy do domu, uderzył w nas zapach alkoholu i jeszcze głośniejsze dźwięki muzyki wypełniające cały budynek.

_________________
Hej!
Zważywszy na to, że jest 1:38 Am, a rozdział jest dość krótki, postaram się dzisiaj wstawić jeszcze jeden. Nie wiem, jak on wyjdzie, ani jaki długi, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle, jak się boję, że będzie.
Tak, więc.... mam nadzieję, że się podobało, opinie możecie zostawić tam na dole

PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia xx


Secret | FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz