Rozdział Trzynasty

324 46 27
                                    

Staliśmy tak chwilę tocząc coś w rodzaju bitwy na wzrok. Ostatecznie jednak odwróciłem się i poszedłem do klasy gdzie mieliśmy lekcje. Obraziłem się? Nie. Po prostu nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć. Jak będzie chciał to mi to wyjaśni, nie to nie. Nie będę go do niczego zmuszał. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień. Wszedłem do klasy i przeprosiłem nauczyciela za spóźnienie po czym usiadłem w wolnej ławce. Czekałem aż usłyszę ponowne otwarcie drzwi, po czym zastanę w nich Gerarda. Tak się jednak nie stało. Starałem się więc skupić na słowach nauczyciela. Matma jednak nie była dla mnie, tak więc słowa nauczyciela wlatywały mi jednym uchem, a drugim wylatywały. Rozejrzałem się po klasie, a mój wzrok spoczął na Ryanie. Siedział w ławce pod oknem i prawdopodobnie próbował rozwiązywać zadanie podyktowane przez belfra. Było jednak widać po chłopaku, że nie może się skupić. Co chwilę marszczył nos i zamaszyście kreślił coś w zeszycie. Było mi go szkoda. Chciałem mu jakoś pomóc. Postanowiłem więc coś. Zaraz po tej lekcji idę z nim do domu, chociaż rzucałby się jak ryba na brzegu czy dziecko w sklepie, zaciągnę go do tego cholernego domu i będę kazał odpocząć. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Zacząłem się rozglądać, i natrafiłem na osobę, która mnie obserwowała. Była to jedna z koleżanek Nancy. Jeśli się nie mylę miała na imię Rose. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały dziewczyna uśmiechnęła się niezręcznie, na co jej pomachałem i wróciłem do prób słuchania nauczyciela. Jednak dalej nic to nie dawało. Matma i ja się nigdy nie polubimy.

   Kiedy nadszedł koniec lekcji podszedłem do Ryana i oświadczyłem, że wychodzimy ze szkoły. Mimo sprzeciwów z jego strony i tak wyszliśmy z tego piekła i ruszyliśmy do jego domu. Zastanawiałem się ile się tam zmieniło. Czułem jakbym nie przebywał tam całe wieki. Myślałem też o Gerardzie i tym co nie jest ' takie proste '. Co było trudnego w zerwaniu z Nancy? Wystarczyło wziąć ją na bok w szkole, tudzież na spacer zaraz po lekcjach i powiedzieć, te słowa: ' Z nami koniec '. To nie jest takie trudne do cholery.

Ucieszyłem się kiedy wraz z szatynem dotarliśmy do jego domu. Otworzył drzwi i wszedł na korytarz. Zrobiłem to samo i zdjąłem obuwie oraz kurtkę, po czym poszedłem za chłopakiem do jego pokoju. Nie zmieniło się tam jakoś bardzo. Było jedynie nieco mniej pluszaków oraz łóżko i biurko zmieniły miejsce. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na przyjaciela, który dalej nie wyglądał za dobrze.

- Ryan... może się połóż - powiedziałem unosząc się z materaca, ale Ryan pokręcił tylko przecząco głową. Westchnąłem - powiesz mi chociaż o co chodziło? Nie dokończyłeś.

Chłopak skinął głową i oparł się plecami o biurko stojące za nim. Przymrużył oczy jakby zastanawiał się na czym skończył.

- On po prostu rzucił się na mnie i.. sam nie wiem jak to powiedzieć - spuścił głowę - zaczął się do mnie dobierać - wytrzeszczyłem oczy. Co by się stało gdybym tam nie wszedł? - wiem, że to nieprawdopodobne, i że pewnie mi nie wierzysz, ale tak było. Naprawdę Frankie. 

To nie tak, że mu nie wierzyłem. Nie mogłem tylko uwierzyć, ani zrozumieć tego czemu Brendon to zrobił. 

- Ryro... wierzę ci - powiedziałem po dłuższej ciszy, na co chłopak podniósł wzrok i spojrzał na mnie. W jego oczach widziałem coś na kształt wdzięczności - ale teraz musisz odpocząć. Najlepiej idź spać. 

Wstałem z materaca i pokazałem na niego dłonią. Ryan nie ruszył się z miejsca, jednak kiedy spojrzałem na niego gniewnie chłopak uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę łóżka. Kiedy już się na nim położył przykryłem go szczelnie i powiedziałem, że nie wyjdę dopóki nie zaśnie.

- Frank... - powiedział już zaspanym głosem, na co odpowiedziałem cichym 'hm?' - zaśpiewasz mi coś? Pamiętam, że kiedyś dużo nudziłeś i śpiewałeś...

Z jednej strony zrobiło mi się bardzo miło, a z drugiej poczułem się lekko zawstydzony i speszony. Jednak spełniłem prośbę chłopaka i zacząłem śpiewać jeden z utworów Green Day.

   Kiedy Ryan już zasnął wyszedłem z jego domu i ruszyłem w kierunku mojej parceli. W międzyczasie napisałem jednak SMS do Gerarda z prośbą o spotkanie, na które przystał. Jednak chciałem się go wypytać o co chodziło. Musiałem wiedzieć.

Czekałem na niego, aż w końcu się doczekałem. Szedł spokojnie jak gdyby nigdy nic i patrzył na swoje stopy. Kiedy już podszedł bliżej spojrzałem na niego i uniosłem brwi.

- Co znaczyło, że to nie jest takie proste? - zapytałem bezpośrednio. Nie chciał mi się z nim cackać, ani tracić jego i swojego czasu

- Po prostu... wydajemy się być zbyt dobrą parą żeby tak nagle zerwać. Daj mi trochę czasu Frankie - powiedział i położył ręce na moich barkach - dzisiaj się z nią widzę, spróbuję zachowywać się jak dupek, może to zadziała - spojrzał mi głęboko w oczy - zaufaj mi  - powiedział ciszej i delikatnie mnie pocałował.

Nie umiałem powiedzieć ' Nie. Albo jutro kończysz z nią albo ze mną. '. Nie umiałem się mu sprzeciwić. Nie teraz. Nie dzisiaj. Tego dnia byłem zbyt zmęczony by analizować cokolwiek. Uśmiechnąłem się tylko lekko i skinąłem głową. Nie chciałem wszczynać kłótni. To byłoby bezcelowe.

   Wszedłem do domu gdzie zastałem zdenerwowaną mamę. Czyli zło tego dnia jeszcze nie dobiegło końca.

- Frank. Gdzieś ty był? - spytała nie siląc się na miły ton - uciekłeś z lekcji, i jeszcze nie wracasz do domu na czas, pomimo szlabanu który,  tylko przypominam, trwa jeszcze ten tydzień!

- Ryan źle się poczuł. Uznałem, że odprowadzę go do domu,  bo wyglądał naprawdę źle. Nie chciałem żeby po drodze coś mu się stało - wyjaśniłem spokojnie - przepraszam, że się spóźniłem ale po drodze spotkałem Gerarda, z którym musiałem porozmawiać - kontynuowałem - i tak. Pamiętam, że szlaban wciąż trwa - dodałem - jeszcze raz przepraszam - zakończyłem, na co mama lekko uniosła kącik ust w górę.

Poszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Chciałem żeby ten cholerny dzień dobiegł końca. Jutro będzie lepiej.

*** 

Wszedłem na plac szkoły nieco wcześniej niż zwykle, tak więc przed wejściem natknąłem się na śmiejących się ludzi. Śmiali się dość głośno jak na zwykłe żarty. Niektórzy, którzy podchodzili do swoich grupek byli zszokowani. Zupełnie nie wiedziałem o co chodziło. Zobaczyłem Ray'a i Gerarda opierających się o mury szkoły. Podchodząc do nich usłyszałem kawałek rozmowy.

- Dalej w to nie wierzę - powiedział Ray, którego wyrazu twarzy czy oczu nie dało się nawet opisać

- Jak wszyscy. Nawet nie wiem skąd wiedzą - Gerard wzruszył ramionami jakby olewał całą rozmowę.

- Właśnie... o co chodzi? - zapytałem podchodząc do przyjaciół. Gerard spojrzał na mnie z przerażeniem, a Ray ze zdziwieniem.

- Nie wiesz? - zapytał Ray jakby nie dowierzał. Pokręciłem przecząco głową - no... Nancy obciągnęła Gerardowi - powiedział jakby rozbawiony i poklepał czerwonowłosego po ramieniu.

Za to ja... ja stałem jak wryty i wpatrywałem się w mojego chłopaka ze smutkiem oraz uczuciem napływających łez. On patrzył na mnie ze smutkiem pomieszanym z przerażeniem. Kiedy nasze spojrzenie się spotkały szybko odwróciłem wzrok.
 Nie wierzyłem w to. Nie wierzyłem i już. Może to część jego planu? Może powiedział komuś żeby rozpuścił taką plotkę, żeby pozbyć się Nancy. Na to... na to musiało być  jakieś normalne wyjaśnienie... prawda? Miałem ochotę rzucać i bić wszystko i  wszystkich. Miałem też ochotę rzucić się na ziemię i zacząć wyć jak małe dziecko. Czułem jakby ktoś wyrwał mi serce. Przecież Gerard musi mi to jakoś wyjaśnić. Mimo wszystko zawróciłem i wyszedłem z parceli szkoły. Sam nie wiem czemu. Nie planowałem tego. Moje nogi same mnie gdzieś niosły, a ja nie protestowałem. Chciałem przeanalizować to co przed chwilą usłyszałem. Przecież, to da się racjonalnie wyjaśnić. Mu się dać.

__________
Hej!
Mam nadzieję, że się podobało i w ogóle ^^
Myślę, że zobaczymy się jakoś w tygodniu, ale nie jestem pewna, a jak dobrze pójdzie to może nawet jeszcze jutro :)
Jak coś to wiecie, może zostawić swoją opinię, tam w dole 

PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia 

Secret | FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz