Rozdzial Czternasty

288 51 22
                                    

Szedłem tak dość długo. Nie wiedziałem co mam robić, czy gdzie iść. W mojej głowie kłębiły się rożne myśli, a i tak ostatecznie musiałem wrócić na lekcje. Nie chciałem, ale musiałem. Nie miałem ochoty patrzeć na Gerarda czy Nancy. Chciałem być sam ze sobą. Ok. Ja tez nie bylem święty. W końcu pocałowałem Ryana, ale to jest dużo lżejsze przewinienie niż... to. Może zrobił to bo myślał ze nie chce iść z nim do łózka? A możne po prostu kochał Nancy. Nawet nie wiem co teraz do niego czuje. Na pewno nie jest  to nienawiść.  I tak jedyna osoba, którą mogłem obwiniać  byłem ja sam. Zgodziłem się na ten związek, to teraz mam. Czuje się cholernie źle. Oczy mnie pieką i co jakiś czas muszę wycierać policzki od łez, które wydobywają się z moich oczu. Nagle zawróciłem. Przypomniało mi się miejsce, które odkryłem wraz z Ryanem i Gerardem kiedy mieliśmy około.. może ośmiu lat.

  Doszedłem na miejsce.  Nie było mnie tam od dawna, a prawie nic się nie zmieniło. W lesie stała chatka... sam nie wiem kogo, może leśniczego. W każdym razie była opuszczona. Może należała do kogoś, ale nikt o nią nie dbał. Niedaleko niej był stary bunkier gdzie niegdyś uwielbiałem przebywać. Usiadłem przed chatką i wyjąłem z plecaka paczkę papierosów. Westchnąłem i wyjąłem jednego. Mama nie byłaby dumna, ale cóż... każdy radzi sobie ze stresem na swój własny sposób.

Zaciągałem się papierosem i wypuszczałem z ust dym dalej myśląc. Nie chciałem o tym myśleć. Wolałbym myśleć o szczeniaczkach. Dlaczego Gerard nie mógł być szczeniaczkiem? Tak byłoby lepiej... tak sądzę.

  Kiedy skończyłem już moją działalność artystyczną - spaliłem papierosa - zacząłem iść w kierunku szkoły. Nie mogłem przecież opuścić wszystkich lekcji. Mama by mnie zabiła jakby się dowiedziała, plus nie mogłem zostawić Ryana samego sobie... albo samego z Brendonem. Kto wie co mu znowu odbije. Czy on nie mógł po prostu zaprosić go na randkę czy coś? Musiał od razu chcieć się do niego dobrać? Ja rozumiem, że może ma już dość swojej ręki, ale trochę kultury...

Nie śpieszyłem się. Szedłem wolnym krokiem i rozglądałem się na boki. Z moich myśli nic nie wyszło. Nic po za tym, że miałem mieszane uczucia co do mojego związku z Gerardem. Z jednej strony miałem ochotę go pobić i z nim zerwać, a z drugiej chciałem się do niego przytulić i zacząć płakać i pytać co źle zrobiłem. Zdawało mi się, że nie jestem wcale zły w związku. Może nie byłem idealny, ale starałem się być dla niego wystarczający. Na prawdę się starałem. Gee był dla mnie najważniejszy i wydaje mi się, że nic i nikt nie mógł tego zmienić. Nawet Ryan, który ostatnio też zamieszkał w mojej głowie. Tyle, że o Ryana po prostu się martwiłem. Nie czułem do niego nic takiego jak do Gerarda.

  Kiedy doszedłem do szkoły była długa przerwa. Czyli wychodzi na to, że spędzę tu dzisiaj tylko trzy godziny. To było nieco pocieszające. Na dziedzińcu stało pełno osób. Zacząłem szukać wzrokiem Raya i Gerarda lub Ryana. W końcu zauważyłem Ray'a, co nie było wcale trudne ze względu na jego fryzurę. U jego boku stał Gerard, uznałem więc że tam nie podejdę. Zacząłem szukać Ryana, który stał przy wejściu do szkoły ze swoimi znajomymi. Ruszyłem w jego stronę, w między czasie rzucając okiem na Gerarda, który niestety mnie zauważył i zaczął iść w moim kierunku. Przyspieszyłem kroku i już po chwili stałem obok Ryana. Jego ekipa znów spojrzała na mnie jak na monstrum. Zawsze jak obok przechodziłem patrzyli na mnie z przerażeniem lub tak jakbym zabił im rodzinę. Nigdy nic im  nie zrobiłem, więc nie wiem o co chodzi. Chwyciłem Ryana za nadgarstek, przez co spojrzał na mnie.

- Chodź - szepnąłem i wymusiłem uśmiech.

Ryan nie odpowiedział tylko udał się za mną. Minęliśmy Gerarda, który spojrzał na nas ze złością i smutkiem. Zignorowałem go. Zaprowadziłem Ryana za szkołę uprzednio patrząc czy nie ma tam kogoś kto znęca się nad młodszą czy słabszą osobą. 

Secret | FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz