5. Czas niepewności

336 32 98
                                    

Sierpień 2032 roku

*Ally*

        — Mógłbyś mnie oświecić, mój drogi przyjacielu, co miałeś na myśli, wypowiadając poprzednie słowa? — zapytał Glizdę Peter. Wesoły ton jego głosu i swobodna postawa, utwierdzały mnie w przekonaniu, iż prawdopodobnie nieco odzyskał humor. Ale widziałam, że niestety nie do końca. Wygłupiał się z mniejszym niż zwykle entuzjazmem, a gdy Trevor zbył jego pytanie chyba po raz piąty, odpuścił dalsze rozgrzebywanie sprawy. Odpuścił. Peter odpuścił Trevorowi. To nigdy się nie zdarzało. 

         Przekonałam się, że niewiedza czasami bywała lepsza. Gdy tylko puszczałam myśli samym sobie, w mojej głowie od razu pojawiały się wszystkie okropne obrazy, które wiązałam z historią Petera. Zdawałam sobie sprawę, że strasznie to przeżywałam, ale byłam na to wrażliwa. Nie chciałam, aby Peter cierpiał przez nadmiar wspomnień. Nie pokazywał tego, ale ja wiedziałam, że właśnie tak było.

         Gdy szłam leśną drogą, jednocześnie przy tym rozmyślając, często się wyłączałam i miałam skłonności do gubienia się, ponieważ wtedy nie zwracałam uwagi na to, gdzie zmierzałam.

          Wróciwszy do świata żywych, powiodłam wzrokiem po otoczeniu z lekkim niepokojem, czy aby nie zdarzyło się to i tym razem. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłabym się, acz byłabym lekko przestraszona. Nigdy nie czułam się pewnie, gdy byłam sama w ciemnym lesie. Pamiętałam, że gdy jeszcze wędrowałam samotnie w stronę Kanady, jak najdłużej odwlekałam moment przekroczenia granicy Dark Forest. Las był mroczny i ogromny. To, co mogło kryć wnętrze tej puszczy, przerażało mnie. Nienawidziłam wszystkiego, co było mi nieznane.

         Po krótkim rozeznaniu w sytuacji, moje oczy wyłapały w mroku dwie sylwetki, które wędrowały kilka metrów przede mną. W duchu odetchnęłam z ulgą i przyspieszyłam, aby zrównać się z moimi towarzyszami.

         Spojrzałam wpierw na jednego, a potem na drugiego. Trevor ostentacyjnie wpatrywał się przed siebie. Udawał, że obserwował otoczenie, gdy tak naprawdę starał się po prostu unikać wzroku Petera. Obydwoje milczeli, a między naszą trójką panowała nienaturalna cisza. Mimo sporych różnic w charakterach tudzież upodobaniach, zwykle mieliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów, lecz tym razem było inaczej. Nagle poczułam się zmęczona całym dniem. Najchętniej udałabym się już na spoczynek, jednak musiałam skupić się na tym, co miało nas czekać na zbiórce.

         — Coś cię dręczy, Ally? — usłyszałam głos Petera. Wyrwało mnie to z zamyślenia. Spojrzałam na zamaskowaną twarz chłopaka. W jego oczach dostrzegłam zmartwienie. Posłałam mu wesoły uśmiech.

         — Nie, to nic ważnego — odpowiedziałam wymijająco i machnęłam ręką, aby dać mu do zrozumienia, że niepotrzebnie się martwił. Zerknęłam na Trevora, który nadal był pogrążony we własnych myślach. Wskazałam na niego. — Lepiej niech Trev nam wyjaśni, o co mu chodziło — rzekłam i posłałam zdezorientowanemu brunetowi uśmiech. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.

         — O co mi chodziło z czym? — zapytał zdumiony. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Peterem, w którego oczach pojawiły się błyski zaciekawienia.

          — Z tym, co mówiłeś wcześniej! — odrzekł i schylił się, aby nie uderzyć głową w gałąź. Trevor nie powiedział nic. Przekręcił jedynie ze zirytowaniem oczami, co było jego gestem dosyć powszechnym.

          — Daj spokój, Peter — odburknął. Nie miał chęci, aby ciągnąć konwersację. Nie rozumiałam tylko dlaczego. Jeżeli to dotyczyło ataków Oczyszczających na nasze obozy, powinien się z nami podzielić wszelkimi informacjami, jakimi dysponował. Wcześniej obiło mi się o uszy coś o tym, że Oczyszczający zasadzili się na Zachód, ale dotychczas wydawało mi się to czymś dziwnie odległym, jakby działo się w innym świecie. Czy ataki rzeczywiście miały miejsce, a ja i Peter oraz wielu innych Zakapturzonych, nie mieliśmy pojęcia o zagrożeniu?

Alone||Alan Walker [w trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz