38. Kończy nam sie czas

201 8 26
                                    

          zabijecie mnie za to, ale rozdział jest bardzo długi. dopiski przed POVs odnoszą się do drugiej perspektywy Alana. miłego czytanka x

Październik 2032 roku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Październik 2032 roku

*Alan*

          Przenosiłem się na obrzeża Northville (albo bezpośrednio do niego) już tyle razy, że nie miałem już z tym żadnych problemów. Kiedy moje stopy uderzyły o ziemię, kiedy poczułem pod nimi stabilny grunt, wiedziałem, że znalazłem się tam, gdzie znaleźć się chciałem.

          Niegdyś, gdy dopiero poznawałem swoje możliwości, zawsze obawiałem się, że wyląduję nie tam gdzie trzeba, dlatego też, dopóki nie nabrałem przekonania, że w pełni panowałem nad teleportacją, używałem jej rzadko i na małe dystanse, co było na swój sposób metodą na wprawienie się. Musiałem też przyznać, że początkowo, gdy ma energia była jeszcze niezbyt wyważona i użytkowanie czegokolwiek choćby przez chwilę od razu mnie męczyło i wywoływało krwotoki, obchodziłem się ze swoim „odmieństwem" najbardziej ostrożnie, jak tylko się dało.

          Pozostała część Teleporterów również znajdowała się już przy mnie. Brakowało jeszcze Biegaczy i Latających, ale oni musieli włożyć w proces przemieszczania się nieco więcej wysiłku. Czekaliśmy cierpliwie, nie komentując niczego, nie zgłaszając żadnych uwag: ja, Craig, ciemnowłosa Rose oraz Gretchen, dziewczyna o czarnej czuprynie, lubująca się w rockowym stylu. Napięcie powoli osiągało swoje apogeum.

          Po pewnym czasie w końcu znaleźliśmy się w komplecie. Wszyscy, jak na komendę, ustawili się w równym szeregu i zwrócili na mnie swoje rozgorączkowane spojrzenia. Uśmiechnąłem się, wyczuwając ich nieskrywaną ekscytację, której pozwolili wypłynąć na poważne twarze. Popołudniowy wiatr bawił się włosami poszczególnych osób, rozwiewał je, szarpał luźniejsze części ich garderoby, troczki przy plecakach. Każdy szczegół w swego rodzaju mistyczny sposób wyrył mi się w pamięci, miałem wrażenie, na wieki.

          — Okej, skoro jesteśmy wszyscy, powtórzymy sobie jeszcze raz plan działania — zadecydowałem, po czym wydobyłem mapę z plecaka. Wciąż znajdowaliśmy się w pewnej odległości od miasta, skryci poza jego mrocznym wzrokiem i tą niepokojącą aurą, do przejścia mieliśmy jeszcze kawałek, ale w starciu z Oczyszczającymi, jako kreaturami nieobliczalnymi, wolałem być przesadnie ostrożny, dlatego też zdecydowałem się dopełnić formalności już teraz. Bo nie chroniła nas już osłona lasu. Znajdowaliśmy się na terenie wroga i każdy błąd, każde źle podjęte działanie, mogło nas kosztować bardzo wiele.

          Wszyscy przykucnęliśmy, ja z mapą w łapach, reszta spragniona informacji, mimo że znali plan. Rozłożyłem kartę na ziemi i przygwoździłem za pomocą telekinezy jej ciągle zaginające się rogi, bo wiejący od strony lasu wiatr nieustannie wprawiał ją w delikatne podrygi. W taki sposób chociaż na kilka sekund zaprzestała swoich dzikich tańców.

Alone||Alan Walker [w trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz