Rozdział 12

2.2K 199 66
                                    

- Drużyno! - zawołał James, wskakując na jedną z ławek w szatni. Ubrany już w strój do quidditcha, uważnie przyjrzał się każdemu zawodnikowi. - Ostatni mecz w tym sezonie. Ostatni mecz w szkole dla niektórych z nas, aż się łezka w oku kręci, jak o tym pomyślę. - Zamilkł na chwilę, budując napięcie. - Jesteśmy najlepszą drużyną, jaką Gryffindor miał od dziesiątek lat. Jestem dumny, że mogłem z wami grać, że tyle wygranych, ale i też przegranych meczów z wami przeżyłem! Dzisiaj jest jednak dzień, kiedy odniesiemy tryumf nad głupimi wężami! Skopiemy im te zapyziałe tyłki i zdobędziemy ten puchar, który od pięciu lat należy do nas i niech tak zostanie i na kolejny rok! Pokażemy im!

- Pokażemy! - zawtórowała mu cała drużyna i wszyscy zaczęli klaskać. Dumnie wypinając piersi do przodu, pokierowali się w stronę wyjścia na boisko. Pewnymi siebie krokami i z szerokimi uśmiechami na twarz weszli na zieloną trawę. Uczniowie skandowali głośno, przekrzykując się nawzajem, która drużyna jest lepsza.

Pojawili się Ślizgoni.

- Kapitanowie! Podajcie sobie ręce – zarządziła pani Hooch. James mocno ścisnął rękę kapitana przeciwnej drużyny, ze wzajemnością oczywiście. - To ma być ładna i czysta gra. Nie chcę widzieć żadnych nieczystych zagrań.

Rozeszli się i chwilę później zaczęła się walka o wszystko. Tłuczki przecinały boisko wzdłuż i wszerz, szukający krążyli nad boiskiem, wypatrując znicza, bramkarze bronili ile mogli, by nie puszczać goli, a ścigający nawzajem walczyli o kafel, przepychając się i obijając.

Ryk wściekłości i wesołe śmiechy wymieszał się ze sobą, gdy Syriusz puścił gola. Zły na siebie oddał kafla Jamsowi, który posłał mu uśmiech, mówiący, że nic wielkiego się nie stało.

Pół godziny później na tablicy wyników zawitał remis pięćdziesiąt do pięćdziesięciu, a walka z każdą minutą stawała się coraz brutalniejsza. Żadna drużyna nie chciała dać za wygrane i przegrać finałowego meczu.

Syriusz rozejrzał się po boisku. James, Dorcas i Matt zręcznie podawali sobie nawzajem kafla, unikając Ślizgonów. Alicja siedziała wysoko na miotle i ze skupioną miną wypatrywała błyszczącego znicza. Jeremy i Michael z radością wymalowaną na twarzach wybijali tłuczki w stronę węży. Na trybunach dostrzegł wysoką sylwetkę Hagrida. Gdzieś w pobliżu niego zapewne znajdowali się Lily, Remus i Peter.

Skupiony na obserwacjach, w ostatniej chwili zauważył, lecącą ku niemu Caroline, która posłała ku niemu kafla. Tylko dzięki szybkiemu refleksowi zdołał obronić strzał, co większość publiczności przywitała oklaskami. Dziewczyna pokazała mu język, na co się zaśmiał i pasał jej całusa.

Profesor Hooch gwizdnęła mocno w gwizdek i gra została wznowiona. Lily chyba pierwszy raz w życiu z taką zaciętością na twarzy oglądała mecz. Co chwila szturchała Remus w ramię, pytając się o coś, czego nie do końca rozumiała. Lupin cierpliwie odpowiadał na każde jej pytanie, od czasu do czasu śmiejąc się cicho z dziewczyny. Quidditch nie był mocną stroną Lily.

Potężny huk wywołany przez krzyk uczniów wstrząsnął powietrzem. James zdobył kolejne punkty i tym samym wysunął Gryffindor na dwudziestopunktowe prowadzenie. Entuzjazm Gryfonów na trybunach szybko opadł, gdy Ślizogni zdobyli cztery gole z rzędu. Syriusz, wściekły na siebie, że tak łatwo daje się omotać urokowi Caroline, podczas następnego ataku nawet na nią nie spojrzał.

Kafel raz po raz przekraczał bramkowe słupki po obu stronach boiska. W pięćdziesiątej minucie meczu było sto osiemdziesiąt do stu pięćdziesięciu dla Slytherinu. W pięćdziesiątej pierwsze minucie Alicja dostrzegła znicza. Między nią a nowym szukającym węży rozpoczęła się zaciekła walka.

In Search For A Better EndingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz