Rozdział 24

1.9K 188 78
                                    

31.10.1978

Halloween nadeszło szybciej, niż Lily oczekiwała. Pożółkłe liście drzewa już pospadały albo ostatkami sił trzymały się gałązek. Wiejący wiatr zdmuchiwał je za ziemie. W tym roku pogoda na Święto Duchów nie zapowiadała się dobrze. Niebo przykryły ciemne chmur, z nieba lada chwila miał lunąć deszcz, a temperatura spadła znacznie.

Lily westchnęła ciężko, odkładając Proroka Codziennego na bok. Widniejący na pierwszej stronie nagłówek nie był zachęcający. Wymordowano czarodziejską rodzinę, dla śmierciożerców zdrajców krwi. Ze zwłok nie zostało za dużo. Z domu, nad którym jarzył się Mroczny Znak też nie.

Ale gdy przyszedł wieczór i w salonie Potterów znaleźli się goście, wszelkie smutki gdzieś zniknęły. Wesołym śmiechom nie było końca, tak samo jak żartom i wspomnieniom Hogwardzkich lat.

Lily patrząc na swoich przyjaciół... na swoją rodzinę, miała dziwne myśli. Co, jeśli ktoś zginie? Czy nadal będą tacy weseli? Beztroscy? Lily nie chciała tracić żadnej bliskiej jej sercu osoby. Zastawiała się, czy może powinni podjąć ryzyko i zacząć działać już teraz? Wybawić Voldemorta ze swojej kryjówki w inny sposób i zabić?

*

18.11.1978

Dorcas z ulgą pożegnała ostatniego pracownika restauracji, zamknęła drzwi i zasłoniła rolety. Przeleciała wzrokiem po pustym lokalu i przeszła do pokoju dla personelu, gdzie zastała Remusa, sprawdzającego ostatnie pergaminy.

- Odłóż to - nakazała mu. - Jest późno, dokończysz jutro.

- Tylko... tutaj dopiszę i... no dobrze, skończone - sapnął z ulgą. - Chodźmy do domu. Padam z nóg.

Nałożyli kurtki i wyszli przez tylne wejście, zamykając za sobą drzwi. Na dworze było ciemno i głucho. Przekryte chmurami niebo wyglądało groźnie i...

- Padnij! - krzyknęła Dorcas, popychając Remusa na ziemię. Promień zaklęcia śmignął im nad głowami, rozwalając kawałek ściany.

Szybko się podnieśli, dobierając różdżek. Czterech zamaskowanych śmierciożerców pojawiło się znikąd.

- Drętowta! - krzyknął Remus.

- Confringo!

Odskoczyli na bok. Ściana wybuchła, a kamienie wyleciały w powietrze.

- Expulso! - wykrzyknęła Dorcas i jeden ze śmierciożerców odleciał w tył. Remus poszedł za ciosem, wrzasnął:

- Immobulus!

I drugi śmierciożerca zamarł w bezruch, ale zielony promień już mknął ku nim. Remus w ostatniej chwili pchnął Dorcas na ziemię i sam ledwo uniknął śmiercionośnego zaklęcia, odskakując w bok. Nim zdążył się zorientować, Dorcas gotowa do kontrataku, krzyknęła:

Petrificus totalus!

I trzeci śmierciożerca padł na ziemię sparaliżowany, ale nim Dorcas czy Remus zdążyli zareagować, z przeciwnej strony nadleciało zaklęcie. Lupin rzucił się do przodu, przerażony, ale nim zdążył wbiec między zielony promień a swoją dziewczynę, zaklęcie uderzyło w nią z ogromną siłą. Zielony rozbłysk oślepił go na dobrą chwilę, a kiedy zniknął, śmierciożerców nigdzie nie było.

- Dorcas! - krzyknął, a z oczu poleciały mu łzy. Padając na kolana, pochwycił martwe już ciało swojej dziewczyny. - DORCAS! - zawył z rozpaczy i zaszlochał. - Nie... proszę, tylko nie ty. - Zetknął ich czoła. Czuł w sercu przerażający ból, jakby sam umierał. - Obiecałaś... obiecałaś, że będziesz...

In Search For A Better EndingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz