18. Jak zniszczyć sobie bal

2.5K 135 42
                                    

Bal świąteczny był czymś niesamowitym. Od kilku lat urządzano taki dla siódmoklasistów. A ja od zawsze nie mogłam się go doczekać. Co prawda zawsze wyobrażałam sobie, że pójdę na niego z tym dupkiem Victorem, ale z Jamesem napewno było lepiej. Carter zaprosił Elizabeth, a Nigel szedł z Beryl.
Ostatnio Scorpius powiedział mi, że na swój bal zaprosi Rose. Podobno siś do niego przekonała. Powiedziałam nawet mojemu bratu, że shippuję go z Weasley'ową. Ale był szczęśliwy!
Ja wszędzie chodziłam z Jamesem. Był całkiem niezłym tańcerzem, choć najczęściej rezygnował z oklepanych kroków i wykonywał takie ruchy jakie mu się podobały.
- Idiota - powiedziałam do niego.
- Skoro twój najlepszy przyjaciel jest idiotą to o czymś świadczy.
Przez chwilę mu nie odpowiadałam, po czym wzruszyłam ramionami i powtórzyłam:
- Idiota.
Zaśmialiśmy się.
W pewnym momencie od hałasu rozbolała mnie głowa.
- Chodźmy stąd na chwilę.
No więc poszliśmy na balkon. Tam, gdzie odbywały się zajęcia z astronomi. Było około dwudziestej drugiej, więc na dworze było ciemno. Świeciły gwiazdy.
- Umiesz rozpoznawać jakieś konstelacje? - zapytał James.
- Nie, a ty?
- Też nie. Ale tam - wskazał nad nami - napewno jest konstelacja pod tytułem "Ven i James się wygłupiają".
Znów się zaśmiałam.
Ból głowy mi powoli przechodził. Czasami tak miałam.
- Byłyby z nas ładne gwiazdy - stwierdziłam.
- Bo dobrana z nas para - odpowiedział. - Przyjaciół oczywiście.
- Jasne.
Usłyszeliśmy jak z sali balowej DJ woła przez mikrofon:
- Panie i Panowie, teraz czas na wolny. Panowie obowiązkowo proszą panie.
James odchrząknął.
- Zatańczysz? Oczywiście jeśli już cię nie boli głowa.
I wiecie co? To była taka piękna chwila. Co prawda my byliśmy tylko przyjaciółmi, nikim więcej, ale bądź co bądź to i tak była piękna chwila. Właśnie staliśmy razem na balkonie i patrzyliśmy w gwiazdy, a ja nie czułam się skrępowana. Właściwie czemu? Nie wiem, po prostu nie czułam wstydu.
Jednak coś musiało przerwać tę chwilę.
Zachciało mi się do toalety.
Tak, dokładnie.
- Muszę do łazienki - powiedziałam wprost.
- Żartujesz?
- Nie.
- Nie wierzę w ciebie - powiedział Potter.
- Ja też.
Właśnie miałam odejść, kiedy chłopak zatrzymał mnie łapią moją dłoń.
- Ven?
- Tak?
- Pamiętaj, że odtąd wisisz mi jedne wolny taniec.
Uśmiechnęłam się.
- Obiecuję, że następnym razem nie odmówię.
I poszłam.
W łazience spotkałam Meredith. Nie widziałam jej na balu, choć miała na sobie czerwoną sukienkę, więc pewnie też na nim była.
- Hej - przywitała się ze mną.
Kompletnie mnie zamurowało. Przecież ona jeszcze kilkanaście dni temu potraktowała mnie jak coś najgorszego na świecie i olała mnie podczas naszej rozmowy. Nie licząc Lilith to ona jako pierwsza ostatecznie odeszła od paczki. Pomimo tego jak się zachowała, musiałam ukrywać uśmiech. Przecież to Mer! Moja była przyjaciółka. Może już przeszedł jej ten nagły przypływ okrutności...
- Hej - odparłam.
- Słyszałam o tym co zrobił Victor.
Skrzywiłam się. Nie chciałam teraz o tym gadać, to był za fajny dzień.
- Wszyscy słyszeli. Przypominam, że to przez ciebie doszło do tej sytuacji w łazience, przez którą Victor nazwał mnie... no wiadomo jak mnie nazwał.
Meredith spojrzała na mnie współczująco.
- Posłuchaj, przyszłam, bo mam sprawę - poczułam smutek. A więc to jednak wciąż ta sama okrutna osoba, która ukazała mi się podczas rozmowy o naszen przyjaźń wtedy w klasie. Ta sama osoba, która kazała zrobić mi zdjęcie jak spałam wtulona w Jamesa. Ta sama, samolubna osoba.
- Tak? - zapytałam tylko.
- Chodzi o taką dziewczynę co obrażała twojego brata i Albusa Pottera.
- Która to? - zapytałam.
- A taka jedna z szóstej klasy. Wysoka, o jasnych, prawie białych włosach, bardzo chuda.
Kojarzyłam ją. Była jakąś mugolaczką z Hufflepufu. Kiedyś jej trochę "dokuczaliśmy".
- I co mówiła?
Poczułam jak budzi się we mnie to, co sprawiało, że przez sześć lat inni uczniowie się mnie bali. Jak jestem wściekła to jest naprawdę źle. W końcu mam na nazwisko Malfoy i przez długi czas bez skrupułów znęcałam się nad mugolakami.
"Opanuj się" - powiedziałam sobie w myślach.
- No... że to cioty, że ty i Scorpius jesteście tak samo żałośni. Że twoja mama, bo o twojej mamie też mówiła, jest brzydka i gruba...
Poczułam jak gotuje się we mnie złość. Jednak nie dam rady się opanować.
- Wiesz gdzie ona jest? - zapytałam.
Meredith zaprowadziła mnie do dziewczyny. O dziwo stała ona sama w jakimś pustym, trudno zauważalnym korytarzu, ale dla mnie to była dobra wiadomość.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłaś? - zwróciła się ta dziewczyna do Mer, a ja spojrzałam na moję byłą przyjaciółkę zdziwiona.
- Ja nic nie zrobiłam. Po prostu powiedziałam Cass o tym co ty zrobiłaś - oznjamiła Mer.
- Co ty sobie myślisz bachorku? - krzyknęłam na blondynkę, która podobno obrażała Scorpiusa i Albusa.  - Śmiesz obrażać kogoś z mojej rodziny!
- O co ci chodzi, ja nie...
- Ty szlamo! - wyciągnęłam różdżkę, kiedy nagle zatrzymałam się. Przy wejściu do korytarza stał James. Przełknęłam ślinę.
- Mówiłam, że będę się mścić - syknęła mi do ucha Meredith. - Ciekawe co teraz zrobi twój Potter?
I uciekła. W mig pojęłam co się stało. Meredith wymyśliła tą całą akcję z obrażaniem mojego brata. Chciała tylko, żebym pokłóciła się z Jamesem. Jak ona mogła! Jest tak samo okropna jak Victor. Siebie warci...
Moja wściekłość zamieniła się w smutek zmieszany ze strachem. Dałam się podpuścić... A przecież ten bal był taki idealny... Był.
Ta mugolaczka wykorzystała sytuację i uciekła.
- James to nie tak... - zaczęłam tłumaczyć się przyjacielowi.
- Co ty ku*wa robisz?
- Meredith mnie podpuściła. To pewnie ona przyprowadziła tu tę dziewczynę i powiedziała mi, że ona obrażała naszych braci.
- I co z tego! Nie możesz bezpodstawnie atakować ludzi i nazywać ich szlamami!
- Ale to nie było bezpodstawne!
- Boże, ty jesteś jakaś... jakaś chora. Ktoś ci coś powie i odrazu na niego naskakujesz!
- Przepraszam!
- Przecież mówiłaś, że przechodzi ci faza na prześladowanie mugolaków!
- Bo mi przechodzi! Ja... nic już do nich nie mam. Teraz to wiem. Ale to wszystko było zaplanowane przez Meredith!
- Trzeba było pomyśleć!
- I co teraz, obrazisz się na mnie za to, że nie pomyślałam?!
- Ven, widziałem jak naskakujesz na kolejną osobę z różdżką i mówisz, że to szlama! Myślałem, że się zmieniłaś!
- Ja się zmieniłam?! Tylko ja muszę się zmieniać?! Straciłam przyjaciół, autorytet, muszę zmienić poglądy... A ty?! A ty nie robisz nic! Wysil się! Czemu to ja muszę się do wszystkiego dostosowywać i zmieniać?!
- Słucham!?
- Dobrze słyszałeś!
James nagle obrócił się i odszedł. Tak po prostu.
Ze łzami w oczach wróciłam do pokoju. Ukryłam się tak, żeby Meredith i Lilith nie widziały mojego płaczu.

Następnego ranka prawie wszyscy wracali do domu na Święta. Ja zostawałam, bo na początku roku umówiłam się z rodzicami, że te jedno Boże Narodzenie spędzę z przyjaciółmi w Hogwarcie. Carter zostawał ze mną, ale z bliskich mi osób nikt więcej, bo przecież od wakacji zmieniłam przyjaciół, a nie chciałam zmieniać planów rodziców.
Próbowałam pogadać z Jamesem, ale on mnie unikał. Nawet się nie pożegnaliśmy.
A więc na Święta będziemy pokłóceni.
Cholera jasna.

Eeee, no dobra, chyba może być. Generalnie wiem, że za miesiąc zaczynają się wakacje, ale poczujcie ten święteczny klimat😂😂
Do następnego!

Mimo Wszystko | James Syriusz PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz