Przenosiłam wzrok z Joanny na Justina,przypatrując im się dokładnie.Chłopak spoglądał na mnie z wyraźnym rozbawieniem,natomiast ja nie widziałam w tym nic śmiesznego.
-Poznajcie się.-krępującą ciszę przerwała Joanna.-Justin,to jest Bree.-wskazała na mnie.-Bree,to Justin.
Chłopak podniósł wzrok,a na jego ustach widniał łobuzerski uśmieszek.
-Panowie,zostawcie go teraz.-Joanna zwróciła się do ochroniarzy,którzy cały czas trzymali Justina za ramiona.
Mężczyźni niechętnie puścili chłopaka,odchodząc korytarzem.
-Powiedz ty mi,Justin.Co znowu zrobiłeś ?-westchnęła kobieta,patrząc na szatyna.
-Ja ?-zaśmiał się głupio,a w mojej głowie,nie wiedząc czemu,pojawił się obraz Austina.-Nic,oczywiście.
Joanna pokręciła głową z dezaprobatą,po czym zwróciła się do mnie.
-Bree,chodźmy do pokoju Justina.-wskazała dłonią długi korytarz,prowadzący do drugiej części budynku.
Ruszyłam prosto za nią,czując na sobie wzrok szatyna.
-Justin ? A ty co ?-stanęła nagle Joanna.-Czekasz na zaproszenie ?
Chłopak zaśmiał się pod nosem i wkładając ręce do kieszeni nisko opuszczonych jeansów,ruszył korytarzem.
Doszliśmy do drzwi pokoju numer 26,po chwili wchodząc do środka.Pomieszczenie nie było duże.Niedaleko okna stało spore,dwuosobowe łóżko,a po prawej stronie pokoju znajdowały się drzwi-jak sądzę,do łazienki.
-Justin,co to ma być ?-spytała Joanna podniesionym głosem,spoglądając na przewrócone krzesło i kilka rzeczy zrzuconych z szafki nocnej.
Chłopak jedynie wzruszył ramionami,rozkładając się na łóżku.
-Usiądź,Bree.-kobieta wskazała mi krzesło,na przeciwko łóżka.-A więc jak już wiesz,Justin.-zaczęła.-Bree jest wolontariuszką,która ma pomóc ci wyjść z nałogu.Mam nadzieję,że będziecie się dobrze dogadywać.-posłała nam serdeczny uśmiech,a my,jak na zawołanie,spojrzeliśmy na siebie.
-Justin.-ponownie odezwała się Joanna,tym razem bardziej surowo.-Masz być miły i słuchać się Bree.-chłopak parsknął śmiechem,na co ja przewróciłam teatralnie oczami.
W jakim świecie żyła ta Joanna,skoro myślała,że 21 latek będzie się słuchał piętnastolatki...
-Zostawię was samych,żebyście mogli się lepiej poznać.-dodała po chwili,po czym skierowała się w stronę drzwi.-Bądźcie grzeczni.-posłała nam ostatni przyjazny uśmiech,znikając za drzwiami.
-Bądźcie grzeczni...-zaśmiał się chłopak,a ja w tym momencie przeniosłam na niego wzrok.-Więc ty jesteś moją niańką,tak ?-uniósł swoje brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Nie jestem twoją opiekunką tylko...osobą do towarzystwa.-odparłam z lekkim rozgoryczeniem.
Nagle chłopak wybuchnął głośnym śmiechem,wprawiając mnie w całkowite zdezorientowanie.
-A więc dziewczynka do towarzystwa,tak ?-i w tym momencie mnie olśniło.
-Kurwa ! Nie tak to miało zabrzmieć.-uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
-No właśnie zabrzmiało to bardzo interesująco.Jestem jak najbardziej za.-powiedział Justin,nadal śmiejąc się do rozpuku.
Pokręciłam głową,po czym złapałam pierwszą-lepszą poduszkę,leżącą obok mnie i rzuciłam nią w szatyna,trafiając prosto w twarz.
Tym razem to ja parsknęłam,na widok jego zdezorientowanej miny,którą chwilę później zastąpił cwaniacki uśmieszek.Jednym,szybkim ruchem podniósł się z łóżka,poprawiając swoje ubrania.Zaczął zmierzać w moim kierunku,a ja momentalnie przybrałam udawanie poważną minę.
-Nikt nie będzie we mnie rzucał jakąś jebaną poduszeczką,skarbie...-starał się brzmieć groźnie,lecz zdradzał go,jego łobuzerski uśmieszek,który,swoją drogą,chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.Pospiesznie wstałam z krzesła,chcąc znaleźć się jak najdalej od niego.Jednak nie udało mi się to,ponieważ już sekundę później poczułam,że oplata swoje ramię wokół mojej talii i przyciąga mnie do siebie.
-Nie ze mną te numery,kotku...-mruknął mi do ucha.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się,a w progu stanęła Joanna,z lekko zdziwioną miną.Nie chciałam,żeby źle to odebrała i straciła do mnie zaufanie.
Ale co ja mogłam zrobić w tej sytuacji.
Jego ręka dalej owinięta była wokół mojej talii,jakby w ogóle nie przejął się przyjściem Joanny.
-Mówiłam,że macie być grzeczni.-posłała nam chytry uśmieszek,a ja już wiedziałam,że nie odebrała tego w zły sposób.-Zapomniałam torebki.-rzuciła szybko,chwytając przedmiot,wiszący na oparciu krzesła.-Bree,jak będziesz się zbierała ,przyjdź jeszcze do mojego gabinetu.
-Ale ona tu zostaje.-wtrącił się Justin.-Nie można mnie zostawiać samego.
-Skoro brakuje ci towarzystwa,poproszę ochroniarzy,żeby z tobą posiedzieli.-nie zdążyłam nawet mrugnąć,gdy Joanna zabrała głos.-To do zobaczenia,Bree.-powiedziała na odchodne,zamykając za sobą brwi.
-Dla mnie nie jest taka miła...-mruknął cicho szatyn,niczym obrażony pięciolatek.-Na czym żeśmy skończyli...-podrapał się po karku,udając,że poważnie nad tym rozmyśla.
-Na tym,że ty leżałeś na łóżku,a ja siedziałam na krześle.-odparłam szybko,wyswabadzając się z jego uścisku,posyłając mu przy tym bezczelny uśmiech.Chłopak zaśmiał się cicho,nie zmieniając swojej pozycji.
-Taka jesteś ? Dobrze,zapamiętam to sobie.-rzucił krótko,udając obrażonego.-A więc Bree...-z powrotem rozłożył się na swoim łóżku,zakładając ręce za głowę.-Ile masz lat ?-zadał pierwsze pytanie,a ja już wtedy wiedziałam,że nie będzie ono ostatnim.
-15.-odparłam krótko.
Justin przez cały czas obserwował mnie z przymrużonymi oczami.
-To teraz powiedz mi...-przerwałam mu moim odkaszlnięciem.
-Nie sądzisz,że teraz moja kolej na zadanie pytania ?-spytałam,uśmiechając się przesłodko.
-Więc gramy w 21 pytań ?-odparł pytaniem na pytanie.
-Zgoda,ale teraz moja kolej.-szatyn uniósł w górę ręce,dając mi wolne pole do popisu.
-Ale odpowiadamy szczerze.-upomniał mnie,na co skinęłam głową.Jeśli chciałam,żeby był szczery ze mną,musiałam być również z nim.
-Dlaczego bierzesz ?-zadałam pierwsze pytanie.
-Bo lubię.-odpowiedział,niewzruszony.
-Ej,takie odpowiedzi się nie liczą.-wydęłam dolną wargę,zakładając ręce na piersi.
-Ale taka jest prawda.-bronił się.-Biorę,bo lubię.Fajnie jest czuć maksymalne odprężenie i nie myśleć o problemach.
-I taka odpowiedź jest w porządku.-odparłam,usatysfakcjonowana.
-Dlaczego jesteś wolontariuszką ?-zadał kolejne pytanie,na co ja lekko się uśmiechnęłam.
-Ponieważ chcę pomagać ludziom.-odparłam z wielkim uśmiechem na twarzy.Nie sposób było go ukryć.
-Nawet takim jak ja ?-spytał unosząc brwi.Właściwie,podchodziło to pod kolejne pytanie,jednak postanowiłam odpowiedzieć.
-Justin,niczym się nie różnisz.Jesteś po prostu zagubiony,tak jak wielu.I tak jak wszyscy zasługujesz na pomoc.-przez ten cały czas,chłopak przyglądał mi się w skupieniu.
-Teraz moja kolej.Kiedy pierwszy raz wziąłeś ?
Szatyn nic nie mówił,zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Pierwszy raz,jak miałem 14 lat.Ale tak nałogowo zacząłem ćpać po skończeniu 18 lat.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową,zastanawiając się nad pytaniem,które za chwilę usłyszę.
-Masz chłopaka ?-zapytał,a ja momentalnie wbiłam wzrok w swoje buty.
-Nie.-burknęłam.Chłopak musiał to wyczuć,ponieważ wstał z łóżka i podszedł do mnie,chwytając moją rękę.
-Nie będziemy rozmawiać tak na odległość.-pociągnął mnie w kierunku swojego łóżka.Zdjęłam buty i kurtkę,a następnie wdrapałam się na jego łóżko.To dziwne,ale na prawdę dobrze mi się z nim rozmawiało.Tak,jakbyśmy znali się od wieków.
Usiadłam na przeciwko Justina,wpatrując się w niego uważnie.
-A ty masz dziewczynę ?-odpłaciłam się.
-Dłużej niż na jedną noc ?-zaśmiał się.-Nie,nie przypominam sobie.
Przewróciłam teatralnie oczami,zirytowana zachowaniem takich chłopaków.Wiele dziewczyn robi sobie nadzieję,żeby później usłyszeć,że są tylko zabaweczkami na godzinę,czy dwie.
-A czemu nie masz ? Bo z tego co mi się wydaje,jeszcze nie dawno miałaś.-zmarszczyłam brwi,zastanawiając się,skąd on ma takie informacje.-Widziałem po twojej minie.-dodał,jakby czytał w moich myślach.
-Okazał się strasznym idiotom...-nie odrywałam wzroku od swoich kolan,które w tej chwili wydały mi się strasznie interesujące.
-To znaczy ?
-Na początku wszystko było dobrze,ale pod wpływem narkotyków i alkoholu człowiek potrafi się bardzo zmienić...-spojrzałam na niego,lecz nadal nie rozumiał do końca,o co mi chodzi.-Uderzył mnie i wyzwał od dziwek.Miałabym być dalej z człowiekiem,który próbował mnie zgwałcić ? A potem słuchać,jak bardzo mnie kocha ?-zaśmiałam się ironicznie,kręcąc przy tym głową.
Justin wpatrywał się we mnie w skupieniu,obserwując każdy mój ruch.Ja również wpatrywałam się w jego oczy,starając się wyczytać z nich wszystkie emocje.
Siedzieliśmy w takiej ciszy dobre parę minut.Nie była to taka krępująca cisza,jaka zdarza się często.To było przyjemne milczenie.Swoją drogą,miał na prawdę piękne tęczówki.
Niestety,naszą piękną ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu.Uklęknęłam i nachyliłam się,sięgając po swoją torbę.Usłyszałam lekki pomruk ze strony chłopaka.Odwróciłam się szybko,marszcząc brwi.Dopiero po chwili zorientowałam się,że szatyn wpatruje się w mój, wypięty w jego stronę,tyłek.Ponownie złapałam poduszkę i cisnęłam nią w chłopaka.Wyjęłam z torby komórkę,spoglądając na wyświetlacz.Moje źrenice rozszerzyły się gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię "Austin".
-To on ?-spytał Justin,a w jego głosie można było wyczuć nutkę złości.
Pokiwałam twierdząco głową,ponownie wpatrując się w wyświetlacz..
-Odbierz.-poinstruował,a ja,nie wiedząc czemu,przejechałam palcem po ekranie.Justin szybko przysunął się bliżej,żeby słyszeć naszą rozmowę.
-Czego chcesz ?-zapytałam,nie dbając o kulturę.
-Słoneczko,przepraszam cię...-westchnął,a szatyn,siedzący koło mnie wywrócił oczami.
-Ty sobie chyba żartujesz !-krzyknęłam na niego.
-Ale maleńka...-próbował coś powiedzieć,lecz przerwałam mu w pół zdania.
-Najpierw mnie bijesz i wyzywasz,a teraz wyjeżdżasz z jakimiś jebanymi przeprosinami !?-nie wytrzymałam.Za kogo on się,kurwa,uważa ? Myśli,że nazwie mnie swoim słoneczkiem i wszystko będzie po staremu ?
-Kotuś,byłem naćpany i pijany.Nie wiedziałem,co robię...-próbował się usprawiedliwić.
-Wczoraj też nie wiedziałeś co robisz !?-kolejny raz wyprowadził mnie z równowagi.
-Wczoraj to było coś innego...-no trzymajcie mnie,bo zaraz nie wytrzymam.
-Jak,kurwa,coś innego !? Czy ty w ogóle siebie słyszysz !? Człowieku ! Ty chciałeś mnie zgwałcić ! Do ciebie to w ogóle dociera ?
-Ale kochanie,to nie tak....
-Weź ty mi kurwa nie wyjeżdżaj z jakimś "kochanie" ! Ty nawet nie wiesz,co to znaczy.
-Ale ja cię kurwa kocham !-krzyknął do mnie,przez co lekko drgnęłam.
-Nie wiesz,co mówisz,Austin...-westchnęłam,kręcąc głową.-Obiecałeś mi coś,nie dotrzymałeś obietnicy.
-To nie takie proste.-jęknął,zdesperowany.
-Ja to rozumiem,ale ty nawet nie chciałeś spróbować...Zresztą dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam.Dla mnie to jest temat skończony.Z nami koniec i żadne twoje słowa tego nie zmienią.W moich oczach straciłeś cały szacunek...
-Skarbie,proszę cię.Daj nam szansę...-błagał do telefonu.Nie wiedziałam,dlaczego to robi.Przecież mógł mieć każdą.
-Nie.-odparłam krótko i stanowczo.
-Kurwa ! Czemu nie !? Ja pierdole,jaka z ciebie idiotka ! No co ci szkodzi !?-wydarł się na mnie.
Nagle Justin wyrwał mi telefon z ręki,przykładając go sobie do ucha.
-Kurwa ! Czy ty nie słyszysz,co ona do ciebie mówi.Nie chce cie znać ! Więc przestań pieprzyć i skończ tę swoją żałosną przemowę,bo i tak nic tym,kurwa,nie zdziałasz.Jak masz jakiś problem,to możemy się,kurwa,spotkać na solo,a nie zawracasz jej głowę !-wrzasnął do telefonu,po czym odsunął go od ucha i jednym ruchem zakończył połączenie,oddając mi komórkę.
-Dzięki...-mruknęłam cicho,chowając urządzenie z powrotem do torby.Byłam mu wdzięczna,że przerwał naszą ostrą wymianę zdań.
-Nie ma sprawy.-posłał mi lekki uśmiech,kładąc się na łóżku.-Debil i tyle.Jeśli nie zostawi cię w spokoju,powiedz mi od razu.Zajmę się nim.
-Nie pakuj się w kolejne kłopoty,Justin.Nie warto,dla niego ?-uspokoiłam go.Nie chciałam,żeby wpakował się w jeszcze większe gówno.
-Dla ciebie-warto...-uśmiechnął się po raz kolejny,na co ja odwzajemniłam jego gest.-Z tego co pamiętam,nie skończyliśmy jeszcze naszej gry.
-No niby tak...-odparłam niepewnie,nie wiedząc,do czego on zmierza.
-Więc,powiedz mi...-zaczął powoli.-Jesteś dziewicą ?
Otworzyłam szerzej oczy,wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
-Nie powiedziałeś tego...-pokręciłam powoli głową.-Nie powiedziałeś...
-Właśnie tak !-odparł uradowany.-Więc...? Jesteś dziewicą...?
Prychnęłam śmiechem,a moje włosy zakryły mi twarz.Po chwili poczułam dłonie szatyna na swoich policzkach.Odgarnął mi włosy z twarzy,patrząc uważnie w moje oczy.
-Ja pytałem serio.Jesteś dziewicą ?-po raz trzeci zadał to samo pytanie,a ja wiedziałam,że nie odpuści.
-Nie.-odparłam krótko,a na ustach chłopaka zaczął kształtować się łobuzerski uśmiech.Oblizał wargi,przypatrując mi się dokładnie.-No nie patrz się tak na mnie...-mruknęłam cicho.
Nie byłam typem dziewczyny,która zawstydza się na każdym kroku,więc również teraz nie czułam skrępowania.
Chłopak ostatni raz się zaśmiał,posyłając mi bezczelne spojrzenie.
-Zawsze możemy to sprawdzić...-zwrócił się do mnie,robiąc niewinną minę.
Po raz kolejny rzuciłam w niego poduszką,lecz tym razem złapał ją centymetr przed swoją twarzą.Spojrzał na mnie z mordem w oczach.
-Serio ? Trzeci raz !?-spytał,nie dowierzając.
Wzruszyłam tylko ramionami,wywracając oczami.
-Już mówiłem,nie ze mną te numery,skarbie.-zaczął się do mnie przybliżać,na co ja się cofałam.Po kilku chwilach znalazłam sina samym końcu łóżka,bez możliwości "ucieczki".
-Gdzie się wybierasz,kotku ?-spytał,uśmiechając się cwaniacko.Był już na prawdę blisko mnie.Nasze ciała zaczęły się stykać.Chłopak pochylał się nade mną,będąc coraz bliżej.
Nagle zadzwonił mój telefon,ratując mnie z opresji.Posłałam szatynowi bezczelny uśmieszek,sięgając po komórkę.
-Przysięgam,że jeśli to znowu ten skurwiel,urwę mu jaja...-warknął,zirytowany.
Zaśmiałam się pod nosem z jego doboru słów.Zerknęłam na wyświetlacz,a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
-No witam,witam.-przywitałam się z przyjacielem.
-Siemka,mała.Masz jakieś plany na wieczór ?-spytał Jake.
-Zależy o której godzinie.
-No nie wiem,20:00 ?-zapytał z nadzieją.-A w ogóle co teraz robisz,że nie możesz się spotkać z takimi cudownymi chłopakami,jak my.-oczami wyobraźni widziałam,jak uśmiecha się łobuzersko.
-Siedzę z pewnym debilem i rzucam w niego poduszką.-wyszczerzyłam się do Justina,który natychmiast sięgnął po pierwszą lepszą poduszkę i wycelował nią we mnie.
-Odpłacę się !-krzyknęłam do niego,na co jedynie wypiął mi język.
-Ja nie chciałem wam przeszkadzać...-przerwał rozbawiony Jake,a w oddali mogłam usłyszeć również śmiechy innych chłopaków.-20:00 w parku.Pa-dodał,po czym szybko się rozłączył.
Pokręciłam ze śmiechem głową,odkładając telefon.
-Na czym to my skończyliśmy...-zaczął szatyn.
-Teraz moja kolej na pytanie.-posłałam mu słodki uśmiech,odpychając od siebie.-Powiedz mi,skąd u ciebie taki dobry humor.Ja bym się nie cieszyła,mając na głowie prokuraturę.
-To proste.-odparł wzruszając ramionami.-Naćpałem się parę godzin temu,więc jestem szczęśliwy.
Wyraz mojej twarzy zmienił się momentalnie.
-Jak to naćpałeś.Justin,przecież wiesz,że nie możesz.Chyba nie chcesz trafić do więzienia.-patrzyłam na niego z niedowierzaniem
-Szczerze mówiąc,mam to wszystko w dupie.Zresztą oni i tak się nie zorientują.-odparł,jakby na prawdę nie zależało mu na wolności.
-Przestaniesz brać,Justin.Jestem tego pewna.-stwierdziłam lekko zdeterminowana.
-Przykro mi,ale się zawiedziesz.Nie zamierzam przestać.-jego oczy przybrały kolor o jeden odcień ciemniejszy,a ja już wiedziałam,że denerwuję go tą rozmową.
-Przestaniesz,Justin.Ja ci pomogę.-odparłam łagodnie,starając się go w jakiś sposób uspokoić.
-Kurwa ! Czy wy nie widzicie,że ja nie potrzebuję waszej jebanej pomocy !?-krzyknął,na co ja podskoczyłam.-Wszyscy myślicie,że jestem biednym,zagubionym ćpunem,potrzebującym pomocy ! A prawda jest taka,że potrafię sam sobie poradzić !-ryknął.
Podeszłam do niego maksymalnie blisko i spojrzałam mu w oczy.
-Zapamiętaj jedno.Ja się nie poddam.-rzekłam,po czym odwróciłam się i chwytając swoją torbę,skierowałam się w stronę drzwi.-I jeszcze jedno.Dziękuję,że wkurzyłeś moją matkę.Dzięki tobie nie musiałam słuchać jej pieprzenia.-odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju,zostawiając Justina w kompletnym osłupieniu.
CZYTASZ
Pokochaj Mnie | J.B
FanfictionPewien szatyn przez przypadek zakocha się w pięknej brunetce. W drodze do ich szczęścia stoją jednak narkotyki...