***Oczami Bree***
Z przerażeniem w oczach wpatrywałam się w, stojącego przed nami, Ryana. Na prawdę miałam wrażenie, że oszalałam, postradałam zmysły i potrzebny mi będzie psycholog. Kątem oka zerknęłam na Justina, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji. W jednej chwili odepchnęłam go od siebie, przypominając sobie, że szatyn w dalszym ciągu siedzi na mnie okrakiem.
Wzrok Ryana wylądował na mnie, a jego tęczówki od razu pojaśniały. Posłał mi lekki uśmiech, jednak ja nie potrafiłam, a wręcz nie chciałam go odwzajemnić.
-No złaź ze mnie. - warknęłam do Justina, który nie poruszył się nawet o centymetr. Uderzyłam go w klatkę piersiową i dopiero wtedy jakby oprzytomniał. Zsunął się ze mnie i poprawił swoje szare dresy, w których w kroczu widniało spore wybrzuszenie. Podniosłam się z podłogi i złapałam swój stanik sportowy, a właściwie dopasowaną koszulkę sportową, która kończyła się pod biustem.
-Bree... - zaczął Ryan, podchodząc bliżej mnie.
-Widzę, że jeszcze pamiętasz moje imię. - parsknęłam ironicznym śmiechem. - Gratuluję. - warknęłam, udając się w stronę drzwi. - A ty, Justin? - zwróciłam się do swojego chłopaka. - Wiedziałeś o wszystkim? I nic mi nie powiedziałeś? Jak mogłeś? - w moich oczach zaczęły kształtować się łzy.
Potrącając szatyna przy wyjściu, wybiegłam z piwnicy, wchodząc na schody. Zignorowałam krzyki Justina i opuściłam jego dom, kierując się w stronę szkoły.
***Oczami Justina***
Wpatrywałem się, jak jej drobniutkie ciałko znika za drzwiami. Kolejny raz. Kolejny raz straciła do mnie zaufanie.
-Bree! - wrzasnąłem, jednak w odpowiedzi otrzymałem jedynie trzaśnięcie drzwi wyjściowych.
Podszedłem do jednego z worków, wiszących na ścianie i uderzyłem w niego parę razy pięściami. Musiałem się na czymś wyżyć i wyładować swoje emocje, żeby nie sięgnąć po dragi.
-Ty gnoju... - doszło do mnie warknięcie Ryana. - Jakim jebanym prawem dobierasz się do mojej siostry!? - krzyknął, podchodząc do mnie.
-Człowieku, przecież ty jesteś trupem! - ryknąłem, odwracając się do niego, z lekkim strachem w oczach.
-Jak widać nie jestem. Szczęśliwy? - syknął przez zaciśnięte zęby.
-Kurwa, znowu ode mnie uciekła, rozumiesz!? A teraz to twoja wina! - szarpnąłem za końcówki swoich włosów, z wyraźną frustracją.
-Bardzo miłe przywitanie, Bieber. - mruknął pod nosem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
Spojrzałem na niego ukradkiem, jednak po chwili się opanowałem. Podszedłem do kumpla i przywitałem się z nim po męsku.
-Możesz mi powiedzieć, jakim pieprzonym cudem ty żyjesz? Przecież się zaćpałeś. O co tu, kurwa, chodzi? - uniosłem pytająco brwi, oblizując powoli wargi.
-Chcesz gadać tu, czy pójdziemy na górę? - wskazał kciukami drzwi, na co skinąłem głową.
Kiedy znaleźliśmy się w salonie, wziąłem do ręki dwie puszki piwa, jedną podając Ryanowi.
-Chodź na górę muszę się przebrać. - rzuciłem do niego, kierując się w stronę schodów. Jednak kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami od mojej sypialni, stanąłem nagle, przygryzając dolną wargę.
-Stary, nie chcesz tam wchodzić. - mruknąłem cicho, widząc dłoń Ryana, ułożoną na klamce
-Czemu? Przemalowałeś ściany na różowo? - zachichotał pod nosem, wchodząc do środka. Podrapałem się z zakłopotaniem po karku, obserwując wnętrze pokoju.
-Co ty tu, kurwa... - przerwał nagle, odwracając się twarzą do mnie. Wyszczerzyłem się do chłopaka niepewnie, układając ręce na karku.
-Także no... - mruknąłem, oglądając moją sypialnię taką, jaka została po nocy, spędzonej z Bree. Na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech, jednak został on zmyty przez mordercze spojrzenie Ryana. Powoli schylił się i podniósł z podłogi koronkowy stanik piętnastolatki.
-Jeśli mi powiesz, że to mojej siostry, to ci, kurwa, urwę jaja. - warknął, oddychając ciężko.
-Spokojnie, nie denerwuj się tak. - uniosłem w górę ręce, uśmiechając się cwaniacko.
-Ja pierdole, człowieku! Ona ma piętnaście lat! Co ty, kurwa, dzieci pieprzysz!? - wrzasnął, podchodząc do mnie. Zanim zdążyłem się zorienetować, poczułem uderzenie w szczękę. Moje oczy momentalnie pociemniały. Wymierzyłem Ryanowi cios w brzuch, odpychając go od siebie.
-Ja przynajmniej nie zostawiam swojej siostry na dwa lata. Ty w ogóle wiesz, co się zmieniło? Kurwa, tu wszystko się zmieniło. - otarłem z rozciętej wargi krew.
-Zmieniło się to, że mój najlepszy kumpel przystawia się do mojej siostrzyczki i na dodatek ją posuwa. - chłopak cały czas zaciskał i rozluźniał pięści, próbując się uspokoić.
Usiadłem na łóżku, przeczesując palcami włosy.
-Mógłbyś przez chwilę przestać się mnie czepiać i wyjaśnić mi, dlaczego nie leżysz kilka metrów pod ziemią? Wiesz, nie wydaje mi się, żebyś zmartchwywstał. - warknąłem pod nosem.
Chociaż pojawił się parę chwil temu, już mam go dość. Ma pretensje, kurwa, o wszystko, ale taki właśnie jest Ryan. Jak troskliwy, a czasami zbyt troskliy, tatuś, pragnący mnie wychować.
Bree, kochanie, współczuję ci....
Po chwili Ryan opanował się, jednak nie siadł na łóżku, tylko na fotelu.
-Mądry chłopiec... - mruknąłem, z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach. - Łóżko jest zarezerwowane dla mnie i dla Bree. - wyszczerzyłem się do niego, widząc, jak w jego oczach kumuluje się złość.
-A, kurwa, kopnął cię ktoś kiedyś w dupę? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Tak. - odparłem wzruszając lekko ramionami. - Twoja siostra. Ale w sposób bardziej.. mentalny. - zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, od kiedy ja używam takich dziwnych sformułowań. - Dobra, koniec pogaduszek. Czekam na jakieś wyjaśnienia. - spojrzałem na Ryana, który odetchnął głęboko i oparł głowę o oparcie fotela.
-Pamiętasz tego kolesia, którego pobiłem po jednej z imprez? - uniósł brwi, na co skinąłem głową.
-Tego, który zdechł później w szpitalu, tak? - upewniłem się, ponieważ bójki po imprezach to jedna z wielu rzeczy, która nie była dla nas nowością.
-Tak, dokładnie. - odparł, opierając się plecami o oparcie. - Parę dni później zadzwonił do mnie jakiś koleś i powiedział, żebym się z nim spotkał. Kurwa, on miał nagranie sprzed tego klubu. Powiedział, że jak nie zniknę, pójdzie z tym na policję, a ja nie miałem zamiaru iść siedzieć. Postanowiłem więc wyjechać z miasta i wszystko byłoby w porządku, gdyby ten skurwiel nie wspomniał o Bree. - westchnął głęboko, podpierając ręce na kolanach. - Kurwa, koleś, mógłbyś schować sobie gdzieś na pamiątkę tę bieliznę? To cholernie rozpraszające. - szarpnął z frustracją za włosy, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
Podszedłem do szuflady i wyjąłem z niej inny komplet skąpej, koronkowej bielizny, po czym podszedłem do blondyna i podałem mu dwa, prześliczne przedmioty.
-Stary, skąd ty tyle tego masz? Muzeum otworzyłeś? - wyrzucił ręce w powietrzę, jednak jego wzrok cały czas zjeżdżał na bieliznę jego siostry.
-Opowiem ci za chwilę, tylko teraz może łaskawie dokończ to, co zacząłeś. - zachęciłem go, na co on pokiwał głową.
-Kiedy powiedziałem, że wyjadę z miasta, on odparł, że mam słodką siostrzyczkę. Wkurwiłem się na maksa. Warknąłem, żeby się do niej nie zbliżał, na co on zaśmiał mi się w twarz. Powiedział, że mam upozorować własną śmierć, bo inaczej jej coś zrobi. Kurwa, bałem się. Nie o siebie, tylko o małą, dlatego się zgodziłem.
Spojrzał na mnie niepewnie, przecierając twarz dłońmi. Przygryzłem dolną wargę, myśląc nad jego słowami. Nie chciałem, żeby coś stało się Bree. Ryan oczywiście też tego nie chciał.
-To teraz ty mi może powiedz, co się zmieniło w ciągu tych dwóch lat. Tylko masz mówić wszystko dokładnie i nie pominąć żadnego szczegółu. - spojrzał na mnie sceptycznie.
-No więc tak... - zacząłem, kładąc się na łóżku. - Niedługo po twojej, hm, śmierci, zacząłem ćpać.
-Ty ćpasz? - źrenice Ryana rozszerzyły się kilkukrotnie.
-Tak. - przewróciłem oczami, kładąc sobie poduszkę na twarzy. Na moje usta automatycznie wkradł się uśmiech. - Ta podusia pachnie jak Bree. - westchnąłem cicho.
-Stary, przerażasz mnie, ale mów dalej. - mruknął blondyn, osuwając się na fotelu.
-No więc byłem narkomanem, aż w końcu zgarnęły mnie psy i zamknęły w ośrodku uzależnień. Tak przy okazji, twoja mama jest moim adwokatem. - wyszczerzyłem się do niego. - Bree jest wolontariuszką, która miała pomóc mi wyjść z uzależnienia.
-A wiesz, co zmieniło się u niej? - spytał nieśmiało, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
-Ona obwiniała siebie, za twoją śmierć. Wasi rodzice przestali poświęcać jej uwagę. Zaczęła chodzić z Austinem, który zrobił z niej narkomankę, a...
-Bree ćpa!? - wydarł się Ryan, pospiesznie wstając z fotela.
-Już nie. Przestała. Jej... przyjaciel... - wypowiedziałem to słowo z lekkim skrzywieniem. - Jej pomógł.
-Jaki znowu przyjaciel? - chłopak zmarszczył brwi.
-Jake Sprouse, czy jakoś tak. - wzruszyłem lekko ramionami, chociaż w duchu zaciskałem szczęke, przypominając sobie rozmowę Bree z tym kolesiem.
-O nie... - mruknął cicho. - Nie lubię tego gościa. I to bardzo nie lubię. - warknął, klnąc pod nosem.
-Ale twoja siostrzyczka go kocha. - odparłem takim samym tonem.
-Bree i Jake są parą? - wytrzeszczył oczy, podnosząc lekko głos. - Kurwa, zabiję każdego jej chłopaka.
-Oczywiście, Bree chodzi z Jake'iem i sypia ze mną. - prychnąłem z ironią. - Serio, Ryan?
-Posłuchaj mnie, Bieber, dokładnie. - syknął, podchodząc do mnie. - Nigdy więcej nie mów tego na głos, bo nie ręczę za siebie. Teraz właśnie staram się o tym zapomnieć, ale ten burdel na twoim łóżku mi w tym nie pomaga. - zwrócił oczy ku niebu, na co ja parsknąłem śmiechem. - Tak w ogóle, to skąd ty to wszystko wiesz?
I teraz nadszedł ten moment, w którym muszę przyznać Ryanowi, że chodzę z jego siostrą. Tak, nie sądziłem, że zdarzy się taka sytuacja i w żaden sposób się do tego nie przygotowałem.
-Jakby ci to powiedzieć... - zacząłem niepewnie, oblizując powoli wargi. - Bree i ja jesteśmy parą.
W pokoju zapanowała cisza. Nie odważyłem się podnieść głowy, tylko czekałem, aż Ryan się odezwie.
-Ty i Bree jesteście razem? - wypowiedział każde z tych słów dokładnie i wyraźnie. - Od kiedy? - warknął, zaciskając pięści.
-Od wczoraj. - westchnąłem cicho, z powrotem opadając na poduszki. Do moich nozdrzy ponownie doleciał słodki zapach Bree, przez co zachichotałam cicho. - Zanim mi wpierdolisz, albo zrobisz cokolwiek innego, o czym nie chcę nawet myśleć, musisz wiedzieć, że ja ją kocham. Tak, zakochałem się w piętnastolatce. Po prostu oszalałem na punkcie twojej siostry. I nic poza nią się nie liczy.
Ryan spojrzał na mnie niepewnie, jakby chcąc wyczytać z moich oczu prawdę. Nie zwracając na niego uwagi, wziąłem z szafki nocnej komórkę i odblokowałem ją, wybierając numer Bree. Po paru sygnałach, kiedy dziewczyna nie odbierała, rozłączyłem się. Parę chwil później otrzymałem sms'a.
"Piszę sprawdzian, nie przeszkadzaj."
Zaśmiałem się cicho, odwracając komórkę w stronę Ryana.
-Cała Bree... - westchnął, wsuwając ręce do kieszeni. - Jak myślisz? Wybaczy mi?
-Na pewno. Nie martw się, pomogę ci. Siłą ją tu zaciągnę. - poruszyłem znacząco brwiami, za co oberwałem od Ryana poduszką.
W tym momencie w pokoju, po raz kolejny, rozległ się dźwięk przychodzącego sms'a.
"Chociaż właściwie, możesz mi powiedzieć, co to są hromosomy."
Parsknąłem śmiecham, kręcąc z rozbawieniem głową.
-I ja mam to wiedzieć, skarbie? - mruknąłem sam do siebie, jednak kiedy Ryan usłyszał słowo 'skarbie', posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
***Oczami Bree***
Wbiegłam do szkoły, ignorując zdziwione spojrzenia uczniów. Zaczęłam rozglądać się po korytarzu, szukając wzrokiem bruneta.
Wiecie, jak ja się teraz czułam? Byłam wręcz przerażona. Tak nagle zobaczyłam swojego, zmarłego, brata. Byłam niemal przekonana, że Justin o wszystkim wiedział i kolejny raz mnie okłamał.
-Gdzie jest Jake? - odwróciłam w swoją stronę jednego z chłopaków z klasy mojego przyjaciela.
-Tak, siema, mi też miło cię widzieć. - przewrócił oczami na co ja zachichotałam cicho. - Poszedł do swojej szafki.
Nie czekając na nic więcej, puściłam się biegiem przez zatłoczony korytarz, potrącając po drodze uczniów. Chwilę później zobaczyłam bruneta. Kiedy odwrócił się w moją stronę, przyspieszyłam kroku i wpadłam w jego otwarte ramiona.
-Kochanie, co stało? - spytał z troską w głosie, głaszcząc mnie po główce.
-Ryan żyje... - zdołałam wydusić, przytulając twarz do jego klatki piersiowej. Chłopak mocniej objął mnie ramionami, chcąc dodać mi otuchy.
W tym momencie w naszych uszach rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Jake chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę klasy, w której miał lekcje. Weszliśmy do sali biologicznej, zajmując, tak, jak ostatnio, miejsca z tyłu klasy. Po chwili zaczęła się zchodzić reszta uczniów, zasłaniając nas przed wzrokiem nauczycielki.
-Jakim cudem on żyje? - Jake zwrócił się twarzą do mnie.
-Kurwa, nie mam pojęcia. -szepnęłam, kładąc się na ławce i ziewając cicho.
-Skarbie, spałaś dzisiaj chociaż trochę? - przeczesał delikatnie moje ciemne włosy. - Wiesz, że nie możesz się teraz przemęczać. - pogładził mój brzuch jedną dłonią.
-Wiem. - westchnęłam cicho. - Ale byłam w nocy troszkę zajęta. - mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech.
-Jesteście razem? - Jake od razu wyczuł moją nagłą zmianę nastroju.
-Tak, od wczorajszej nocy. - odparłam, odrzucając do tyłu włosy.
-I jak było? - z ust bruneta uciekł chichot, za co uderzyłam go w ramię.
-Weź nawet nie pytaj. - machnęłam ręką. - Rozwaliliśmy całe łóżko. - przewróciłam teatralnie oczami, przypominając sobie masze nocne zabawy. - A tak w ogóle, to przepraszam cię za to, że się tak nagle rozłączyłam. Po prostu kiedy Justin usłyszał, że powiedziałam do ciebie, że też cię kocham, dostał szału.
-Nic ci nie zrobił, prawda? - brunet objął moją twarz dłońmi, przyglądając mi się uważnie.
-Nie, spokojnie. Jestem cała i zdrowa. - zaśmiałam się. Na prawdę, czasami zachowywał się jak mój ojciec, jednak byłam mu za to wdzięczna. Każdy czasem potrzebuje opieki, kiedy nie radzi sobie z własnym życiem.
-Powiedz mi teraz, o co chodzi z Ryanem. - zachęcił, siadając bokiem na krześle i opierając łokcie o kolana.
-Justin ma w piwnicy mini siłownię. Poszliśmy tam dzisiaj trochę poćwiczyć. Zaczęliśmy się całować i niewiele brakowało, a zrobilibyśmy to na podłodze w siłowni, a tu nagle wchodzi Ryan. Myślałam, że dostanę zawału. Na prawdę. - ułożyłam swoją dłoń w miejscu, gdzie znajduje się serce.
-Kurwa, nie dziwię ci się. Gdybym ja zobaczył trupa, sam zszdłbym na miejscu. - Jake pokręcił lekko głową.
-Ale najgorsze jest to, że chyba Justin o wszystkim wiedział. I znowu mnie okłamywał.
-Bree, zastanów się. Przecież on zaczął ćpać po jego "śmierci".
-Masz rację. Ja po prostu mam wrażenie, że oszalałam...
W tym momencie usłyszałam odgłos szpilek, zbliżających się w moją stronę. Powoli podniosłam głowę, napotykając wzrok nauczycielki.
-Dzień dobry. - wyszczerzyłam się do niej niepewnie.
-Bree, cóż za miłe spotkanie. Nie widziałam cię, cóż, od miesiąca. Jakimś dziwnym trafem nie możesz trafić na moje lekcje.
-Zawsze mylę drogi. - wzruszyłam lekko ramionami, posyłając jej słodki uśmiech.
-Ale teraz trafiłaś, a ja mam dla ciebie nagrodę. - jej uśmiech był jeszcze bardziej przesłodzony. - Napiszesz mi jeden z zaległych sprawdzianów. - wyciągnęła zza pleców kartkę papieru z wydrukowanymi zadaniami i położyła ją przede mną. - Masz pół godziny. - dodała, po czym odeszła w stronę biurka.
Spojrzałam na test, skanując wzrokiem zadania. Prychnęłam cicho pod nosem, kiedy zorientowałam się, że na prawie wszystkie pytania znam odpowiedź. Nie wiedziałam jedynie, co to są hromosomy, więc postanowiłam to ominąć.
W tym momencie poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało imię mojego chłopaka. Odrzuciłam połączenie, postanawiając napisać do niego sms'a.
"Piszę sprawdzian, nie przeszkadzaj."
Wysłałam wiadomość do szatyna i położyłam telefon na ławce, zasłaniając go piórnikiem. Po chwili jednak zrozumiałam, że może mi się przydać. Napisałam więc kolejnego sms'a.
"Chociaż właściwie, możesz mi powiedzieć, co to są hromosomy."
Nie otrzymałam jednak odpowiedzi, przez co przewróciłam teatralnie oczami. Parę minut później skończyłam pisać sprawdzian, podpisałam się i schowałam długopis Jake'a do jego piórnika, na którym widniało pełno małych, kolorowych serduszek. Hm, kiedyś, jak byłam pod wpływem narkotyków, miałam bardzo dziwne pomysły. Obrazki na piórniku bruneta powstały właśnie wtedy, kiedy byłam naćpana.
Jakiś czas później w głośnikach rozbrzmiał dzwonek, informujący o końcu lekcji. Razem z Jake'iem wstaliśmy z krzeseł, udając się w stronę wyjścia z klasy. Po drodze położyłam na biurku swój sprawdzian, a następnie opuściłam pomieszczenie.
***Oczami Justina***
Zaparkowałem na parkingu przed szkołą i zgasiłem silnik, wychodząc z samochodu. Niemal natychmiast przymrużyłem oczy, przez rażące słońce, udając się w stronę wejścia. Kiedy znalazłem się na korytarzu szkolnym, wzrok większości uczniów padł na mnie. Zobaczyłem w oddali, zbliżającą się do mnie Jenifer oraz jej dwie przyjaciółeczki. Tak, wszystkie przeleciałem.
-Justin, dawno cię nie widziałam... - zaczęła Jenifer, układając dłoń na mojej klatce piersiowej. Przejechała po niej paznokciami, przygryzając dolną wargę. - Widzę, że twoje mięśnie są jeszcze bardziej imponujące.
-Zawsze się zastanawiałem, jak można być tak żałosnym, jak ty? - posłałem dziewczynie przesłodzony uśmiech, łapiąc ją za ramiona i lekko od siebie odpychając.
Zauważyłem kątem oka, jak Bree stoi przy swojej szafce. Miała plecy, jak i nogę, zgiętą w kolanie, opartą o szafkę. Jej ręce zaplątane były na piersi. W skrócie mówiąc, wyglądała tak, że nie miałbym najmniejszych oporów, żeby wziąć ją tu i teraz.
Szatynka po chwili przewróciła oczami, odwracając się w stronę Jake'a. Zignorowałem gadanie Jenifer i ruszyłem w stronę Bree. Zauważyłem, jak większość osób na korytarzu przerywa swoje dotychczasowe zajęcia i odwraca się w moją stronę. Podszedłem do swojej dziewczyny i objąłem ją od tyłu w pasie. Niemal natychmiast moje wargi spotkały się ze skórą na jej szyi.
-Chłopcze, co ty robisz? - mruknęła cicho, nie odwracając się w moją stronę.
-Witam się ze swoim słoneczkiem. - mruknąłem jej do ucha, przygryzając jego płatek. - Nie jesteś na mnie zła, prawda?
-A powinnam? - uniosła wysoko brwi, odwracając się twarzą do mnie. Złapałem jej nadgarstki jedną dłonią i przyparłem jej drobniutkie ciałko do szafki.
-Nie miałem o niczym pojęcia. - szepnąłem w jej usta, muskając je delikatnie.
-Na pewno? - tym razem to ona złączyła na chwileczkę nasze usta.
-Na pewno. - zakończyłem, wpijając się w jej wargi. Wsunąłem język do jej ust, badając podniebienie, które i tak już bardzo dobrze znałem.
-Czy ja wam, przepraszam, nie przeszkadzam? - zza moich pleców doszedł do nas głos nauczycielki od angielskiego. - Teraz już rozumiem, dlaczego panna Marks nie może trafić do szkoły.
-Zazdrości pani, prawda? - oblizałem powoli wargi, stając z nią twarzą w twarz.
-Bieber. - warknęła, mierząc mnie wzrokiem.
-We własnej osobie. - puściłem do niej oczko. - A teraz przepraszam, ale jesteśmy z Bree troszeczkę zajęci. - wsunąłem jedną dłoń do tylnej kieszeni spodenek szatynki, łapiąc ją za tyłek. - Musimy lecieć. Sypialnia czeka. - zachichotałem, po czym pociągnąłem dziewczynę w stronę wyjścia ze szkoły. - Kochanie... - zacząłem, zwracając się twarzą do Bree. - Muszę gdzieś cię zabrać...
~*~*~*~*~*
CZYTASZ
Pokochaj Mnie | J.B
FanfictionPewien szatyn przez przypadek zakocha się w pięknej brunetce. W drodze do ich szczęścia stoją jednak narkotyki...