Obudził mnie głośny dźwięk budzika.Niechętnie podniosłam powieki,przyzwyczajając się do światła dziennego.Wysunęłam spod kołdry rękę,wkładając ją pod poduszkę.Wyłączyłam denerwujący budzik,walcząc z moimi powiekami,aby nie opadły.Czułam się cholernie niewyspana,lecz nic nie mogłam na to poradzić.Gdy chciałam zmienić pozycję,zorientowałam się,że para silnych ramion oplata mnie w talii,a moja głowa spoczywa na nagim torsie chłopaka.Do głowy powróciły mi wspomnienia z wczorajszego wieczoru,kiedy to Justin przyszedł do mnie kompletnie naćpany.Przewróciłam oczami,szukając w głowie jakiejś metody,aby wyciągnąć go z uzależnienia.Starałam się wyswobodzić z jego objęć,lecz już po chwili zostałam mocniej przyciągnięta do jego ciała.
-Dokąd się wybierasz,skarbie ?-spytał zachrypniętym głosem.
-Do szkoły...-westchnęłam,ponawiając próbę wydostania się z jego uścisku.
-Nie wydaje mi się...-mruknął,kolejny raz przyciągając mnie do siebie.Zatopił twarz w moich włosach,nie mając najmniejszego zamiaru mnie puścić.
-Przykro mi,ale ty też wstajesz.-posłałam mu najsłodszy z moich uśmiechów.-O której zaczynasz terapię ? Pewnie wszyscy cię szukają.Wiesz,co się stanie kiedy...-przerwałam nagle,kiedy poczułam ciało Justina,napierające na mnie.
-Skończysz wreszcie pieprzyć ?-spytał,przewracając oczami.-Pięć minut i może cię wypuszczę.-mruknął,a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Zgoda...-westchnęłam głośno,czując,że i tak nie wygram z jego siłą.
Ręce Justina momentalnie znalazły się na moich biodrach,przyciągając mnie do siebie.Ułożyłam głowę na jego nagim torsie.Poczułam,jak ręka Justina jeździ po moim odkrytym ramieniu,tworząc wokół mnie pewnego rodzaju osłonę.Przymknęłam powieki,chcąc ponownie zagłębić się w krainę snów.Nagle poczułam,jak opuszki palców szatyna spotykają się z moją nową raną na nadgarstku.Podniosłam się lekko,spoglądając na szatyna,który wpatrywał się w moje przecięcie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Dlaczego to zrobiłaś ?-spytał,nie spuszczając wzroku z rany.
-Wiesz dlaczego,Justin.-odparłam,opierając się na jednym łokci.Przenosiłam spojrzenie z twarzy chłopaka na mój nadgarstek.
-Nie warto.-odparł,układając się na poduszkach i przymykając powieki.
-Warto,Justin.-powiedziałam pewnym tonem.-Zawsze jest warto walczyć o coś,co można wygrać.-dodałam,patrząc prosto w jego brązowe tęczówki.
Chłopak westchnął głośno,przyciągając moje ciało do swojego.Ułożyłam głowę oraz ręce na jego umięśnionej klatce piersiowej,natomiast on gładził moje plecy pod koszulką.Przewróciłam oczami na fakt,że ten chłopak na prawdę nie potrafi trzymać łap przy sobie.
-Będziesz miał przejebane.-mruknęłam cicho pod nosem.-Zobaczysz...
Chłopak westchnął głęboko,zapewne przez moje notoryczne gadanie.Ale ja musiałam coś zrobić.Musiałam go przekonać.
-Która godzina ?-spytałam,na co szatyn wyciągnął rękę po moją komórkę i odblokował ją.-
-Ja pierdole.-mruknął.-7:20.
-No to przygotuj się na krzyki mojej mamy...-skrzywiłam się lekko.Chwilę później,jak na zawołanie, usłyszeliśmy odgłos kroków.
-Zamknąłeś drzwi,prawda ?-nagle ogarnęła mnie panika.Wolę nie wiedzieć,co zrobiłaby moja rodzicielka,gdyby zastała swoją córkę w łóżku z półnagim Justinem Bieberem.
-Tsa.-mruknął cicho,zatapiając twarz w moich włosach.
Nagle w pokoju rozległo się głośne pukanie do drzwi.
-Bree ! Wstawaj ! Jest prawie w pół do ósmej !-darła się przez zamknięte drzwi,na co sapnęłam zniechęcona.
-Wstałam już !-odkrzyknęłam,przewracając oczami.
Do moich uszu doszedł dźwięk cichego śmiechu szatyna.Uderzyłam go lekko w ramię,ponownie wzdychając.
-Nie ładnie tak okłamywać mamusię.-szepnął mi do ucha.
-Jak chcesz,mogę ją tu zawołać.-odwróciłam się do niego,podpierając się na łokciu.-Mi już i tak nic nie zaszkodzi...
Chłopak zmarszczył brwi,nie wiedząc,co mam na myśli.
-Rodzice nie odzywają się do mnie,ja nie odzywam się do nich...W skrócie mówiąc,cudowna rodzinka.-zakpiłam,opadając na poduszki.-No dobra,a teraz NA PRAWDĘ musimy wstawać.-dodałam,po czym,wykorzystując chwilę nieuwagi Justina,wyplątałam się z jego uścisku.Szatyn wydął dolną wargę,udając smutnego.Zachichotałam pod nosem,ponieważ w tej chwili wyglądał na prawdę słodko.Na prawdę,nikt nie przypuszczałby,że jest narkomanem.
Obciągnęłam swoją koszulkę,aby chociaż częściowo zasłoniła mój tyłek.
-Ej ! Zniszczyłaś całą zabawę...-mruknął ,podpierając się na łokciach.Wypięłam mu język,podchodząc do okna.Otworzyłam je szeroko,wdychając rześkie powietrze.
-Kurwa,zimno mi.-jęknął Justin,opatulając się kołdrą.
-To czas wstać i się ubrać.-zaćwierkałam wesoło,podchodząc do łóżka.Ściągnęłam z niego kołdrę,a moim oczom ukazało się jego umięśnione ciało.
-Zrób zdjęcie,skarbie.Wystarczy na dłużej.-zaśmiał się z łobuzerskim wyrazem twarzy.
-Zapamiętam na przyszłość.-zironizowałam.-A teraz wstawaj,bo za piętnaście minut muszę wychodzić z domu.-westchnęłam,roztrzepując jego włosy.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej szare rurki oraz luźną koszulkę,opadającą na jedno ramię.Wciągnęłam na siebie spodnie,chwytając za krawędzie swojej koszulki.Przypomniałam sobie jednak,że zaraz obok siedział pewien napalony dupek.Wzięłam do ręki bluzkę,a następnie udałam się do łazienki.Po zamknięciu drzwi założyłam na siebie ubranie,a następnie umyłam twarz i zęby.Po chwili wyszłam z łazienki,zastając Justina siedzącego na moim łóżku,tylko tym razem już w ubraniach.
-Czekam za rogiem.-rzucił w moim kierunku,po czym przełożył nogi przez parapet i sprawnym ruchem zeskoczył na trawę w ogrodzie.
Od razu skierowałam się do wyjścia z pokoju,zabierając po drodze swoją torbę.Zbiegłam schodami prosto do salonu,w którym siedzieli moi rodzice.Spojrzałam na nich przelotnie,udając się do przed pokoju.
-Bree,a śniadanie ?-spytała mama,nie odrywając wzroku od swojego telefonu.
-Nie chce mi się jeść.-odparłam szybko,po czym złapałam za klamkę i wyszłam z domu,nie czekając na odpowiedź mojej rodzicielki.
Założyłam na siebie skórzaną kurtkę,a następnie zawiesiłam torbę na ramieniu.Po paru chwilach znalazłam się za rogiem,gdzie czekał już szatyn,oparty o jedną ze ścian jakiegoś budynku.
-Do jakiej szkoły chodzisz ?-spytał,przenosząc na mnie wzrok.
-Do North High School.-odparłam,dołączając do niego.
Szatyn zatrzymał się nagle,wpatrując się we mnie.
-Ty masz 15 lat,prawda ?-spytał cały czas patrząc na mnie podejrzliwie.Skinęłam lekko głową,nie wiedząc,o co mu chodzi.-Chodzisz do liceum ?-i teraz zrozumiałam,czemu jest zdziwiony.
-Tak,rodzice wysłali mnie do szkoły rok wcześniej,dzięki czemu jestem teraz w liceum.-wyjaśniłam,przewracając oczami.
-Chodziłem do North High School.-wzruszył ramionami,ruszając na przód.Zdjął z mojego ramienia torbę,przewieszając ją na swoim,za co posłałam mu lekki uśmiech.
-Skończyłeś szkołę ?-spytałam,idąc zaraz koło niego.
-Nie,rzuciłem ją,jak tylko skończyłem 18 lat.-odparł niewzruszony.-To strata czasu.-dodał,posyłając mi przelotne spojrzenie.
-Z tym się akurat zgodzę.-pokiwałam głową,rozumiejąc,co mam na myśli.
-Właściwie to i tak mieli mnie wyrzucić.-ponownie wzruszył ramionami,lecz swoją wypowiedzią przykuł moją uwagę.
-A za co ?-spytałam z czystej ciekawości.
-No więc...-zaśmiał się cicho.-Za picie,palenie,ćpanie,za bójki,za chamskie odzywki do nauczycieli i za rozdziewiczanie dziewczynek z młodszych klas,których rodzice latali później do dyrektora ze skargami na mnie.-do moich uszu ponownie doszedł dźwięk jego śmiechu,na co przewróciłam oczami.
-Tsa,mogłam się tego domyśleć...-mruknęłam,kręcąc z dezaprobatą głową.
Po dziesięciu minutach doszliśmy pod szkołę.Westchnęłam głośno,widząc znienawidzony przeze mnie budynek.
-Dzięki za odprowadzenie.-posłałam szatynowi lekki uśmiech,co odwzajemnił,tylko w bardziej łobuzerskiej wersji.
-Nie ma sprawy.-odrzekł,oddając mi torbę z książkami.Następnie podszedł do mnie i objął moje ciało ramionami.Oplotłam go w pasie,wtulając się w jego tors.To dziwne,że znając się tak krótko,jesteśmy ze sobą tak blisko.Nagle poczułam dłonie szatyna zjeżdżające w kierunku mojego tyłka.Westchnęłam głośno,przewracając oczami.
-Łapy z dala od mojego tyłka.-ostrzegłam,odsuwając się od niego.Chłopak zachichotał pod nosem,oblizując wargi.
Kątem oka zauważyłam moich przyjaciół,siedzących na murku,koło wejścia do szkoły.Jake poruszył znacząco brwiami,uśmiechając się jak idiota.Pokazałam mu środkowy palec,wypinając przy tym język.
-Miłe przywitanie.-zaśmiał się Justin,widząc moją wymianę gestów z Jake'iem.
-Takie,na jakie zasłużył.-wzruszyłam ramionami,chichocząc cicho pod nosem.-W takim razie,do zobaczenia.-pożegnałam się z szatynem,posyłając mu delikatny uśmiech,po czym podeszłam do niego bliżej i przytrzymując się jego barków,złożyłam krótki pocałunek na jego policzku.
-Takie pożegnania to ja lubię.-mruknął mi cicho do ucha,po czym klepnął mnie lekko w tyłek.Już miałam uderzyć go w ramię,kiedy chłopak odskoczył na bok,unikając mojego ciosu.
-Masz szczęście.-wycedziłam przez zaciśnięte zęby,lecz po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Do zobaczenia,Justin.-pożegnałam się ponownie i nie czekając na odpowiedź z jego strony,skierowałam się do grupki chłopaków,czekających na mnie przy wejściu do szkoły...
***Oczami Justina***
Wpatrywałem się w jej zajebiste ciało,kiedy odchodziła w stronę swoich przyjaciół.Chwilę później ruszyłem wolnym krokiem przed siebie.Byłem zmuszony wrócić do ośrodka,chociaż było to ostatnie miejsce,w którym chciałem się znaleźć.
Obiecałem Bree,że nie powiem Joannie o tym,że tę noc spędziłem u niej.Poza tym,jakby to brzmiało ? Na pewno bardzo dwuznacznie.
W dalszym ciągu czułem ciepłe usta dziewczyny na swoim policzku.Nie wiem dlaczego,ale cholernie mi się to podobało.
Nagle w oddali usłyszałem wołanie.Odwróciłem się niechętnie,wypatrując wrzeszczącej osoby.Chwilę później rozpoznałem postać swojego kumpla,który zbliżał się do mnie.
-Siema,stary !-przywitał się ze mną.
-Siema,ile to czasu ?-uścisnęliśmy się po męsku.
-Zdecydowanie za dużo.-pokiwał głową,na co oboje zaśmialiśmy się pod nosem.
-Tylko mi nie mów,że cały czas tu chodzisz...-spojrzałem na niego niepewnie,wskazując gestem głowy szkołę.
-Za dwa miesiące kończę.Nie uwierzysz ! Zdam !-udał niesamowicie podekscytowanego,na co jedynie przewróciłem oczami.
-To faktycznie coś nowego.-zakpiłem,za co oberwałem lekko w ramię.
-A ciebie co tu sprowadza ?-uniósł pytająco brwi,czekając na moją odpowiedź.
-Odprowadzałem kogoś.-mruknąłem cicho,wkładając ręce do kieszeni swoich nisko opuszczonych spodni.
-To znaczy ?-spytał,chcąc znać wszystkie szczegóły.Jak widać,nie zmienił się ani trochę...
-Bree.-odparłem krótko,z powrotem umieszczając wzrok na jego twarzy.
-Brązowe,długie,kręcone włosy,około 1,65 metra wzrostu,fajne ciało i...
-Tak,ona.-przerwałem mu,kolejny raz wywracając oczami.-I od razu odpowiadam na twoje następne pytanie : nie,nie jest moją dziewczyną.-westchnąłem.
-Szczęściarz...-mruknął pod nosem,przykuwając tym moją uwagę.
-Podoba ci się,co ?-zapytałem go z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Spierdalaj.-no tak.Takiej odpowiedzi mogłem się spodziewać.-A ona nie jest już z Austinem ?-uniósł pytająco brwi,a ja mogłem poczuć,że moje ciśnienie zaczyna rosnąć.
-Znasz tego dupka ?-spytałem,uważnie obserwując jego reakcję.
-Tsa.-mruknął pod nosem.-Byliśmy w jednej klasie,ale wywalili go jakieś dwa miesiące temu.-wyjaśnił.-Dla wielu znany jako "postrach całej szkoły".-zironizował mój kumpel.
-Debil przejął moją funkcję.-zmrużyłem nieznacznie powieki.Kiedyś to koło mnie bali się przechodzić,a jedno krzywe spojrzenie skutkowało często złamaniem nosa w przypadku chłopaków.Dziewczyny zwykle wpatrywały się we mnie jak w obrazek...
-A co u ciebie słychać,stary ?-spytał,wyrywając mnie z zamyśleń.
-Zamknęli mnie w jakimś jebanym ośrodku uzależnień.-warknąłem,kopiąc kamień,znajdujący się pod moim butem.
-Nie wierzę...-pokręcił powoli głową,a na jego twarzy widniał głupawy uśmieszek.
-To uwierz.-zaśmiałem się.-Dobra,muszę spadać.Spierdalaj na lekcje.-pożegnałem się z nim,po czym ruszyłem drogą prowadzącą do ośrodka.
Niecałe pół godziny później,stałem przed drzwiami budynku,w którym obecnie mieszkałem.Nacisnąłem dużą klamkę,a następnie pchnąłem drzwi,wchodząc do środka.Wszystkie pary oczu zwróciły się w moim kierunku.
-Justin ! Do jasnej cholery ! Gdzie ty byłeś przez całą noc !?-wrzasnęła Joanna,przez co skrzywiłem się lekko.
-Najważniejsze,że już jestem,prawda ?-odparłem z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie będzie ci tak do śmiechu,kiedy zamkniemy cię w czterech ścianach pod nadzorem ochroniarzy.-spojrzała na mnie surowo,a następnie gestem ręki przywołała do siebie dwóch facetów,którzy złapali mnie za ramiona,ciągnąć lekko w stronę korytarza.
-Od dzisiaj mieszkasz w innym pokoju.-dodała Joanna,po czym udała się do swojego gabinetu,zostawiając mnie w towarzystwie ochroniarzy...
***Oczami Bree***
Właśnie rozbrzmiał dzwonek,oznajmujący koniec czwartej lekcji.Wrzuciłam książki do torby i szybkim krokiem udałam się w stronę wyjścia z klasy.Przepychając się wśród stojących na korytarzu uczniów,doszłam do swojej szafki.Wpisałam odpowiednią kombinację cyfr,otwierając drzwiczki.Wyjęłam ze środka książkę do historii,wzdychając ciężko,ze względu na perspektywę spędzenia całej godziny wysłuchując usypiających wykładów na temat życia prywatnego Napoleona.
Nagle na korytarzu zrobiło się cicho.Wszystkie pary oczu skierowane były na drzwi wyjściowe.Stanęłam na palcach,aby zobaczyć,co takiego przykuło uwagę wszystkich dookoła.Zobaczyłam trzy postacie,idące korytarzem.Moje serce zabiło odrobinę szybciej,kiedy zdałam sobie sprawę,że jest to Austin i dwóch jego kumpli.Pospiesznie zamknęłam drzwiczki szafki,chcąc jak najszybciej znaleźć się w zupełnie innej części szkoły.
-I tak mi nie uciekniesz,skarbie.-do moich uszu doszedł ryk Austina,przez co skrzywiłam się lekko.Wszystkie pary oczu momentalnie zwróciły się w moją stronę.
Dzięki,ludzie.Nie ma to jak solidarność...
Brunet przepchał się między tłumem uczniów,podchodząc do mnie niebezpiecznie szybko.Popchnął moje drobne ciało na szafki i przyparł do mnie swoim.
-Witaj,słonko.-wyszeptał mi do ucha,w wyniku czego,przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze.
-Czego chcesz ?-warknęłam.
-Porozmawiać.-odparł powoli z tym swoim jebanym uśmieszkiem na twarzy.-Macie,kurwa,jakiś problem !?-wrzasnął do uczniów stojących dookoła.Wszyscy jak oparzeni pognali do innej części szkoły,zostawiając mnie z tym dupkiem i jego dwoma kolegami.
Dziękuję wszystkim,którzy stanęli po mojej stronie...
-Nie ładnie,skarbie.Nie ładnie.-pokręcił z udawaną dezaprobatą głową.
-Streszczaj się.Nie mam całego pieprzonego dnia.-ponownie warknęłam,chcąc,by przeszedł już do sedna sprawy.
-Co to był za koleś,z którym szłaś po parku ?-mruknął,mocniej dociskając moje ciało do szafek.
-Nie twój jebany interes.-odparłam pewnie.Ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i całej siły starałam się go odepchnąć,lecz to go jedynie to rozwścieczyło,ponieważ złapał moje nadgarstki i umieścił za głową.
-Mi się odpowiada,suko.Nie nauczyłaś się tego jeszcze ?-syknął prosto w moją twarz.
-Mam prawo robić co tylko mi się podoba,a ty nie masz nic do gadania.-odparłam,czując,jak krew w moich żyłach zaczyna płynąć szybciej.
-A nie zapomniałaś już o czymś...?-spytał nagle,a jego nastrój zmienił się o 180 stopni.Jedną ręką chwycił oba moje nadgarstki,a drugą sięgnął po coś do kieszeni.Po chwili zorientowałam się,że wyciąga z niej małą paczuszkę z białym proszkiem.Spojrzałam na niego z lekkim strachem,natomiast na jego twarzy widniał cwaniacki uśmieszek.
-Co powiesz na odrobinę rozluźnienia ?-spytał,unosząc brwi.
Przez chwilę wpatrywałam się w małą foliową paczuszkę,a pod powiekami poczułam pojedyncze łzy,które za nic w świecie nie mogły teraz wypłynąć.
-Zostaw mnie.Proszę...-powiedziałam cichym głosem,a następnie,wykorzystując całą nagromadzoną we mnie energię,odepchnęłam od siebie ciało chłopaka i pobiegłam prosto korytarzem,aby jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem jego wzroku.
Chwilę później wpadłam do damskiej łazienki.Oparłam się rękoma o umywalkę,starając się uspokoić swój ciężki oddech.Wpatrywałam się w swoje odbicie,zatrzymując nagromadzone łzy.
-Bree,wszystko w porządku ?-spytała jakaś dziewczyna,kładąc mi rękę na ramieniu.
-Tak,dziękuję.-posłałam jej przyjazny uśmiech,który odwzajemniła,wychodząc z łazienki.
Nabrałam głęboko powietrza,wypuszczając je po chwili.Wyszłam na korytarz,kierując się w stronę klasy od historii.
-Bree !-usłyszałam za sobą donośny krzyk Jake'a.Odwróciłam się na pięcie,czekając,aż do mnie dobiegnie.Po chwili oparł się o moje ramię,oddychając głośno.
-Kondycji to ty nie masz.-zażartowałam,aby trochę poprawić sobie nastrój.
-Tak wyszło.-odparł,nadal zasapany.-Słyszałem,że Austin tu przylazł.-dodał,wymawiając jego imię z wyraźną niechęcią.
-Skąd wiesz ?-mruknęłam cicho,spuszczając głowę.
-Cała szkoła o tym gada.-westchnął,patrząc na mnie z lekkim współczuciem.
-Jake,boję się.-popatrzyłam chłopakowi prosto w oczy,czując,jak mój głos się załamuje.-Nie chcę,żeby to się powtórzyło.-dodałam,a spod mojej powieki wypłynęła pojedyncza łza.
-Nie pozwolę na to.-odparł,obejmując moją twarz dłońmi.-Nigdy więcej.-dodał,po czym tak po prostu wtulił moje ciało w swoje.Obięłam chłopaka ramionami,ignorując ciekawskie spojrzenia wszystkich dookoła.
-Dziękuję.-wyszeptałam,odsuwając się od niego.
-Zawsze do usług.-zaśmiał się pod nosem.-Wiesz,że zawsze będziesz dla mnie na pierwszym miejscu.A teraz zmykaj na historię.-dodał,odpędzając mnie gestem ręki.
-Już sobie idę.-przeciągnęłam ostatni wyraz,przewracając oczami.
***
Po paru godzinach skończyłam lekcje i opuściłam budynek szkoły.W środku odczuwałam pewnego rodzaju niepokój.Nie chciałam spotykać teraz Austina,a droga do ośrodka uzależnień prowadziła właśnie przez park.Nie zamierzałam jeszcze wracać do domu,ponieważ znowu byłabym zmuszona słuchać narzekań mojej mamy.
Szłam jedną z alejek,prosząc Boga,aby nie postawił na mojej drodze tego skurwiela.
Po około dwudziestu pięciu minutach znalazłam się przed wejściem do ośrodka.Pchnęłam szklane drzwi,wchodząc do środka.Na pierwszy rzut oka mogłam zobaczyć,że coś jest nie tak.Jeden z ochroniarzy szybkim krokiem przemierzał korytarz,a pani z rejestracji rozmawiała z kimś z przejęciem widocznym na twarzy.Nagle zza rogu wyłoniła się postać Joanny.Kiedy tylko mnie zobaczyła,skierowała się w moją stronę.
-Dzień dobry.-przywitałam się.-Czy coś się stało ?-spytałam z zainteresowaniem.
-Tak.-odparła od razu,a po jej zachowaniu mogłam poznać,że ktoś wyprowadził ją z równowagi.-Justin pobił jednego ochroniarza.-dodała,a ja momentalnie znieruchomiałam.
-A-ale jak to ?-wydukałam,patrząc na nią z przerażeniem.Jeszcze parę godzin temu był normalny.Uśmiechał się,żartował i nic nie wskazywało na to,że może się to gwałtownie zmienić.
To jest jego wspólna cecha z Austinem.Widać,co narkotyki robią z człowiekiem.
-Uciekł w nocy i wrócił dopiero nad ranem.-tsa,jakbym o tym nie wiedziała.-Przeniosłam go do pokoju w innej części budynku,gdzie będzie pod nadzorem ochroniarzy.Dostał furii i rzucił się na strażnika.Dostał jakiegoś napadu złości i nie możemy go uspokoić.-skończyła przemowę,a ja nadal wpatrywałam się w nią ze strachem.
-Mogę do niego pójść ?-spytałam cicho,zagryzając dolną wargę.
-Nie wiem,czy to bezpieczne,Bree.-pokręciła głową.-Justin dostał jakiejś furii.Może zrobić ci krzywdę.
-Tylko na chwilę.-posłałam jej błagalne spojrzenie.-Proszę...-dodałam,widząc,że zaczyna ulegać.
-No dobrze,ale masz na siebie uważać.-powiedziała łagodnie,po czym wskazała mi ręką kierunek,w którym miałam się udać.Przeszłyśmy do końca korytarza,a następnie skręciłyśmy w prawo,do bardziej opuszczonej części budynku.
-Panowie,to jest Bree.-przedstawiła mnie ochroniarzom.-Pozwólcie jej wejść do Justina.-posłała im porozumiewawcze spojrzenie.
-To nie najlepszy pomysł.-ochroniarz przyjrzał mi się uważnie.-Ale dobrze.Wejdź.-poinstruował,posyłając mi delikatny uśmiech.
-Dziękuję.-odparłam,a następnie weszłam po cichu do pokoju,zamykając za sobą drzwi.
Justin siedział na łóżku z łokciami opartymi o kolana,a głową spuszczoną.Nie poruszył się ani o milimetr na dźwięk mojego przyjścia.Podeszłam do niego powoli,w głębi duszy bojąc się tego,jak zareaguje.
-Justin...-powiedziałam cicho,siadając koło niego na łóżku i kładąc mu rękę na ramieniu.
-Zostaw mnie,kurwa !-warknął,zrywając się z miejsca.
-Justin,uspokój się.Proszę cię.-mój głos brzmiał bardziej jak szept.
-Nie będziesz mi,kurwa,mówić,co mam robić !-wrzasnął,że aż podskoczyłam.
-Nie krzycz.-spojrzałam na niego błagalnie.
Szatyn przeniósł na mnie swój wzrok,wpatrując się we mnie z rozwścieczeniem.
-Masz szczęście,że nie jestem na głodzie.-warknął przez zaciśnięte zęby.Podniosłam się z łóżka,podchodząc do niego.
-Justin,proszę cię,spokój się.-poprosiłam po raz kolejny.-Boję się ciebie.-wyszeptałam,spuszczając wzrok.
Nagle poczułam szarpnięcie,a chwilę później zostałam przyparta do ściany.Mój wzrok spotkał się z czarnymi w tej chwili tęczówkami chłopaka.Justin oddychał ciężko,a ja widziałam,że walczył ze sobą,aby nie zrobić mi krzywdy.
I nagle stało się coś,czego nigdy bym się nie spodziewała.
Szatyn pochylił się i wręcz brutalnie wpił w moje usta.A ja...oddałam pocałunek idealnie synchronizując się z jego wargami...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
CZYTASZ
Pokochaj Mnie | J.B
FanficPewien szatyn przez przypadek zakocha się w pięknej brunetce. W drodze do ich szczęścia stoją jednak narkotyki...