#7

2.9K 74 0
                                    

***Oczami Justina***
-Justin ! Wstawaj,natychmiast !-do moich uszu doszedł donośny głos,jak przypuszczam, Joanny.Chwyciłem pierwszą-lepszą poduszkę i zakryłem nią sobie głowę,chcąc z powrotem zagłębić się w krainę snów.-Justin ! Nie mam najmniejszego zamiaru powtarzać się po raz kolejny !
-Boże.Kobieto,przestań się tak drzeć.-mruknąłem,silniej przyciskając poduszkę do twarzy.
Nagle poczułem,jak Joanna ściąga kołdrę z mojego ciała,pozostawiając mnie w samych bokserkach.Przewróciłem oczami,odwracając się do niej plecami.
-Człowieku ! Jest 12:00 !-podniosła głos,wyraźnie niezadowolona.
-Kurwa.-mruknąłem pod nosem.-Normalni ludzie śpią o tej porze...-dodałem,ziewając głośno.
Nagle,do moich uszu doszedł cichy chichot.
Odrzuciłem na bok poduszkę,podnosząc się do pozycji siedzącej.W dalszym ciągu byłem kompletnie nieprzytomny.Rozejrzałem się po pokoju,zatrzymując swój wzrok na dziewczynie,opierającej się o drzwi.Posłałem jej łobuzerski uśmiech,oblizując powoli wargi.Bree przewróciła oczami,zakładając ręce na piersi.
-Justin,mógłbyś się łaskawie ubrać ?-spytała Joanna,przez co przeniosłem na nią swój wzrok.Zorientowałem się,że w dalszym ciągu siedzę na łóżku w samych bokserkach.
-A co ? Rozpraszam panią ?-wyszczerzyłem się do niej,odpowiadając przesłodzonym głosem.
-Uważaj sobie,dzieciaku.-ostrzegła mnie.-Spokojnie mógłbyś być moim synem,więc oszczędź sobie takich tekstów.-dodała,kręcąc z dezaprobatą głową.
-Ale Bree chyba wolałaby,gdybym został w samych bokserkach.-powoli przeniosłem swój wzrok na szatynkę.Cały czas czułem jej wzrok na sobie,przez co na moich ustach niekontrolowanie zawitał łobuzerski uśmieszek.Nagle poczułem jak Bree rzuca w moim kierunku parę spodni.Złapałem je przed samą twarzą,przewracając oczami.
-Ubieraj się.-powiedziała każde słowo wyraźnie,na co z moich ust wydobyło się głośne westchnienie.
-Ech,kobiety.Rozpraszają się widokiem...
-Nie kończ !-przerwały mi w tym samym momencie,na co jeszcze głośniej się zaśmiałem.
-Rozumiem,rozumiem,ale może troszkę spokojniej.Justina wystarczy dla każdej chętnej.-i w tym momencie oberwałem poduszką,nie musiałem nawet podnosić wzroku,aby wiedzieć od kogo.
-Dziękuję Bree.-Joanna zwróciła się do szatynki z małym uśmieszkiem na ustach.-Nie wytrzymam psychicznie z tym człowiekiem.-westchnęła głośno,na co przewróciłem teatralnie oczami.
Wykorzystałem moment nieuwagi obu pań,kładąc się z powrotem na łóżku i zagrzebując w kołdrę.Ułożyłem głowę na poduszce,zamykając powieki.Mógłbym tak spędzać całe dnie.Jedyne,czego mi brakowało,to parę działek jakiegoś mocnego gówna i laski do pieprzenia.Chociaż,zaraz obok stała Bree,więc brakuje mi tylko narkotyków.
-Justin ! Do cholery jasnej ! Ile można do ciebie mówić !?-wrzasnęła Joanna,na co jeszcze mocniej przycisnąłem głowę do poduszki.
Jak ja nie znosiłem,kiedy ktoś budził mnie rano.Zazwyczaj byli to moi kumple,którzy dostawali za to po mordzie.
Nagle poczułem ogromną potrzebę wzięcia czegokolwiek.Od dwóch dni w moich żyłach nie płynęły żadne narkotyki,przez co mój głód wzrastał.Starałem się uspokoić,wmówić sobie,żebym poczekał jeszcze parę godzin,a będę mógł się naćpać.Wystarczy tylko przeżyć jakoś ten dzień,a w nocy dostanę to,czego tak bardzo pragnę...
Muszę przyznać,że bałem się tego wszystkiego.Nie wyobrażałem sobie,że mogę skończyć z ćpaniem,że mogę to po prostu zostawić i żyć jak normalny człowiek.W środku odczuwałem lęk i niepokój.Nie wiedziałem,jak zareaguję na metody stosowane w tym ośrodku.Nie wiedziałem,czy nadal zostanę w tym pokoju,z którego praktycznie w każdej chwili mogłem wyjść.Nie wiedziałem,czy będę w stanie zapanować nad swoim zachowaniem.Nie wiedziałem,czy będę w stanie przeżyć.
Jednego byłem jednak pewien-nie zamierzam skończyć z ćpaniem i nikt ani nic tego nie zmieni.
Wstałem powoli z łóżka i wolnym krokiem podszedłem do szafki z ubraniami.Wyjąłem pierwszą-lepszą koszulkę oraz jeansy,po czym udałem się z nimi do łazienki.
P paru minutach gotowy,wyszedłem z pomieszczenia,zastając Bree,siedzącą na moim łóżku.Posłała mi lekki uśmiech,co,nie wiedząc czemu,odwzajemniłem.
-Joanna czeka na ciebie przy recepcji.-odezwała się Bree,kiedy zakładałem na rękę zegarek.
-W ogóle po co ja mam tam iść.-spytałem znudzonym głosem,odwracając się w stronę dziewczyny.
-Ponieważ jesteś uzależniony i musisz z tym skończyć.-powiedziała dokładnie każde z tych słów,patrząc mi prosto w oczy.
-Nic nie muszę.-odparłem pewnie,stając parę centymetrów przed nią.
-Skończysz z ćpaniem.-odparła takim samym tonem,robiąc pół kroku do przodu.
-Nie będziesz mi mówiła,co mam robić.-wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
-Skończysz z ćpaniem.-powtórzyła,w ogóle nie wzruszona,przez co ciśnienie podniosło mi się znacznie.
Walczyłem ze sobą samym,aby nie zrobić niczego głupiego,lecz w tym stanie nie było to proste.Potrzebowałem chociażby jednej działki.
Jednej,małej działki.To na prawdę tak dużo...?
Nagle dziewczyna złapała mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju.Poprowadziła mnie do recepcji,przy której stała Joanna.
-No nareszcie.-westchnęła,przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.-Co wam zajęło tak dużo czasu ?-spytała,przyglądając nam się uważnie.
-Musieliśmy sobie coś wyjaśnić,prawda Justin ?-spojrzała na mnie swoimi brązowymi tęczówkami,lecz ja nie odpowiedziałem zupełnie nic.Wbiłem wzrok w swoje buty,ignorując wszystkich dookoła.
-W takim razie chodźmy już.-kobieta wskazała na długi korytarz,prowadzący do części budynku,w której jeszcze nigdy nie byłem.
Z głośnym westchnieniem udałem się za Bree,która spojrzała na mnie znacząco.Po chwili dotarliśmy do szklanych drzwi,prowadzących do dużego,przestronnego pomieszczenia.Zerknąłem na ludzi siedzących w kręgu dookoła pokoju,a następnie przeniosłem swój wzrok z powrotem na szatynkę.
-Nie chcecie mi chyba powiedzieć,że mam tam iść...-sapnąłem z zażenowaniem.-Przecież nie jestem psycholem,który potrzebuje jakiejś pieprzonej terapii grupowej.-dodałem,przełykając głośno ślinę.Nie wiem dlaczego,ale przerażała mnie wizja spędzenia chociażby minuty z tymi ludźmi.Wydawali mi się nie nienormalni,jak w horrorach.
-A właśnie że tam pójdziesz.-odparła z naciskiem Joanna.-Później czeka cię jeszcze rozmowa z psychologiem.-dodała,posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Was chyba pojebało ?-otworzyłem szerzej oczy.-Nie będę rozmawiał z jakimś pieprzonym psychologiem.-warknąłem,w dalszym ciągu mając nadzieję,że to tylko głupi żart.
Nagle zostałem wepchnięty do pomieszczenia,a drzwi zamknęły się za mną z hukiem.Wszyscy na sali popatrzyli na mnie dziwnym wzrokiem.
-Na co się tak,kurwa,gapicie ?-ryknąłem,wzbudzając tym samym respekt zebranych.
-Siadaj,Bieber.-polecił mi jeden z ochroniarzy.
-Nie jesteś moim ojcem,żeby mi mówić,co mam robić.-warknąłem,starając się wyrwać z jego uścisku.
Maksymalnie wkurwiony zająłem miejsce obok jakiejś dziewczyny,może trochę młodszej ode mnie,która nie spuszczała ze mnie wzroku.
-Masz jakiś problem,skarbie ?-syknąłem,sprawiając tym samym,że dziewczyna momentalnie odwróciła głowę w przeciwną stronę.-Tak myślałem.
Naraz do pomieszczenia weszła kobieta wyglądająca na jakieś trzydzieści lat i mężczyzna w podobnym wieku.
-Witajcie.-przywitała się,na co przewróciłem teatralnie oczami.-Od dzisiaj do naszej grupy dołączył Justin.-wskazała na mnie,a wszyscy,jak na zawołanie,zwrócili się w moją stronę.
Jeśli Bree miała coś wspólnego z tą terapią,obiecuję,że mnie popamięta...
-Powiedz coś o sobie.-mężczyzna zachęcił mnie przyjaznym uśmiechem.
-Mam na imię Justin i to wszystko,co powinniście o mnie wiedzieć.-warknąłem,patrząc w jeden,martwy punkt.
-W takim razie,możemy zaczynać.-powiedziała kobieta,wyraźnie nieusatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
*
Przez całą terapię grupową siedziałem na krześle,nie odzywając się ani słowem,nawet wtedy,kiedy mnie o to prosili.Miałem całe to przedstawienie głęboko w dupie.Po godzinie terapeuci pożegnali się ze wszystkimi,a ludzi zaczęli powoli wstawać i kierować się w stronę wyjścia z pomieszczenia.Nagle poczułem,jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.Uniosłem wysoko brwi,odwracając się w stronę nieznajomego.
-Pan Bieber ?-skinąłem powoli głową,domyślając się,niestety,kim jest ten koleś.-Zapraszam cię do mojego gabinetu.Muszę z tobą porozmawiać.-to ostatnie zdanie strasznie przypominało mi wykłady moich rodziców...

Pokochaj Mnie | J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz