Bree trzymała moją dłoń głaszcząc ją delikatnie. Starałem się oddychać normalnie i nie myśleć o narkotykach, jednak było to niesamowicie trudne, biorąc pod uwagę mój obecny stan.
-A co, jeśli przez przypadek zrobię ci krzywdę? - zerknąłem kątem oka na szatynkę. - Wiesz, że kiedy jestem na głodzie, jestem agresywny. Nie chcę stracić nad sobą kontroli, kiedy będę przy tobie. - pogłaskałem ją po policzku.
-Nie będę miała ci tego za złe. - odparła cicho, spoglądając na mnie swoimi ślicznymi oczkami.
-Jeśli będę cię prosił, żebyś dała mi chociaż jedną działkę, nie słuchaj mnie, dobrze?
-Nigdy nie dam ci narkotyków. - mruknęła cicho.
Zacisnąłem lekko pięści i szczękę, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że mógłbym skrzywdzić Bree. Chociaż z drugiej strony, wiedziałem, co robię, kiedy jestem na głodzie. Nie zachowuję się normalnie i tracę nad sobą kontrolę.
-Wiesz, że już od miesiąca nie uprawiałem seksu? - zachichotałem cicho, kręcąc lekko głową.
-No właśnie! - Bree klasnęła w dłonie. - Może powinieneś iść do jakiegoś klubu, znaleźć panienkę na dzisiejszą noc i wtedy zapomniałbyś na chwilę o dragach. - spojrzała na mnie przekonywującym wzrokiem.
Momentalnie parsknąłem śmiechem, klepiąc ją po ramieniu. Przy niej na prawdę czułem, jakbym rozmawiał z kumplem.
-Wolę zostać z moją dzidzią. - rozczochrałem jej włosy, przez co posłała mi oburzone spojrzenie.
-Justin, a co z ośrodkiem? Nie powinieneś tam wrócić? - spytała, marszcząc brwi.
-Wiesz, to jest tak. Ludzie z ośrodka nie mogą trzymać mnie tam na siłę, a policja nie raczy przyjść i sprawdzić, czy jestem na odwyku. Dlatego póki nikt mnie nie szuka, nie wracam tam. Zastanawiałem się tylko nad tym, czy powinienem iść i powiedzieć Joannie, że chcę skończyć z ćpaniem i mam prywatny odwyk w swoim domu.
-Jeśli podchodzisz do tego na poważnie, powinieneś jej powiedzieć. Jestem pewna, że się ucieszy. - szatynka posłała mi serdeczny uśmiech.
-W takim razie pójdę do niej jutro, kiedy będziesz w szkole.
Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku. Po odwiedzeniu grobu moich rodziców czułem się jakby... lżej. Nie byłem na cmentarzu od ich śmierci, czyli przez całe dwa lata. Właściwie sam nie wiedziałem, dlaczego. Może to przez tę świadomość, że ich zawiodłem, a może po prostu się bałem.
Nie wiem...
Nagle ujrzałem dwóch chłopaków, idących z naprzeciwka.
-Kurwa... - usłyszałem ciche mruknięcie Bree, kiedy przeczesała swoje długie, kasztanowe włosy.
-Sprzedałaś Austina? - jeden z nich podszedł do piętnastolatki.
-Nie, to on sprzedał mnie. - założyła ręce na piersi.
-Kurwa, on może teraz przez ciebie iść siedzieć! - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
-W końcu dostanie to, na co zasłużył. - dziewczyna przeniosła ciężar ciała na drugą nogę.
-Ty szmato. - warknął, jednak zanim zdążył ją uderzyć, odepchnąłem go od Bree.
-Szmatą możesz nazywać swoją matkę. - wymierzyłem mu uderzenie w szczękę, przez co zachwiał się lekko.
Dosłownie sekundę później poczułem, jak maleńkie dłonie Bree obejmują moje ramię. Dziewczyna odciągnęła mnie od chłopaka, przez co sapnąłem cicho.
CZYTASZ
Pokochaj Mnie | J.B
FanfictionPewien szatyn przez przypadek zakocha się w pięknej brunetce. W drodze do ich szczęścia stoją jednak narkotyki...