#13

3.1K 65 2
                                    

Momentalnie oderwaliśmy się od siebie, spoglądając w stronę źródła dźwięku.
-Jack? - odezwaliśmy się w tym samym momencie, spoglądając na siebie pytająco.
-To mój kuzyn. - szatynka wzruszyła ramionami.
-To mój przyjaciel. - odparłem tym samym tonem.
-Tak, miło mi. A teraz może byś się ze mną przywitała, siostrzyczko? - uniósł jedną brew, wpatrując się w Bree. - Chyba, że wolisz obściskiwać się z Bieberem...
Dziewczyna ze śmiechem pokręciła głową, a następnie wyswobodziła się z moich objęć, wychodząc z basenu. Obserwowałem jej idealne ciało, sunąc wzrokiem po każdej jego części. Szatynka wpadła w objęcia swojego kuzyna, zawieszając mu ręce na szyi.
-Tak się za tobą stęskniłam... - mruknęła cicho.
-Ale wyrosłaś. - zaśmiał się cicho. - Ale nadal taka chudziutka. Przerzuć się na kokainę albo jakieś inne gówno, bo w końcu nie zostanie z ciebie nic.
-Od dwóch miesięcy jestem czysta. - odparła z uśmiechem na ustach.
-Udało ci się? - spytał z niedowierzaniem, tak samo, jak ja w parku.
-Dokładnie. - przytaknęła wesoło, lecz już chwilę później objęła twarz kuzyna dłońmi, patrząc mu głęboko w oczy. - A ty nigdy nie trzeźwiejesz, prawda? - posłała mu sceptyczne spojrzenie, prawdopodobnie zauważając rozszerzone źrenice chłopaka.
-Taki już jestem. - wyszczerzył się do niej. - A ty z jednego ćpuna na drugiego się przerzuciłaś, tak? - spojrzał na mnie znacząco, przez co ochlapałem go wodą.
-Spierdalaj. - rzuciłem do niego z rozbawieniem, przez co prychnął śmiechem.
-I jeszcze jedno, Bree. - Jack z powrotem odwrócił się w stronę szatynki. - Śliczny stanik, a to, co jest pod nim jeszcze piękniejsze. - mruknął, a po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Zgadzam się z tobą, Jack! - krzyknąłem do niego, biorąc sporego łyka z butelki whisky.
-Kurwa! Teraz mi to mówisz? - dziewczyna spojrzała na niego, niedowierzając. Zaczęła kierować się w stronę miejsca, w którym leżały nasze koszulki, lecz zdążyła przejść zaledwie parę kroków, kiedy zderzyła się z czyimś ciałem.
-Widzę, że przyszliśmy w samą porę. - Zayn oblizał powoli wargi, mierząc wzrokiem półnagie ciało piętnastolatki.
-Tak, cudowne wyczucie czasu. - mruknęła Bree, zakładając ręce na piersi. - Za chwilę pół miasta zobaczy mnie w samym staniku...
Nagle w ogrodzie pojawił się Brian i Brady przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Usłyszałem, że rozmawiacie o czyimś staniku, więc od... O kurwa! - urwał nagle, kiedy jego wzrok spotkał Bree. - Cudownie... - na jego ustach momentalnie zagościł wielki uśmiech, kiedy mierzył ciało szatynki.
-Tak, cudownie... Rzeczywiście... - mruknęła szatynka, odchodząc w stronę naszych koszulek, kiedy cała nasza piątka parsknęła śmiechem. - Jasne, śmiejcie się, ale to nie wy paradujecie przed naćpanymi kolesiami w samym staniku. - rzuciła sarkastycznie, przez co kolejny raz chcieliśmy wybuchnąć śmiechem. 
-Tylko mi przysługują takie rozrywki. - mruknąłem, dumnie wypinając pierś.
-Wybacz, skarbie, ale pozbyłam się koszulki tylko dlatego, że wrzuciłeś mnie do tego jebanego basenu. - wyrzuciła ręce w powietrze. - Więc teraz, jeśli pozwolisz, pożyczę sobie twoją. - dodała, a następnie podniosła moją czarną koszulkę i założyła ją na siebie.
Wśród nas uniosły się pomruki niezadowolenia, na co Bree jedynie wypięła do nas język.
-Mogłabyś go użyć w przyjemniejszym celu... - mruknął Zayn z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, zdobywając od szatynki niedowierzające spojrzenie.
-No taki sam, jak Bieber... - westchnęła, a ze mnie uciekł kolejny chichot.
-Oj, dzidzia... Nie złość się... - posłałem jej cwaniacki uśmiech. Dziewczyna stanęła centralnie przed miejscem, w którym akurat byłem w wodzie. - Pomogłabyś mi wyjść, kochanie? - wyszczerzyłem się do niej. Szatynka z głośnym westchnieniem przewróciła oczami, podając mi rękę. Już miała pomóc mi wyjść z basenu, kiedy ja przyciągnąłem ją do siebie, sprawiając, że kolejny raz znalazła się obok mnie w wodzie.
-Witam z powrotem. - posłałem jej czarujący uśmiech.
-Ugh... Justin! - pisnęła, a przez cały ogródek przeleciał dźwięk tłumionego śmiechu.
-Nie mogłem się powstrzymać, dzidzia... - wsunąłem rękę pod moją koszulkę, którą miała na sobie.
-Rączki przy sobie... - zatrzepotała słodko rzęsami, a następnie, przepływając obok mnie, skierowała się do wyjścia z basenu.
-Chodź tu, mała. - rzucił Zayn, wyciągając do niej dłoń, którą chwyciła, wychodząc z wody.
-A tobie już nie pomogę. - zmarszczyła brwi, spoglądając na mnie, przez co z moich ust po raz kolejny uciekł cichy chichot.
Wyszedłem z wody, roztrzepując włosy na wszystkie strony. Moi kumple weszli już do środka, natomiast Bree poszła po swoją koszulkę. Przyglądałem jej się i muszę przyznać, że nawet pomimo tego, że miała na sobie moją, o wiele za dużą koszulkę wyglądała cholernie gorąco. Podniosła z ziemi koszulkę, a kiedy zobaczyła, że się jej przyglądam, podeszła do mnie tanecznym krokiem.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że masz mały... a może raczej powinnam powiedzieć duży problem. - zachichotała cicho, a następnie ułożyła dłoń na moim nabrzmiałym kroczu.
-A czyja to wina? - uniosłem lekko brwi, przyciągając ją do siebie.
-Twoja, bo nie potrafisz trzymać łap przy sobie. - odpyskowała, a następnie, puszczając do mnie oczko, udała się do wnętrza domu.
Kurwa, uwielbiam tę dziewczynę...
Wziąłem do ręki butelkę whisky, upijając z niej parę łyków. Aktualnie nic nie zrobiłem z moim "kolegą", ponieważ mam przeczucie, że jeszcze nie raz mi dzisiaj stanie. Wystarczy popatrzeć na jej tyłek, a od razu robi się człowiekowi gorąco...
Wszedłem do salonu, gdzie zastałem Zayna i Jacka siedzących na kanapie oraz Brady'ego i Briana, przygotowujących alkohol.
-Gdzie moja dzidzia...? - wydąłem dolną wargę, rozglądając się w poszukiwaniu szatynki.
Brian i Brady z uśmiechami na ustach wskazali drzwi od łazienki, lecz zanim zdążyłem się tam udać, z pomieszczenia wyszła Bree.
-Pamiętaj, że nie zrobiliśmy jeszcze...
-Tak, wiem! Dzidziusia! - dziewczyna ze śmiechem wyrzuciła ręce w powietrze.
Już po chwili wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chodź, dam ci jakieś suche ubrania. - złapałem Bree  za rękę i pociągnąłem na górę.
Po chwili dotarliśmy do mojego pokoju, a ja zamknąłem za nami drzwi. Wyjąłem z szafki jakąś bokserkę i, najkrótsze jakie znalazłem, spodenki do koszykówki. Podałem ubrania dziewczynie, która udała się z nimi do łazienki.
-Ależ nie krępuj się, skarbie. Ja zamknę oczki. - wyszczerzyłem się do niej, za co oberwałem poduszką.
-Oczywiście... - rzuciła z ironią, przewracając oczami.
Bree zniknęła za drzwiami łazienki, a ja w ty czasie przebrałem mokre spodenki na suche oraz założyłem koszulkę. Po chwili dziewczyna wyszła z łazienki, przebrana już w moje ubrania. Zmierzyłem wzrokiem jej ciało, zaczynając od szczupłych, pięknie opalonych nóg. Zatrzymałem się na jej górnej połowie, kiedy zorientowałem się, że koszulka, którą jej dałem, odkrywa część stanika dziewczyny, po bokach. Na moje usta niemal natychmiast wkradł się łobuzerski uśmiech.
-I jak ja mam iść tak do domu? Przecież matka mnie zabije. - westchnęła, zakładając ręce na piersi.
-Ale ty nigdzie nie idziesz, dzidzia. Zostajesz tutaj. - wyszczerzyłem się do niej.
-Juuustin... - przeciągnęła, przewracając oczami. - Ale ja nie...
-Możesz, możesz, kochanie. A nawet musisz. Smutno by mi było bez ciebie... - zrobiłem minę szczeniaczka, czym ostatecznie przekonałem Bree. - Pamiętaj,że mamy jeszcze pewne sprawy do dokończenia. - posłałem jej znaczące spojrzenie.
-Boże, człowieku! Nie chcę mieć dzidziusiów, dzieciaczków ani nic z tych rzeczy. - wyrzuciła ręce w powietrze.
-Jesteś tak cholernie seksowna, kiedy się wkurzasz. - mruknąłem, nie odrywając od niej wzroku. 
Miałem dopowiedzieć, że zawsze jest seksowna, ale powstrzymałem swój kolejny komentarz.
Zeszliśmy na dół, udając się do salonu.
-Ej, mała! - rzucił kuzyn dziewczyny. - Słyszałaś, że Austina psy zgarnęły? - na mojej twarzy pojawił się głupkowaty uśmieszek.
-Na prawdę? - dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy.
-No tak. - przytaknął chłopak.
-I bardzo mu tak dobrze. - rzuciła szatynka, przeczesując mokre włosy.
-A jesteś pewna, że on cie nie sprzeda? - uniósł pytająco brwi, rozkładając się na kanapie.
Obserwowałem uważnie reakcję Bree, której źrenice powiększyły się dwukrotnie. Zauważyłem również, że wzrok chłopaków spoczął na Bree.
-Nie zrobi mi tego... - wydukała z lekką paniką w głosie.
-Jesteś tego taka pewna? - spytał ponownie, jednak dziewczyna jedynie pociągnęła z frustracją za włosy. - Ale powiem ci, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze. - mruknął ponownie. - Twój ojciec ma go bronić w sądzie...
Bree momentalnie parsknęła śmiechem, zwracając na siebie uwagę.
-Ty sobie ze mnie żartujesz, Jack... - wydukała.
-No właśnie nie. - odparł z poważnym wyrazem twarzy.
-Przecież mój ojciec go nienawidzi...
-Zaraz, zaraz... Wy mówicie o TYM Austinie? - spytał po chwili Zayn.
-Tsa. - mruknął Jack, przewracając oczami.
-Widziałem, że ktoś mu nieźle mordę obił. - zaśmiał się Brian.
Momentalnie parsknąłem śmiechem. Bree podeszła bliżej mnie, a ja objąłem ją ramieniem.
-No nie gadaj, że to ty. - Zayn pokręcił z rozbawieniem głową.
Wyszczerzyłem się do niego, przytulając do siebie dzidzię.
-A co mała ma z nim wspólnego? - skinął głową na Bree.
Dziewczyna westchnęła głośno, a ja zacząłem gładzić jej skórę pod koszulką.
-Chodziłam z nim. - mruknęła cicho. - Ale mnie bił i ogólnie był skurwielem, więc z nim zerwałam... - dodała, a ja automatycznie zacisnąłem pięści.
-Czyli to ty jesteś tą laską, o której cały czas mówi... - Zayn pokiwał głową.
Chłopaki wpatrywali się w nią jeszcze przez chwilę, aż w końcu powrócili do swoich zajęć.
-Proszę. - Brady wręczył szatynce drinka, za co podziękowała mu lekkim uśmiechem, upijając jeden łyk z przeźroczystej szklanki.
Wziąłem do ręki butelkę z whisky i przechyliłem ją tak, że bursztynowy alkohol wlał się do mojego spragnionego gardła. Bree razem z kuzynem usiedli na kanapie i zaczęli rozmowę, natomiast ja poczułem uścisk na prawym ramieniu. Zostałem pociągnięty przez Zayna i Brady'ego w głąb korytarza.
-Co jest, kurwa? - wyrwałem się, poprawiając koszulkę.
-Mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - zaczął brunet, opierając się o ścianę. Na jego ustach widniał łobuzerski uśmieszek, przez co zmarszczyłem lekko brwi.
-A więc słucham. - mruknąłem, zakładając ręce na piersi.
Chłopaki wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
-Co byś powiedział na to, żeby nakręcić jakiś porno filmik z tą twoją laleczką. - skinął głowę w stronę Bree.
Przenosiłem wzrok to na niego, to na nią z kamiennym wyrazem twarzy.
-Chcesz z piętnastolatki zrobić pustą porno lalkę? - uniosłem jedną brew, przyglądając mu się uważnie.
-Laska ma idealne warunki. Wiesz, co mam na myśli. -posłał mi znaczące spojrzenie, przenosząc wzrok na dziewczynę. Spojrzałem tam, gdzie on, mierząc wzrokiem ciało Bree.
-No z tym się z tobą zgodzę. - mruknąłem cicho.
-Wystarczy, że ją upijesz, a potem już wszystko pójdzie łatwo, prosto i przyjemnie. - zaśmiał się cicho.
-Pojebało was... - rzuciłem, kręcąc przy tym głową.
-Nie no, stary. Mówię poważnie. Najpierw ją nagramy, a potem znowu będziesz mógł się z nią zabawić. Same korzyści. - wzruszył ramionami, śmiejąc się pod nosem.
-Zapomnij... - mruknąłem, chociaż, nie powiem, propozycja zabawienia się z Bree mocno zadziałała na moją wyobraźnię.
-Kurwa, facet. Co jest z tobą nie tak? - Brady wyrzucił ręce w powietrze. - Zmieniłeś orientację czy co?
Parsknąłem śmiechem, opierając się o ścianę.
-Czy jakbym został gejem, stawałby mi za każdym razem, kiedy ją widzę? - wskazałem na mojego dzidziusia.
Chłopaki wybuchnęli śmiechem, klepiąc mnie po plecach.
-To w takim razie nie mam pojęcia, dlaczego nie chcesz z niej zrobić porno laleczki. Zrobiłaby karierę...
-Dobra, stary. Zamknij mordę. - rzuciłem, przewracając oczami.
-Wyluzuj. Ja chcę się tylko zabawić. Nic do niej nie mam. - uniósł ręce w obronnym geście. - A ty się nad tym poważnie zastanów. - wskazał na mnie.
-Nie zrobię jej tego. - mruknąłem spuszczając wzrok.
-Ale nic ci nie przeszkodziło, kiedy chciałeś ją przelecieć, co? - uniósł kpiąco brwi. - Ciekawe, co by zrobiła, gdyby się dowiedziała...
-Kurwa, nie zrobisz mi tego... - spojrzałem na kumpla niepewnie.
-Jesteś tego taki pewien? - chłopak wyciągnął z kieszeni telefon. Przyglądałem mu się uważnie, kiedy przeglądał w nim coś. - A co powiesz na to? - z cwaniackim uśmiechem na twarzy podał mi komórkę.
Na wyświetlaczu widniało zdjęcie moje i Bree. Dziewczyna siedziała na mnie okrakiem, a ja trzymałem jedną dłoń w okolicach jej tyłka, a drugą odpinałem zapięcie od sukienki szatynki. Zdjęcie zostało zrobione u mnie w salonie, w tym dniu, kiedy przespałem się z Bree.
-Myślałem, że jesteśmy kumplami. - warknąłem, podnosząc wzrok na Zayna.
-Bo jesteśmy, ale w tym momencie w ogóle cię nie poznaję, stary. Wiesz dobrze, że takie młode podniecają najbardziej, a ty nam tu mówisz, że jej tego nie zrobisz. Kurwa, ty dobrze się czujesz?
-Ja pierdole. - przewróciłem oczami. - To, że nie chcę zrobić z piętnastolatki dziwki nie oznacza, że coś jest ze mną nie tak, okey? 
-Ale nikt ci nie każe robić z niej dziwki. Upijesz ją, a ona nie będzie nawet tego wszystkiego pamiętać. Kurwa, stary. Wyobrażasz sobie oglądać później taki filmik?
Nic nie odpowiedziałem, tylko myślałem. Zastanawiałem się nad tym wszystkim. Właściwie i tak niczego by nie pamiętała. Ale z drugiej strony, nie mogę jej tego zrobić. Wiem, że ona mi ufa, a ja nie mogę jej zranić.
-Nie, stary. Znajdź sobie jakąś inną panienkę do swoich zboczonych filmików. - mruknąłem w końcu.
-Twoja strata, facet. - uniósł ręce. - Ale powiem ci coś jeszcze i radzę ci się poważnie nad tym zastanowić. - przybliżył się do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. - Jeszcze tydzień temu przyjąłbyś tę propozycję z uśmiechem na ustach i nie zastanawiałbyś się ani chwili. Chyba jednak coś się zmieniło, stary... - posłał mi lekki uśmiech, odchodząc razem z Bradym. - I nie martw się. Nie pokażę jej tego...
***
-Dobra, co oglądamy? - spytał Jack, przeglądając płyty Justina.
-Coś straaasznego... - Brian zrobił przerażającą minę, przez co wszyscy parsknęli śmiechem. Całe towarzystwo było już lekko wstawione, przez co bardziej roześmiane.
-A nasza księżniczka nie będzie się bała? - Brady uniósł pytająco brwi, sunąc dłonią po nagim udzie szatynki.
-Nigdy! - odparła, biorąc do ręki poduszkę. Wtuliła się w nią, siadając na swoich stopach.
-W takim razie włączam Resident Evil. - poinformował Jack, wkładając płytę do odtwarzacza.
Bieber zajął miejsce obok Bree, układając jej rękę na ramieniu. Odgrodził tym samym Brady'ego od dziewczyny. 
-Bieber, no... Podzieliłbyś się... - mruknął Zayn, siadając po drugiej stronie piętnastolatki. - Mieć taką dziewczynkę tylko dla siebie...
-Spierdalaj. - odparł Justin z lekkim uśmieszkiem.
-Ej, chłopcy. Przestańcie gadać bo nic nie słyszę. - mruknęła dziewczyna, niczym rozkapryszone dziecko, czym rozśmieszyła starszych chłopaków.
-Spokojnie, laleczko. Już się zamykam. - rzucił Zayn, a jego wzrok automatycznie zjeżdżał na pełne piersi piętnastolatki.
-Ej, nie gap się na mnie. - mruknęła wstawiona dziewczyna, uderzając go lekko w ramię.
Przeniosła wzrok na telewizor, starając się skupić na jednym ze swoich ulubionych filmów. Nie wiedziała jednak, że wzrok chłopaków - z wyjątkiem jej kuzyna - skupiony był na niej. 
W pokoju nie brakowało alkoholu. Chłopaki z każdą chwilą wypijali kolejne kieliszki wódki, a Bree sączyła swoje drinki, które dostawiali jej kumple Justina. 
-Boję się... - Justin wydął dolną wargę, udając przerażonego dzieciaka.
-To chodź tu do mnie. - mruknęła szatynka, przytulając do siebie chłopaka.
Bieber z uśmiechem na ustach ułożył głowę na klatce piersiowej dziewczyny, wtulając się w nią jak w matkę. - Nie bój się. - Bree głaskała go po plecach, śmiejąc się pod nosem.
-Dobra, ludzie! Mam pomysł! - rzucił nagle Zayn, przez co wszystkie pary oczu wylądowały na nim. - Gramy w butelkę, na rozbieranego. - poruszył znacząco brwiami, spoglądając ukradkiem na Bree.
W jego głowie pojawiły się obrazy chociażby półnagiej szatynki, a na usta wkradł się łobuzerski uśmiech.
-Dla mnie może być. - wybełkotał Brian, a pozostali, oprócz Bree, przytaknęli mu.
-Mała, co z tobą? - Brady wcisnął się pomiędzy dziewczynę, a Justina, układając dłoń na jej biodrze.
-Ja nie gram. Jak chcecie, to się rozbierajcie, a ja sobie popatrzę. - wybełkotała, odsuwając się lekko od Brady'ego, jednak już po chwili poczuła dłonie innej osoby na swojej talii, obejmujące ją od tyłu.
-Bez ciebie nie będzie zabawy. - Zayn mruknął jej do ucha.  
W czasie, kiedy brunet obejmował od tyłu niekontaktującą szatynkę, Brady położył dłoń na jej kolanie, sunąc nią coraz wyżej.
-Spieprzaj stąd, kurwa. - rzucił Bieber, odpychając kumpla od dziewczyny. Jeśli byłby trzeźwy, z pewnością zareagowałby szybciej, jednak w obecnym stanie nie potrafił tego zrobić.
-My sobie zagramy w rozbieranego w nocy, prawda kotku? - ostatnią część zdania wyszeptał do jej ucha.
-Chciałbyś, Justin... - wybełkotała, opierając się o jego ramię.
***
Godzinę później wszyscy byli już porządnie pijani. Śmiali się z każdego wypowiedzianego, a może raczej wybełkotanego słowa, chociaż i tak nic z tego nie rozumieli. W domu Justina panowała bardzo radosna atmosfera, przez alkohol, który pochłonęli w dużych ilościach.
Bree, chociaż jeszcze parę godzin temu przyrzekała sobie, że się nie upije, teraz nie ustałaby bez pomocy któregoś z chłopaków. Nie kontaktowała, a powieki same jej się zamykały, chociaż nie była zmęczona.
Głowa Justina spoczywała na kolanach Bree, kiedy on bawił się włosami dziewczyny, patrząc prosto w jej czekoladowe tęczówki. Na jego ustach widniał głupkowaty uśmiech, czyli taki, który tworzy się po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu. 
-Bree, słonko ty moje... - wybełkotał, z trudem dobierając odpowiednie słowa.
Dziewczyna zmierzwiła jego włosy, posyłając mu nieprzytomny uśmiech. Szatyn uniósł lekko koszulkę, która miała na sobie Bree, a następnie zaczął składać delikatne pocałunki na jej brzuchu.
-Justin, to łaskocze... - zachichotała dziewczyna, próbując odsunąć od siebie Biebera, jednak bez skutku. - Jus - Justin... - zdołała wydusić przez śmiech. - Przestań. 
Chłopak uniósł się lekko, zbliżając swoją twarz do jej.
-A co będę z tego miał, laleczko? - wybełkotał, po chwili ponownie parskając śmiechem.
-Słodki uśmiech niegrzecznej dziewczynki. - wyszczerzyła się do niego, powodując wybuch śmiechu wśród Justina i jego kumpli.
-Wolałbym dostać tę niegrzeczną dziewczynkę. - mruknął jej seksownie do ucha, układając szatynkę na oparciu kanapy.
Klękając na sofie, zaczął składać mokre pocałunki na jej szyi i dekolcie. Bree wplątała palce we włosy chłopaka, przeczesując je z tyłu głowy. Wsunął dłonie pod jej plecy, aby przybliżyć do siebie piętnastolatkę.
Nagle przerwało im głośne pukanie do drzwi. Zayn poszedł otworzyć, natomiast Justin nadal zabawiał się z Bree. 
- Witam panów. - wybełkotał Zayn, widząc w drzwiach dwóch, dwudziestoparoletnich policjantów.
-Co tu się dzieje? - spytał jeden z nich, zaglądając do wnętrza domu.
-Nic wielkiego. - mruknął nieprzytomnie brunet. - Siedzimy sobie, gramy w karty, popijamy herbatkę... - Brady, stojący obok Zayna momentalnie parsknął śmiechem.
Policjanci, przewracając oczami, weszli do środka, udając się do salonu. Kiedy zauważyli szatyna, obmacującego dziewczynę, wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
-Zapomnieliście jeszcze dodać, że zabawiacie się z nieletnią. - przeniósł wzrok z powrotem na Zayna. - Ile koleżanka ma lat? - spytał, unosząc wysoko brwi.
-Osiemnaście, oczywiście. - wyśpiewał brunet, mierząc wzrokiem szatynkę.
-Kochanie, rodzice wiedzą, czym ty się zajmujesz, kiedy cię w domu nie ma? - odezwał się drugi z policjantów, odwracając się w stronę Bree. - Zobacz, ich jest pięciu do obsłużenia, a nas tylko dwóch. Z nami pójdzie ci szybciej. - on i jego współpracownik zaśmiali się cicho, wpatrując się w Bree.
-A czy ja, kurwa, wyglądam na dziwkę? - wybełkotała dziewczyna, patrząc na nich nieprzytomnie.
-A może nią nie jesteś, co kochanie? - pierwszy z policjantów zaśmiał się kpiąco, zakładając ręce na piersi.
Bree jedynie uniosła prawą rękę i pozdrowiła policjantów środkowym palcem. Justin i jego kumple parsknęli śmiechem, a dwaj mężczyźni pokręcili głową z lekkim rozbawieniem.
-W takim razie życzę udanej zabawy. - powiedział jeden z nich, a następnie udali się do wyjścia z domu...
***
Po jakimś czasie Bree i Justin udali się na górę, do sypialni chłopaka. Szatyn zamknął za nimi drzwi, a następnie podszedł do fotela i zostawił na nim swoje spodenki oraz koszulkę. Rozłożył się na łóżku, w dalszym ciągu utrzymując swój głupkowaty uśmiech. Jego wzrok zatrzymał się na Bree. Dziewczyna właśnie zahaczyła palce na gumce spodenek koszykarskich Justina, które miała na sobie. Zaczęła je ściągać, po chwili odkładając ubranie na fotel. Justin nabrał głęboko powietrza, wpatrując się w tyłek dziewczyny, okryty jedynie różową, koronkową bielizną. Przełknął głośno ślinę, przeczesując palcami swoje gęste włosy. Poprawił się na swoim miejscu, czując, jak jego "kolega" zaczyna wariować. 
-Boże... - mruknął niewyraźnie. - Co ty ze mną robisz... - dodał, nie odrywając wzroku od ciała Bree.
-Przecież ja nic nie robię. - odparła, bełkocząc.
-Zdziwiłabyś się, maleńka. - pokręcił lekko głową, wskazując na swojego nabrzmiałego członka.
Dziewczyna zrobiła minę niewiniątka, siadając obok szatyna. Ułożyła dłoń na jego przyrodzeniu, sunąc po nim przez bokserki. Z ust chłopaka uciekło dość głośne przekleństwo.
-Spokojnie... - mruknęła dziewczyna.
-Nie pomagasz mi tym, słonko... - wydusił, czując narastające w nim podniecenie.
-Oj... - posłała mu swój słodki uśmiech, a następnie wdrapała się dalej na łóżko. 
Ułożyła się tyłem do Justina, kładąc główkę na dużej, czarnej poduszce. Chłopak z uśmiechem na ustach wysunął kołdrę spod drobnego ciałka Bree, a następnie przykrył nią dziewczynę. Sam położył się obok piętnastolatki, obejmując jej ciało ramieniem. Pocałował ją delikatnie w policzek, układając głowę na poduszce.
-Dobranoc, dzidzia... - mruknął, po czym zamknął ciężkie powieki.
Minęło kilkanaście minut jednak dziewczyna nie mogła zasnąć. Słyszała koło swojego ucha miarowy oddech szatyna, który nieco ją uspokajał. Przekręcała się z boku na bok, wpatrywała się w sufit, w ścianę, w okno, aż w końcu w idealną twarz, śpiącego obok, chłopaka. Pogładziła go delikatnie po policzku, składając na nim delikatny pocałunek.
Postanowiła zejść na dół i nalać sobie szklankę wody. Miała nadzieję, że to pozwoli jej szybciej zasnąć. Wyplątała się z objęć Justina, stając na swoich nogach. Zachwiała się lekko i, zataczając na boki, udała się w stronę drzwi. Miała na sobie jedynie koronkową bieliznę i czarną bokserkę chłopaka, lecz w tym momencie nie zaprzątała sobie tym głowy. 
Dotarła do ostatniego stopnia schodów, schodząc z niego. Przeczesując swoje długie włosy, udała się przez salon do kuchni, zataczając się lekko na boki. 
Z jednej strony oczy same jej się zamykały, lecz kiedy kładła się na łóżko, za nic w świecie nie mogła zasnąć.
W tym momencie wzrok trzech chłopaków, siedzących w salonie padł na piętnastolatkę. 
-Hej, laleczko. Co cię tu do nas sprowadza? - Brady uniósł pytająco brwi, a na ustach chłopaków pojawiły się łobuzerskie uśmiechy.
-Muszę się tylko napić. - mruknęła Bree, chcąc udać się do kuchni, jednak kumple Justina podnieśli się z kanapy i chwiejnym krokiem podeszli do szatynki.
Brian wziął ze stolika drinka i podał go dziewczynie.
-Właściwie, to miałam na myśli wodę. - wybełkotała, jednak po chwili wzięła od chłopaka alkohol.
Wypiła ze szklanki kilka łyków, czując czyjeś dłonie na swojej talii. 
-Może się do nas przyłączysz, księżniczko? - Zayn uśmiechnął się łobuzersko, obejmując szatynkę od tyłu. - Smutno nam tu bez ciebie. - pokierował dziewczynę w stronę kanapy. Usiadł na sofie, sadzając Bree na swoich kolanach. W normalnych warunkach dziewczyna stawiałaby opór, lecz teraz całkowicie nie panowała nad tym, co robi. Była poddana osobom trzecim, którymi, w tym przypadku, okazali się pijani kumple Justina.
-Bieber śpi? - spytał Brian, siadając obok nich.
Dziewczyna lekko przytaknęła głową, a z jej ust wydobyło się ciche ziewnięcie.
Chłopaki wymienili między sobą znaczące spojrzenia, oraz cwaniackie uśmieszki. Cała trójka była porządnie pijana, tak samo jak dziewczyna.
Wykorzystując nieobecność kumpla, Zayn zaczął sunąć dłońmi po całym ciele szatynki. Cholernie podniecało go to, że Bree miała na sobie jedynie koronkową bieliznę oraz bokserkę. Jego ręce dotykały skóry na jej udach i tyłku. Wjeżdżał nimi wyżej, nie omijając piersi dziewczyny.
-Ej, zostaw. - mruknęła nieprzytomnie, odsuwając od siebie nachalne ręce chłopaka.
-Skarbie, nie udawaj takiej cnotki. Bieber mówił, co potrafisz... - w pokoju rozległy się śmiechy.
Do dziewczyny jednak nie docierały słowa, wypowiedziane przez Zayna. W przeciwnym wypadku, już rozrywałaby Justina na strzępy za to, że ją wykorzystał.
W tym czasie brunet cały czas posuwał się o krok do przodu. Jego ręka właśnie wślizgnęła się pod koszulkę, którą Bree miała na sobie.
-Przestań, to łaskocze... - zachichotała cicho, ponownie odsuwając od swojego ciała ręce Zayna.
-Kochanie, nie daj się prosić... - mruknął jej do ucha, zsuwając dłonie na tyłek szatynki.
-Nie, ja nie chce. - Bree zaczęła wiercić się na kolanach brunetach, nieświadomie ocierając się przy tym o krocze chłopaka.
-Ale ja chcę, skarbie. - odparł nieco bardziej agresywnie, układając dziewczynę na kanapie, pomiędzy swoim ciałem, a Bradym.
Bree nie była na tyle trzeźwa, aby po prostu odepchnąć od siebie bruneta, lecz nie była również na tyle pijana, aby mu się oddać. Po prostu nie wiedziała, co się dzieje, była w innym świecie, do którego zaprowadził ją nadmiar alkoholu.
Zayn usiadł na szatynce okrakiem, odpinając pasek od spodni. Zaczął podwijać jej koszulkę, ukazując idealnie płaski brzuch dziewczyny.
Nagle w pokoju pojawił się nieco zaspany Justin. Przeczesał swoje włosy, a następnie przetarł rękoma twarz. Nadal był pijany, jednak część alkoholu wyparowało z jego krwi, kiedy zobaczył swojego kumpla na Bree. Wiedząc, że dziewczyna była mocno pijana i nie docierały do niej jakiekolwiek słowa, podszedł do kumpla i uderzył go z pięści w szczękę. Chłopak opadł na kanapę obok, wycierając krew z rozciętej wargi.
-Kurwa, stary. Ogarnij się. - rzucił do Justina, wyrzucając ręce w powietrze.
-Czy ciebie pojebało? - szatyn wysyczał do niego, zaciskając pięści na jego koszulce.
-Ja pierdole! Co jest z tobą!? Masz w łóżku półnagą dziwkę i nic z tym nie robisz!? Kurwa, stary! Co się z tobą dzieje!? - wykrzyczał Zayn.
-Nie nazywaj jej tak. - warknął szatyn, zbliżając swoją twarz do jego.
-Bo co mi, kurwa, zrobisz!? - brunet odepchnął od siebie Justina. - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało, kiedy chciałeś ją przelecieć!
-Zamknij mordę. - warknął Bieber, nieco głośniej, niż poprzednio.
-Kurwa, Bieber! Zachowujesz się jak jakaś pierdolona panienka! Od kiedy obchodzi cię to czy pieprzę jakąś małolatę czy nie!?
Justin w jednej chwili złapał chłopaka z koszulkę, a następnie zadał cios z pięści w brzuch. Zayn oddał mu ciosem w szczękę. Kolejny raz mieli do siebie doskoczyć, jednak przerwał im cichy odgłos kroków. 
-Chłopaki, koniec tego. - wybełkotała Bree, stając pomiędzy nimi. - Żaden z was nie będzie mnie pieprzyć, więc odpuśćcie już sobie. - mruknęła, a następnie, chwiejnym krokiem, udała się w stronę schodów.
Justin ostatni raz popchnął Zayna, a następnie poszedł za Bree. Objął ją ramionami w talii, prowadząc na górę. Wszyscy dobrze wiedzieli, że nic nie będą pamiętać z tej nocy, więc ich dobre relacje nie pogorszą się przez jedną kłótnię.
Weszli do sypialni szatyna, a chłopak zamknął za nimi drzwi.
***Oczami Justina***
-Masz jakieś proszki nasenne? - spytała, siadając po turecku na łóżku.
-Opowiem ci bajkę, dzidzia. - mruknąłem, podchodząc do niej. Z moich ust uciekł cichy chichot, kiedy patrzyłem na kompletnie niekontaktującą Bree. Wyglądała i zachowywała się tak cholernie słodko, kiedy była pijana, że nie sposób było się nie uśmiechnąć.
-Ale musisz się położyć, kochanie. - powiedziałem, kucając przy łóżku, od strony Bree. Poprawiłem jej poduszkę, a następnie przykryłem jej ciałko kołdrą. Cmoknąłem ją w czubek nosa, a następnie sam wszedłem na łóżko, kładąc się pod kołdrą koło dziewczyny.
-To teraz mogę opowiadać. - mruknąłem, owijając ramię wokół jej talii.
-Słucham. - odparła, ziewając cicho. Ułożyła dłonie na mojej nagiej klatce piersiowej, sunąc opuszkami palców po moich mięśniach.
-A więc bardzo, bardzo dawno temu, czyli jakoś przed trzema tygodniami, pewna dziewczyna przyszła do miejsca, zwanego ośrodkiem uzależnień. - zacząłem, a na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech.
-Już mi się podoba. - mruknęła słodko. - Opowiadaj dalej.
-W tym ośrodku przebywał pewien chłopak który był zwykłym hujem.
-Justin... - syknęła cicho. - Nie przeklinaj przy dziecku...
Zachichotałem pod nosem, głaszcząc dziewczynę po włosach.
-No więc ten chłopak był... idiotą. Poznali się i od samego początku dobrze się ze sobą dogadywali. Tylko że ten chłopak... - przerwałem nagle, przygryzając dolną wargę.
-Bree, mogę cię o coś spytać? - podparłem się na łokciach po obu stronach jej głowy.
-Oczywiście. - posłała mi lekki uśmiech, bawiąc się moimi włosami.
-Byłaś kiedyś w takiej sytuacji, że cholernie czegoś żałowałaś, a jednocześnie cieszyłaś się, że to zrobiłaś? - spytałem wymijająco.
-Co masz na myśli? - wybełkotała cicho.
Westchnąłem głośno, starając się wymyślić jakiś bardziej obrazowy przykład, który chociaż w niewielkiej części dotrze teraz do Bree.
-Wyobraź sobie, że zjadasz cukierka. - zacząłem, zastanawiając się, skąd u mnie wzięły się takie pomysły. -  Z jednej strony żałujesz tego, bo od cukierków zepsują ci się zęby, a z drugiej strony jesteś zadowolona, bo ten cukierek był cholernie dobry. - tak, właśnie przez pewną metaforę porównuję Bree do cukierka. - Co byś zrobiła?
Dziewczyna wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Zjadłabym całą paczkę cukierków, a potem poszłabym do dentysty. - posłała mi słodki uśmiech, przez co ja momentalnie parsknąłem śmiechem, opadając na jej kruche ciało.
-A tak bardziej ogólnie? - spytałem, mając nadzieję, że dziewczyna jakoś mi pomoże.
-To zależy czy ten cukierek ma emocje. - oparła, a ja zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się, do czego zmierza. - Jeśli nie ma, nie masz czego żałować. Jeśli jednak ma, będzie miał żal do ciebie o to, że go zjadłeś. W końcu jego mogło to boleć. - wzruszyła lekko ramionami.
Spuściłem głowę, doskonale rozumiejąc, co chce w ten sposób powiedzieć. W pewnym momencie poczułem, jak Bree siada na łóżku, a następnie obejmuje moją twarz dłońmi.
-Jeśli jednak ten cukierek ma dobre serduszko, to ci wybaczy... - uśmiechnęła się do mnie, co niemal natychmiast odwzajemniłem.
Jej słowa wziąłem sobie głęboko do serca...
-Opowiadaj, bo chcę wiedzieć, co będzie dalej. - ponagliła mnie, posyłając zachęcające spojrzenie.
-A więc ten chłopak zrobił coś, czego nie powinien zrobić i żałował tego, a z drugiej strony nie żałował, ponieważ cholernie mu się to podobało. Dziewczyna i chłopak z każdym dniem zbliżali się do siebie. Chłopak zaczął odkrywać tajemnice dziewczyny, bardziej ją poznawać. - mówiłem dalej, wpatrując się prosto w tęczówki Bree. - Kiedy on był przy niej, czuł się dziwnie, ale pozytywnie. Jakby w jego pozbawionym kolorów życiu zaświecił się maleńki płomyk nadziei. Tym płomykiem była właśnie ona. I pomimo wielu niepowodzeń ona poświęcała się dla niego i chciała mu pomóc, chociaż on na to nie zasłużył... - zauważyłem, że Bree zasnęła, oddychając równo i spokojnie. Wyglądała, jak prawdziwy aniołek. Ze względu na to, że Bree spała, postanowiłem dokończyć moją historię. - Ten chłopak chciał spędzać z dziewczyną coraz więcej czasu. Sam nie wiedział, dlaczego. Po prostu tego potrzebował. Gdy była w jego pobliżu czuł się... lepiej. Inaczej. Przy niej czuł, że ma po co żyć, że ma dla kogo żyć. Przy niej czuł, że nawet gdyby odszedł z tego świata, ta jedna mała osóbka by po nim płakała. Przy niej czuł, że pod żebrami, po lewej stronie, zamiast pustej dziury znajduje się coś, co wszyscy nazywają sercem. Przy niej nie musiał nikogo udawać. Wiedział, że jest dla niej ważny i to, nie wiedzieć czemu, powodowało ciepło rozchodzące się po całym jego ciele. Przy niej czuł, że jest komuś potrzebny, że ktoś by za nim tęsknił. Przy niej mógł pokazać swoje prawdziwe emocje i uczucia, a nie kolorowe maski, zmieniane razem z okolicznościami. Nie chciał, żeby ona kiedykolwiek od niego odeszła. Nie chciał, żeby go zostawiła. Nie chciał jej stracić. Nie potrafił nazwać tego, co nim kierowało. Był jakby w transie. Przy niej nie widział upływającego czasu. Przy niej cieszył się daną chwilą. Nie potrafił nazwać uczucia, które zawładnęło jego sercem, ale wiedział, że jest to coś cholernie silnego. To jakby przyciąganie. Przesunął się jego środek ciężkości. Nagle to nie grawitacja trzymała go przy ziemi, tylko ona. Był gotów zrobić wszystko. Być dla niej wszystkim. Przyjacielem, bratem, opiekunem. Potrzebował jej. Jak tlenu. Jak wody. Wiedział, że bez niej sobie nie poradzi, że bez niej zatrzyma się w miejscu. To dla niej otworzył swoje serce. To dla niej znalazł odpowiedni klucz. To właśnie dla niej chciał spojrzeć na świat inaczej. To dzięki niej chciał dać sobie szansę. Szansę na nowe życie. Życie, które pokazała mu ona. To właśnie dla niej chciał spróbować. To dzięki niej znalazł w sobie tyle odwagi. To ona otworzyła mu drzwi. Odsłoniła oczy. Przy niej widział wszystko inaczej. Wszystko było piękniejsze. Chciał patrzeć na nią godzinami. Podziwiać jej delikatne rysy twarzy, jej uśmiech, jej oczy. Chciał wsłuchiwać się w każde wypowiedziane przez nią słowo. Chciał czuć jej obecność. Chciał, by przy nim była, żeby nigdzie nie odchodziła. Chciał jej powiedzieć, jak wiele dla niego znaczy, jednak nie miał odwagi. To ona wskazała mu właściwą drogę. Pokierowała go. Była jego nadzieją. Czymś, co dawno już stracił. Jego uczucia odrodziły się na nowo. Chciał mieć możliwość wtulić ją w swoje ciało o każdej porze dnia i nocy. Jego myśli nie schodziły na żaden inny temat. Cały czas krążyły wokół niej. I  już wiedział, co zrobi. To dla niej będzie walczył. Bo to, kurwa, przy niej poczuł się naprawdę szczęśliwy... - w tym momencie spod moich powiek zaczęły wypływać słone łzy, których nie potrafiłem zatrzymać. - Co się ze mną dzieje...

Pokochaj Mnie | J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz