#18

2.6K 60 3
                                    

Siedziałam na podłodze w łazience, z głową schowaną w kolanach. Płakałam. Łzy wręcz zalały każdy skrawek mojej twarzy. Za każdym razem, kiedy przecierałam oczy rękawem, z powrotem robiły się mokre. Podniosłam głowę i jeszcze raz spojrzałam na test ciążowy.
Dwie kreski..
Nie mogłam uwierzyć w to, że jestem w ciąży. Przecież to nie może być prawda. Po prostu nie może. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, było dziecko.
Kurwa, ja mam piętnaście lat! Sama jestem jeszcze dzieckiem i nie mam najmniejszego zamiaru zajmować się jakimś bachorem!
Powoli wstałam z kafelkowej podłogi i podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i przemyłam twarz wodą, następnie wycierając ją ręcznikiem. Schowałam test ciążowy do kieszeni, a sama wyszłam z łazienki, gasząc światło. Podeszłam do lustra, znajdującego się w moim pokoju. Stanęłam przed nim, po czym niepewnie uniosłam swoją bluzkę, zatrzymując się przy żebrach. Ułożyłam dłonie na brzuchu, zaciskając lekko szczękę.
-Nie chcę cię, rozumiesz? - szepnęłam przez łzy.
  Najgorszyz tego wszystkiego był fakt, że Austin nigdy nie zaakceptuje tego dziecka. Zostanę z nim sama...
Wyjęłam z kieszeni telefon, siadając po turecku na łóżku. Tak się akurat złożyło, że mój znajomy był ginekologiem. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Cześć, Bree. - zaczął, dobrze mi znany, głos.
-Hej. - pociągnęłam nosem, aby mój głos brzmiał w miarę normalnie.
-Płaczesz? Co się stało? - spytał z przejęciem.
-Masz na dzisiaj jakiś wolny termin? - położyłam się na łóżku, zginając kolana.
-Dla ciebie zawsze. Pasuje ci 16:00?
-Jasne. - wymamrotałam cicho, odrzucając do tyłu włosy.
-Bree, co się stało? - ponowił pytanie.
-Opowiem ci wszystko, jak się spotkamy. - rzuciłam szybko. - Dziękuję. - dodałam, po czym rozłączyłam się, nie czekając na jego odpowiedź.
Miałam cichą nadzieję, że cała ta ciąża okaże się pomyłką, a ja będę mogła normalnie żyć. Austin w ogóle nie nadawał się na ojca, z resztą, ja również nie potrafiłam wcielić się w rolę matki.
W tym momencie zaśmiałam się przez łzy, przypominając sobie, jak bardzo Justin chciał mieć dzieciaczka.
-Mogę ci go oddać, jeśli będziesz chciał. - mruknęłam do siebie.
Z głośnym westchnieniem otarłam z twarzy łzy, podnosząc się powoli. Przeczesałam palcami włosy, po czym wstałam, zakładając na siebie skórzaną kurtkę. Podeszłam do okna i otworzyłam je, zeskakując na trawę.
Wiem, że teoretycznie powinnam teraz bardziej uważać, co robię, ale jakoś specjalnie nie zależało mi na tym dziecku. Nie planowałam ciąży i nie chciałam go wychowywać. Poza tym, do drzwi było zdecydowanie za daleko.
Najchętniej przekształciłabym to wszystko w sen, otworzyła oczy i wtuliła się w Justina, leżącego na moim łóżku. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko okazało się nieprawdą.
Tak bardzo tego pragnęłam...
Idąc szybko, kierowałam się do domu Jake'a. Był on moim pierwszym przyjacielem, a poza tym, Justin już i tak zbyt długo musiał się ze mną użerać. Nie chcę obarczać go moimi kolejnymi problemami.
Po dziesięciu minutach stałam już pod domem Jake'a.  Przeszłam przez bramkę, udając się do drzwi. Zapukałam cicho, biorąc głęboki oddech. Po drugiej stronie usłyszałam odgłos kroków, które, jak przypuszczam, należały do mamy Jake'a. Drzwi powoli otworzyły się, ukazując w progu kobietę.
-Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie.
-Witaj, kochanie. - uśmiechnęła się wpuszczając mnie do środka. - Coś się stało? Dlaczego płaczesz? - spojrzała na mnie, zmartwiona.
-Nic takiego. - posłałam jej wymuszony uśmiech, ocierając z policzków łzy.
-Jake jest u siebie, ja akurat wychodzę. - wskazała schody, za co podziękowałam jej wzrokiem.
-Do widzenia. - mruknęłam, kierując się do pokoju Jake'a. 
Zapukałam do drzwi, jednak nie usłyszałam odpowiedzi, dlatego po cichu weszłam do środka. Po szumie wody zorientowałam się, że brunet jest w łazience i bierze prysznic, dlatego położyłam się na jego łóżku, zamykając oczy. Chciałam się uspokoić, oddychając powoli i głęboko, jednak dalej byłam zestresowana i... wkurzona.
Chwilę później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a z łazienki wyszedł Jake. Miał ręcznik, owinięty wokół bioder, a drugim wycierał włosy.
-O, siema. - uśmiechnął się do mnie, kiedy zorientował się, że ma niespodziewanego gościa.
-Hej. - podeszłam do niego i przytuliłam, całując w policzek.
-Mała, płaczesz? - objął moją twarz dłońmi, ścierając z policzków łzy. - Poczekaj, ubiorę się i jestem cały twój.
Skinęłam głową, siadając na łóżku. Chłopak podszedł do szuflady z bielizną, wyciągając z niej parę niebieskich bokserek. Zsunął z siebie ręcznik, stając przede mną zupełnie nago.
Eh, przyzwyczaiłam się do tego...
Ubrał na siebie bokserki oraz szare dresy, a następnie podszedł do łóżka, siadając na nim, obok mnie.
-Co się stało, kochanie? Jesteś roztrzęsiona. - przeczesał moje włosy, całując mnie delikatnie w czoło. - Coś nie tak między tobą, a Justinem?
-My nawet nie jesteśmy parą. - mruknęłam cicho.
-W takim razie, o co chodzi?
-Jake, chciałbyś mieć dziecko? - spytałam cicho. - Chciałbyś przygarnąć taką malutką sierotkę?
-Co? - spytał automatycznie. - Jakie dziecko?
-Moje. - wybuchnęłam płaczem, wtulając się w niego.
-To znaczy, że.... - nie był w stanie dokończyć tego zdania. Z resztą, ani trochę mu się nie dziwiłam. W końcu, ja mam piętnaście lat...
-Tak, Jake. Jestem w ciąży. - wychlipałam, wyjmując z kieszeni test ciążowy. Brunet wziął go ode mnie, patrząc z niedowierzaniem na mały ekran.
-O kurwa... - zaklął pod nosem. Przeniósł wzrok z powrotem na mnie, a w jego oczach widoczne było współczucie. Oplątał ramiona wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie. Usiadłam na nim okrakiem, wtulając się w ciało bruneta. Moje łzy spływały po jego odkrytym ramieniu, kiedy on głaskał mnie uspokajająco po plecach.
-Spokojnie, wszystko się ułoży. Zobaczysz. - szepnął mi do ucha, składając kilka pocałunków na mojej szyi. Odchyliłam lekko głowę, dając mu większy dostęp. - Nie płacz, skarbie. Nie lubię, kiedy płaczesz.
  Pociągnęłamnosem, ocierając łzy.
-Nic się nie ułoży. Ja nie chcę tego dziecka, rozumiesz? Nie chcę go. - załkałam cicho.
-Nie mów tak, Bree. Zobaczysz, pokochasz je i będziesz szczęśliwa.
-Jake, ja nie chcę tego dziecka. Nie pokocham go. - odpowiedziałam ostro. Poczułam,jak chłopak mocniej wtula mnie w siebie.
-Austin jest ojcem? - spytał w końcu, a w jego głosie była spora ilość niepewności.
-A kto inny? - spojrzałam na niego sceptycznie.
-Może Justin? - uniósł pytająco brwi.
-Nie ma takiej opcji. Nie spałam z nim. - odparłam od razu. Chłopak pokiwał lekko głową, dalej głaszcząc mnie po plecach.
-Nie zabezpieczaliście się z Austinem? Wiesz, to był do przewidzenia, że tak to się może skończyć.
-Zwariowałeś? - sapnęłam z wyrzutem. - Ani razu nie zrobiliśmy tego bez gumek. I właśnie przez to jestem jeszcze bardziej zdołowana. Za każdym razem pamiętaliśmy o zabezpieczeniach. Nie mam pojęcia, jakim cudem zrobił mi dzieciaka. - pociągnęłam nosem.
-Ten gówniaż w ogólę ci się tu zmieści? - spytał, podnosząc lekko moją koszulkę. Ułożył dłonie na moim brzuchu, głaszcząc go delikatnie.
-Nie mam pojęcia. - mruknęłam. - Nic już, kurwa, nie wiem. Przecież rodzice mnie zabiją, kiedy dowiedzą się, że jestem w ciąży.
-Spokojnie, będzie dobrze. - szepnął. - Byłaś już u lekarza?
-Idę dzisiaj o szesnastej. Mam jeszcze odrobinę nadziei, że to wszystko okaże się nieprawdą.
-Iść z tobą, słoneczko? - spytał, głaszcząc mnie po policzku.
-Dziękuję. Poradzę sobie. - posłałam mu blady uśmiech, muskając jego usta. - Dziękuję ci za wszystko, Jake. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ty.
-Zawsze możesz na mnie liczyć, kochanie. 
Zsunęłam się z niego, siadając obok na łóżku.
-Jake, która godzina? - zmarszczyłam lekko brwi, wpatrując się w niego.
-15:30. - odparł, po wcześniejszym spojrzeniu na komórkę.
-W takim razie ja będę się już zbierać. Jeszcze raz za wszystko ci dziękuję.
-Uważaj na siebie, maleńka. Na siebie i na tego dzieciaka. - jeszcze raz pogładził mnie po brzuchu.
Uśmiechnęłam się do niego, a następnie musnęłam jego policzek i wstałam z łóżka. Wyszłam z jego pokoju, po czym zeszłam schodami na dół, prosto do przedpokoju. Wsunęłam nogi w buty i założyłam skórzaną kurtkę, po czym opuściłam dom.
  Ruszyłamw stronę gabinetu ginekologicznego, w którym pracuje mój znajomy. Byłam cholernie zestresowana, ponieważ wiedziałam, że to badanie zadecyduje o całym moim życiu. Modliłam się, aby test ciążowy był błędny. Marzyłam o tym. Na prawdę nie chciałam mieć na głowie dziecka. To oznaczałoby, że muszę wejść w dorosłe życie, a ja najnormalniej w świecie się tego bałam.
Nie wyobrażałam sobie, jak miałabym powiedzieć o tym Austinowi. Wyśmiałby mnie i kazał spierdalać. Nie zaakceptowałby go, a ja nie chciałam, żeby ten maluch wychowywał się w rozbitej rodzinie, o ile w ogóle można by to nazwać rodziną. Nie miałam najmniejszego zamiaru usunąć ciąży. Byłam wrogiem aborcji, dla mnie to po prostu okropne. Potrafiłam jednak trzeźwo myśleć, pomimo zaistniałej sytuacji. Postanowiłam, że albo oddam dziecko do domu dziecka i znajdę dla niego rodzinę zastępczą, lub po prostu zrobię z Justina tatusia. Jestem ciekawa, jak zareagowałby na taką propozycję. Mimowolnie zaśmiałam się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.
Doszłam do gabinetu ginekologicznego, wchodząc do recepcji. Rozejrzałam się po wnętrzu, widząc przy ladzie młodą recepcjonistkę. Podeszłam do niej, uśmiechając się delikatnie, jednak jej wyszedł krzywy grymas.
-Dzień dobry, czy...
-Bree. - z drugiego końca korytarza doszedł do mnie głos Danny'ego, lekarza, a zarazem mojego znajomego.
Posłałam kobiecie wymuszony uśmiech pełen wyższości, po czym udałam się w stronę gabinetu.
-Hej. - przywitałam się, muskając go w policzek.
-Cześć, wejdź. - ułożył rękę w dole moich pleców, wprowadzając mnie do środka pomieszczenia. - Miałaś zrozpaczony głos. Co się stało, Bree. - spytał, kiedy usiadł przy swoim biurku, a ja zajęłam miejsce na przeciwko niego.
Zacisnęłam na moment powieki, wyciągając z kieszeni test ciążowy. Położyłam go na biurku, przełykając głośno ślinę.
-Ja pierdole... - wymamrotał, biorąc do ręki mały przedmiot.
-Błagam cię, spraw, żeby to wszystko okazało się jedną, wielką pomyłką. - jęknęłam, opierając się o oparcie krzesła.
-Wiesz, testy ciążowe czasami pokazują błędny wynik, ale to się zdarza na prawdę rzadko. - odparł po chwili, przeczesując powoli włosy. - Bree, kiedy powinnaś dostać okres?
-Ponad tydzień temu. - mruknęłam, przygryzając wnętrze policzka.
-A zawsze masz regularnie? - zadał kolejne pytanie, opierając się o biurko.
-Tak. - sapnęłam, odrzucając do tyłu włosy.
-W takim razie chodź. Czas poznać prawdę. - wstał z miejsca, po czym złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę fotela. Usiadłam na nim, kładąc jedną rękę na oparciu. Danny podszedł do mnie, siadając obok, a następnie zaczął podciągać moje rękawy. Chwilę później poczułam, jak przejeżdża opuszkami palców po moich śladach po wkłuciach w żyłę.
-Bierzesz jeszcze? - spytał, odwracając moją twarz w swoją stronę.
-Skończyłam z tym jakiś czas temu. - mruknęłam cicho.
-To dobrze. Musisz teraz uważać. - posłał mi znaczące spojrzenie.
Chwilę później przemył moją skórę spirytusem i delikatnie wbił w nią igłę. Pobrał próbkę krwi, po czym wyjął igłę i przyłożył do małej rany wacik.
-Kurwa, ja nie chcę być w ciąży. Nie mogę, rozumiesz? Zrób wszystko, żeby wynik wyszedł negatywny. - jęknęłam, przeczesując swoje włosy. Mężczyzna, który miał około dwudziestu pięciu lat, zaśmiał się cicho, odchodząc od fotela.
***
Po jakimś czasie, nic mi wcześniej nie mówiąc, usiadł po jednej stronie swojego biurka. Zacisnęłam mocno szczękę, czekając na słowa, które zadecydują o moim dalszym życiu.
-Bree, test się nie pomylił. - powiedział w końcu, patrząc na mnie z lekkim współczuciem. Z moich oczu ponownie wypłynęły łzy. Chociaż w pewnym stopniu zdążyłam się z tym pogodzić, to jednak nadal żyłam nadzieją, że może jednak wynik okaże się negatywny. - Jesteś w czwartym tygodniu ciąży. - dodał.
W tym momencie doznałam szoku. Uniosłam głowę, wpatrując się w lekarza.
-Musiałeś się pomylić. - wymamrotałam, kręcąc przy tym głową.
-Bree, jesteś w ciąży. - powtórzył, układając ręce na biurku.
-Ale niemożliwe, żebym była w czwartym tygodniu. - powiedziałam cicho, przecierając dłońmi twarz.
-Dlaczego? - zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie.
-Ponieważ zerwałam z Austinem półtora miesiąca temu, a od tamtej pory z nikim nie spałam. - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Bree, badanie wykazało jasno, że to czwarty tydzień. Nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce.
-Ja pierdole, to kto jest ojcem? - spytałam, roztrzęsiona.
Macie świadomość, jak ja się właśnie czuję? Potwierdziły się moje obawy, co do ciąży, a na dodatek nie mam bladego pojęcia, kto jest ojcem.
-Bree, nie wiem, z kim spałaś. - odparł Danny, kręcąc głową i unosząc dłonie.
-Mówię ci przecież, że z nikim! Chyba wiem dobrze, z kim się bzykałam, a z kim nie. I właśnie od półtora miesiąca nie uprawiałam seksu z nikim! Rozumiesz? Z nikim! - nie wytrzymałam i dałam upóst swoim emocjom.
-Kurwa, Bree! Czy ja mam ci tłumaczyć, jak się robi dzieci!? - wyrzucił ręce w powietrze, podnosząc głos. Z moich oczu, po raz kolejny, wypłynął malutki strumień łez. - Przepraszam, mała. Po prostu nie umiem ci pomóc. - westchnął cicho. - Przypomnij sobie. Może byłaś wtedy na jakiejś imprezie, wypiłaś za dużo i poszłaś do łóżka z jakimś kolesiem.
Przymknęłam na chwilę powieki, wracając myślami do wydarzeń sprzed miesiąca. Pamiętam, że pokłóciłam się z rodzicami, uciekłam z domu i faktycznie poszłam na imprezę, urwał mi się film, a następnego dnia... obudziłam się w łóżku Justina...

Pokochaj Mnie | J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz