Rozdział III

346 37 53
                                    

        Anne i Tomek weszli do pokoju dziewczyny. Było to duże i przestronne pomieszczenie. Zapewne tak jak i reszta w całym domu. Craze zdumiony usiadł na wielkim łóżku, rozejrzał się dookoła i westchnął.

- Za dużo tego? -Spytała Ann.

- Troszkę czuję się przytłoczony tym wszystkim. Wiedziałem, że twój stary ma kasę, ale nie myślałem, że aż tyle...

- Czy to coś zmienia?

- Nie...-Polak opuścił wzrok. Wyraźnie czuł się w domu narzeczonej nieswojo.

Blondynka uklęknęła naprzeciwko niego i złapała go za kolana. - Hej...stało się coś?

Craze nie chciał martwić ukochanej i odpowiedział - Wszystko jest ok kochanie. Jestem zmęczony. Zdrzemnę się trochę...Obudź mnie przed kolacją. 

Anne uśmiechnęła się i zostawiła Tomka samego.

        Blondynka obudziła Craza pół godziny wcześniej, by zdążył się ogarnąć. Polak założył koszulę i swoje ulubione jeansy. Ułożył włosy, tak by przykryć swoje wysokie czoło, które wprawiało go w kompleksy. Anne założyła zwiewną sukienkę w kwiatki i upięła swoje długie, blond włosy. Tak wystrojeni poszli po Kim i Frostiego. Następnie wszyscy razem zeszli na dół do jadalni. Podobnie jak w pozostałej części domu, tam również znajdowały się obrazy i rzeźby. Na środku stał duży dębowy stół, który mógł pomieścić pond 20 gości. Na przyjaciół czekali już rodzice Anne. Na stole znajdowały się same pyszności. Ben wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Nigdy nie widział na raz tyle jedzenia.

- Siadajcie kochani.- Pani Luisa uśmiechnęła się ciepło. - Częstujcie się, puki wszytko ciepłe.

- Ooo to wszytko wygląda pysznie Pani Crowd. Nie musiała Pani robić sobie kłopotu...- Powiedział Craze, który chciał najwyraźniej przymilić się przyszłej teściowej.

Zanim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wtrącił się jej mąż.

- Luisa nie gotuję...Mamy od tego kucharza. Gotował dla najważniejszych osób w kraju. -Edward wyraźnie chciał zaznaczyć swoją pozycję.

Tomek poczuł się głupio. - No tak...-odpowiedział cicho. Frosty był strasznie głodny i już chciał spałaszować dorodny kawałek mięsa, gdy nagle zobaczył, że przy jego talerzu stoją trzy komplety sztućców. Na chwilę na jego twarzy pojawiła się dezorientacja. Spojrzał na przyjaciela, który siedział obok niego i w jego oczach zauważył to samo. Którego kompletu użyć?

- Pieprzyć to...-Szepnął Ben do kumpla i wziął pierwszy lepszy widelec. Tomek niewiele myśląc postąpił podobnie.

Pan Crowd bacznie obserwował swojego przyszłego zięcia i jego przyjaciela. Gdy zobaczył, że nie potrafią odróżnić widelca do sałaty od widelca do mięsa wywrócił oczami. - Mój Boże... pomyślał mężczyzna. Kim radziła sobie całkiem nieźle, bywała już na bankietach. Ann od urodzenia była uczona dobrych manier. Nie przeszkadzało jednak jej to, że Tomek nie zna się na tym wszystkim. Uznawała to nawet za urocze. Atmosfera przy stole była raczej chłodna. Od czasu do czasu Pani Crowd podsuwała nowy temat. Widać, że zależało jej na miłym wieczorze. W końcu nadszedł czas na deser.  Służąca zabrała wszystkie talerze z obiadu, a lokaj Adam zadbał o dodatkowe ozdoby na stole, żeby zapełnić pustkę, jaka powstała po wcześniejszych daniach. Obok gości znalazły się świeże kwiaty, świece i inne dekoracje. Obok Craza i Ann postawił małą ozdobną miseczkę. Tomek spojrzał na zawartość. W środku znajdowały się cukierki, które z wyglądu przypominały miętówki. Hmm... przyda się trochę odświeżyć oddech. Pomyślał Polak i chwycił jednego cukierka i włożył do buzi. O kurwa ohyda... Po chwili Państwo Crowd i Anne patrzyli się w stronę Tomka. Chłopak nie wiedział czemu tak się wszyscy mu przyglądają i wypalił:

- Dobre...-Zrobił kwaśną minę. - Troszkę twarde...ale maja za to oryginalny smak...

Anne uśmiała się pod nosem. Pan Edward nie mógł oderwać wzroku od Toma i otworzył lekko usta ze zdumienia. Pani Crowd opuściła głowę i zakryła lekko usta, by się nie zaśmiać.

O co im chodzi? Pomyślał Craze. W końcu za jego plecami ustał lokaj, który również był nieco zdziwiony i powiedział mu na ucho:

- To koraliki proszę Pana...

- Słucham? -Spytał Craze. Tym razem kamerdyner powiedział troszkę głośniej

- To ozdoba proszę Pana...koraliki...

Polak zrobił się cały czerwony, wziął leżącą obok serwetkę i dyskretnie wyjął koralik z buzi.

Frosty patrzył na niego z boku i omal nie udławił się ze śmiechu. Poklepał przyjaciela po plecach i powiedział:

- Smakowało? Zawsze lubił oryginalne smaki...-Ben spojrzał na Państwo Crowd z szerokim uśmiechem.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Tomkowi jednak w dalszym ciągu nie było za wesoło.  Czuł się jak kretyn.  Jedynie Mecenas patrzył na zięcia z powagą. Nie mógł zrozumieć jak jego córka może wyjść za mąż za takiego ćwoka.

        Po całej kolacji wszyscy byli zmęczeni i rozeszli się do swoich pokojów. Edward poszedł do gabinetu. Usiadł w swoim fotelu i zapalił cygaro. Po chwili przyszedł Adam.

- Podać coś jeszcze Panu? -Zapytał

- Nalej mi brandy...-Odpowiedział chłodno mężczyzna. Był wyraźnie zdenerwowany.

Lokaj zrobił to o co go poproszono. Był przyzwyczajony do humorów Pana. Pracował u Państwa Crowd od lat.

- Widziałeś tego prostaka?- Burknął adwokat.

- Chodzi Panu o Pana zięcia jak mniemam.

- Nawet tak o nim nie mów...Na samą myśl, że Anne w sobotę zostanie jego żoną skręca mnie w środku...Przecież to kompletny burak, bez manier...a ten jego kolega następny...

- Przyznaję, że Pan Tomek jest troszkę nieokrzesany, ale wygląda na miłego młodzieńca. -Odpowiedział Adam.

- Miły...miły...He! Jaką on przyszłość może zapewnić mojej córce? Kręci jakieś głupkowate filmy i wrzuca je do internetu...Anne zasługuję na kogoś lepszego.

- Pan wybaczy śmiałość, ale Pańska córka go kocha...

- Kocha...Ehhh jej się tylko tak wydaję...Prędzej czy później zrozumie, że to zwykły prostak bez przyszłości. A ja zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby jej to pokazać jak najszybciej. -Pan Crowd patrzył martwym wzrokiem w obraz wiszący naprzeciwko niego i zaśmiał się pod nosem. W głowie już obmyślał plan, który pozwoli mu pozbyć się niedoszłego zięcia. Adam pokiwał tylko głową i westchnął.

- Czy to już wszystko?

- Tak... możesz odejść...-Mecenas wypuścił dym z buzi i uśmiechnął się do siebie.

Last chance /JC/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz