Rozdział VIII

281 40 15
                                    

        - Nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak ty zostanie moim zięciem!!! Moja córka musi być obłąkana!- Edward nie mógł powstrzymać gniewu. Nagle ktoś zapukał do drzwi. - Proszę...wycedził mecenas.

- Nie przeszkadzam? -Spytał Ambasador.

Crowd zmieszał się nieco - Nie...my tylko rozmawiamy...Niech Pan posłucha...chciałem Pana...-Adwokat już chciał przeprosić mężczyznę, gdy ten wtrącił:

- Niech Pan poczeka mecenasie...chciałbym coś powiedzieć.

Jestem skończony. Jak to się rozejdzie to mogę już zamykać kancelarie. Pomyślał Edward. jednak to co powiedział Long zdziwiło go.

- Chciałbym aby Pana kancelaria reprezentowała naszą Ambasadę...

- Hę? -Crowd popatrzył na Thomasa i uniósł brwi. Nie był pewien czy się nie przesłyszał. -Mówi Pan poważnie?- Adwokat chciał się upewnić.

- Tak...Naprawdę dobrze się bawiłem. Zwykle takie spotkania są sztywne i nudne. Tutaj działo się aż nadto hehe.  Razem z żoną jesteśmy wprost oczarowani Pańskim zięciem. Jest bardzo otwarty i nie boi się podejmować ryzyka. Lubie takich ludzi. Jeśli Pańska kancelaria jest taka to z radością podpiszemy z Panem umowę.

Ojciec Anne nie wiedział co ma powiedzieć. Ten burak naprawdę zauroczył Ambasadora?  Edward spojrzał na chichoczącego się Craza, a potem znowu na Thomasa.

- Tak... Tomek to bardzo towarzyski chłopak. hehe potrafi rozruszać każde przyjęcie. -Zaśmiał się fałszywie Mecenas.

- Nooo to może uczcimy to? Mówił Pan, że posiada Pan najlepszą Single malt? Może po kieliszku?

Crowd spojrzał nerwowo na Ambasadora. Nie wiedział co ma odpowiedzieć.

- Przykro nam ale...ale butelka niechcąco się zbiła. Wszystko wsiąkło w podłogę. Niezdara ze mnie... -Frosty starał się ratować sytuację.

Long popatrzył na mężczyzn i westchnął - Szkoda...cóż w takim razie innym razem mecenasie. Niestety musimy już iść. Od rana mam kilka spotkań. Zapraszam do nas w poniedziałek na podpisanie umowy. Do widzenia.

- Narazka Thomas!!- Craze uniósł rękę. Long tylko zaśmiał się i powiedział

- Uwielbiam tego kolesia...

Drzwi zamknęły się. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Po chwili Ben spojrzał na Crowda i powiedział:

- Chyba powinieneś podziękować Tomkowi. Gdyby nie on...

- Wyrażaj się młody człowieku... Po pierwsze, nie mam za co dziękować. Ten polaczek miał szczęście, że Ambasador jest równie kopnięty jak on. W innej sytuacji byłbym skończony. Po drugie, powiem ci coś...nigdy nie przeszedłem z Tobą na ty, więc bądź tak łaskawy i zwracaj się do mnie per Pan, jasne? -Edward zmarszczył brwi. - Jesteście bandą idiotów.

- Przecież ty mówisz mi na ty, więc..

- Z całym szacunkiem chłopcze... Zaczął Crowd, lecz Frosty mu przerwał.

- Z całym szacunkiem...ehhhh jak ja nie lubię tego sformułowania. Zwykle oznacza ono brak szacunku. Podam przykład: Z całym szacunkiem, ale gówno mnie obchodzi twoje zdanie. -Ben uśmiechnął się z ironią. Podszedł do przyjaciela, chwycił go pod ramię i wyszedł z gabinetu zostawiając za sobą wkurzonego adwokata.

        Gdy chłopcy szli korytarzem, nagle podbiegła do nich Anne. Zaraz potem dołączyła do nich Kim z Brunem na smyczy. Psiak radośnie powitał Pana.

- Wszystko w porządku? -Spytała narzeczona.

- Tak. Nie przejmuj się. Wszyscy śmialiśmy się z tego całego wydarzenia. Ambasador był zachwycony twoim narzeczonym.

- Tak? Serio? -Anne spojrzała na Bena z niedowierzaniem w oczach.

- Tak, spokojnie. -Skłamał Australijczyk.-  Twój tata podpiszę tę umowę.

- Och...nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Chodź kochanie, idziemy do pokoju. Musisz wytrzeźwieć w końcu.

- Ale...ale ja jestem czeźwy przecież...-Tomek pogładził ukochaną po policzku i popatrzył na nią mętnym wzrokiem.

- Tak skarbie...wiem.- Anne uśmiechnęła się i zabrała narzeczonego do pokoju - Ja się już nim zajmę. Dzięki Ben.

- Nie ma sprawy słońce.

- Cześć fagasie!-Krzyknął Craze i podniósł dłoń, o mało co nie potykając się o swoje nogi.

Frosty tylko uniósł rękę. W końcu mógł odetchnąć z ulgą. Poszedł wraz z Kimberly i psiakiem do swojego pokoju. Rzucił się na łóżko i westchnął głośno.

- Serio wszytko ok? -Spytała Kim.- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ojciec Anne nie zrobił Tomkowi awantury o to wszystko....

- Zrobił...Przeze mnie. Najpierw go upiłem, a potem zostawiłem go samego. Myślałem, że śpi....Kurwa! -Krzyknął Australijczyk - Jakby Crowd nie podpisał tego kontraktu to nie wiem co zrobił by Crazowi.- Ben pokiwał głową i zakrył twarz. -Niech to wszytko już się skończy. Jak Tomek jutro wytrzeźwieje to mnie zabije. I będzie miał rację. Jestem najgorszym świadkiem na świecie.

- Spokojnie...Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło.-Kimberly podeszła do Bena i przytuliła się do niego. - Jesteś najlepszym kumplem na świecie i dlatego Craze wybrał cie na świadka. Po chwili dołączył do nich Bruno. Oparł pyszczek na nogach Frostiego i przymknął oczy.

- Kocham cie, wiesz? -Australijczyk pocałował czulę tancerkę i dodał -Jestem padnięty...Po czym zamknęły mu się oczy i zasnął. Kimberly wtuliła się w ukochanego i również padła ofiarą Morfeusza.

Last chance /JC/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz