Rozdział II

391 36 38
                                    

        Od samego rana w domu Craza panowało zamieszanie. Już za parę chwil wszyscy mieli wsiąść do auta by wyruszyć do Williamstown. Przyjaciele wpakowali walizki do samochodu i czekali na spóźnionego Tomka.

- Gdzie on się podziewa? -Spytała zdenerwowana Ann. - Zabiję go...musimy być u rodziców na kolację...

- Spokojnie...pewnie czegoś zapomniał, jak zwykle z resztą...-Frosty przewrócił oczami.

- O idzie!- Krzyknęła Kim

- Co on tam targa?- Narzeczona nie mogła uwierzyć w to co widzi. - Zwariowałeś? Po co ci to?

- Frosty, nie stój tak jak cipeusz i pomóż mi!- Warknął Craze. - Kochanie...trzeba być przygotowanym na wszystko...

- Taaa...nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy nadejdzie wena...- Ben zaśmiał się i zabrał od kumpla sprzęt do nagrywania.

Anne była trochę zdenerwowana, przecież mieli zająć się ślubem, a nie kręceniem filmików na ich kanał. Nie miała jednak już czasu na kłótnie i w końcu zgodziła się na zabranie dodatkowego bagażu.

- Chodź Bruno!- Zawołał Frosty.

- Może zostawmy go z Panią Green? To w końcu tylko tydzień...-Zaproponowała Kim

- Nie ma mowy...Jakbyśmy wrócili to byłby dwa razy większy. Od razu by go spasła... nie, nie, nie.- Zaprzeczył stanowczo Ben.

- Dobra, niech jedzie...Możemy już jechać?- Spytała Ann

Wszyscy zgodnie przyznali jej rację i wyruszyli do posiadłości jej ojca. 

        Williamstown to urocza mała miejscowość, położona nad zatoką. Piękne widoki i czyste plaże przyciągały spragnionych wypoczynku mieszkańców. Jakieś kilkanaście kilometrów od zatoki mieściła się posiadłość mecenasa Crowda. Nie był to zwykły, mały domek, ale wielka willa, otoczona wysokim żywopłotem. W środku znajdowały się sauna, korty tenisowe, basen i kilka innych ciekawych rzeczy. Widać było przepych i luksus. Adwokatowi najwidoczniej dobrze się powodziło. Gdy Craze podjechał pod bramę zaniemówił... Wiedział, że Ann pochodzi z majętnej rodziny, ale nie myślał, że ma do czynienia z milionerem. Wprawiło go to w niemałe zakłopotanie. Podobne odczucia mieli z reszta Kim i Frosty.

- Kochanie, nie mówiłaś mi, że masz taka chatę...-Tomek nerwowo spojrzał na przyszłą żonę.

- To dom mojego ojca, nie mój. -Skwitowała dziewczyna, która najwyraźniej była nieco zmieszana reakcja przyjaciół.

Auto Craza, podjechało niemal pod same drzwi domu, gdzie czekał na nich mężczyzna, ubrany w służbowy uniform i białe rękawiczki. Wyglądał na nieco zdziwionego. Trudno mu się dziwić. Auto Tomka wyglądało dosyć blado na tle Rolls Royców, limuzyn i pięknego czerwonego Ferrari...

- Witam Panno Crowd.- Mężczyzna uśmiechnął się. - Dawno Pani nie widziałem. Mam nadzieje, że podróż minęła spokojnie?

- Dziękuję Adamie. Podróż minęła dobrze. - To mój narzeczony Tomek.

Mężczyzna spojrzał na Craza nieco sceptycznie. Chociaż wyglądał na miłego chłopaka, to nie pasował mu do wyidealizowanego świata Państwa Crowd. - Miło mi Pana poznać...rzekł i skinął głową.

- Mnie również jest miło.

- To Ben i Kimberly, świadkowie. -Anne wskazała na stojąco za nimi parę.

- Mów mi Frosty...-Australijczyk klepnął starszego mężczyzna w plecy, że ten prawie się  przewrócił. Ann uśmiechnęła się pod nosem.

Pan Adam odkaszlnął i natychmiast się wyprostował. - Miło mi...-odpowiedział zachrypniętym głosem. Craze, Ann i Kimberly poszli przodem. Lokaj poprosił Frostiego o kluczyki do auta. Chciał je przeparkować, a raczej ukryć przed wzrokiem innych gości. Ben oddał mu kluczyki i już chciał dołączyć do przyjaciół, gdy nagle zatrzymał Adama i powiedział:

- Proszę...to za fatygę. -Australijczyk mrugnął okiem i wręczył mu 5 dolców. Niezwykle zadowolony z siebie pobiegł do reszty.

Lokaj spojrzał na banknot z lekkim zażenowaniem i mruknął do siebie.

- Fantastycznie...teraz już mogę iść na emeryturę...-Wsiadł do auta i podjechał nim na drugą stronę willi i "ukrył" w garażu.

       W środku dom wyglądał równie bogato co na zewnątrz. Zabytkowe meble, dzieła sztuki i rzeźby...Wszystko było czyste i idealne. Tomek czuł się coraz to bardziej zakłopotany. Kolejną osobą, która przywitała ekipę była pokojówka. Cieszyła się widząc Anne. Dziewczyna zawsze wnosiła promyk słońca w nieco stateczny i poukładany do granic możliwości świat Państwa Crowd. Inne służące z radością przywitały również resztę gości, jednak podobnie jak Adam, patrzyli na przyszłego męża Anne z pewnym dystansem. Wreszcie na dół zeszli również rodzice blondynki, by przywitać córkę.

- Anne, kochanie!- Pani Luisa uściskała mocno córkę.

- Witaj mamo...tato..-Dziewczyna ucałowała ojca. Była oczkiem w głowie Pana Edwarda, który był niezwykle dumny z córki. Gdy tylko obwieściła mu, że chce podobnie jak on zostać prawnikiem, już sobie wyobrażał jak razem będą pracować w jego kancelarii. Dziewczyna jednak poznała Tomka i postanowiła zostać w Melbourne i tam kontynuować praktykę adwokacką. - Pamiętasz Tomka?- Spytała. Do tej pory to rodzice odwiedzali córkę. Tomek nigdy jeszcze nie miał okazji być u narzeczonej.

- Tak. -Mężczyzna spojrzał na Craza chłodnym wzrokiem. - Pamiętam...Witam.

- Dzień dobry Panu.- Mężczyźni uścisnęli sobie ręce.

Pani Crowd uściskała przyszłego zięcia.

- A to Ben...Poznaliście go już. To Kimberly, dziewczyna Frostiego.

Mecenas przywitał się z nimi i ucałował Kim w rękę.

- Cóż...na pewno jesteście nieco zmęczeni. Susan pokaże wam pokoje. Anne twój jest już gotowy. -Mama dziewczyny uśmiechnęła się ciepło. Pokój blondynki od lat pozostał niezmieniony. Zawsze czekał na dziewczynę, gdy odwiedzała rodziców.

- Dziękuje mamuś.

- Spotkamy się za dwie godziny na kolacji. -Oznajmił stanowczym tonem Edward.

Wszyscy zgodnie poszli na górę, prowadzeni przez Susan, główną pokojówkę. Tylko Ben został jeszcze chwilę na dolę. Nie mógł wyjść z zachwytu, tyle obrazów widywał tylko w muzeach.

- Co? Podobają ci się. -Mecenas Crowd wypiął dumnie pierś. Od lat zbierał dzieła sztuki, to jedna z jego pasji.

- Ta...są niezłe...-bąknął blondyn. Wiesz Edward...mogę tak do ciebie mówić?- Brodacz uśmiechnął się szeroko. - Te widoczki i portrety są spoko, ale ten tutaj to jakieś bazgroły... namalowałbym to sto razy lepiej...-Frosty zrobił zniesmaczoną minę

- To Picasso!- Oburzył się mecenas. - Kosztował 50 tysięcy dolarów...

- Przepłaciłeś...-Skwitował Ben i ruszył w stronę przyjaciół.

- Słyszałaś to?!- Pan Crowd odwrócił się do swojej żony. - Co za prostak...

- Kochanie...-Żona pokiwała głową, dając mężowi do zrozumienia, że nie chce kłótni.

Last chance /JC/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz