Rozdział XI

277 38 16
                                    

        Do domu Anne przybyli kolejni goście. Było ciepło, więc za namową dziewczyny przyjęcie zostało przeniesione do ogrodu.

- Gdzie oni są? Niedługo będzie obiad...

- Nie przejmuj się. Za chwilę wrócą.- Powiedziała Kim.

Frosty spojrzał w dal, ale nie było widać ani Toma ani Edwarda.

Anne poszła witać kolejnych gości. Nie chciała zostawiać wszystkiego na głowie mamy.

- Serio martwię się o Craza...Powinni już tu być. Może ten psychol coś mu zrobił?- Ben spojrzał na Kimberly.

- Nie żartuj...

- Ja nie żartuję...Mogłem iść z nimi.

- To miał być wypad tylko we dwoje. Może dobrze się bawią...

- Chyba nie wierzysz w to co mówisz. Crown nienawidzi Tomka. -Australijczyk coraz bardziej bał się o przyjaciela.

- Pójdę pomóc Ann bo przez ciebie oszaleje z nerwów. -Odpowiedziała tancerka i poszła do przyjaciółki.

Ben usiadł przy stole i zamyślony nadal patrzył w przestrzeń.

- Widzę, że bawisz się równie dobrze jak ja... -Nagle przysiadła się do niego kobieta w średnim wieku. Ładna blondynka. Chociaż na twarzy miała już kilka zmarszczek to była bardzo podobna do Anne.

- E eee witam. -Brodacz kiwnął głową. Ben...

- Mów mi Daphne. -Kobieta upiła trochę drinka. - Więc...jesteś świadkiem Pana młodego? Świadkową już poznałam. Urocza.

- Tak, jestem świadkiem. A Pani? Przepraszam...a ty?

- Jestem siostrą matki Panny młodej.

Teraz Frosty zrozumiał to podobieństwo. Daphne była ciotka Ann. To ewidentnie po niej Pani mecenas odziedziczyła urodę.

- Powiem ci coś....-Dodała kobieta - Lepiej zacznij już teraz pić bo będzie jeszcze gorzej jak wróci mój szwagier...Pewnie zdążyłeś zauważyć, że sztywniak z niego hehe.- Zaśmiała się.

Frosty wiedział, że trafił na przyjazną duszę.

- Tak...Edward powinien wziąć przykład z ciebie. Aż dziwne, że jesteś spokrewniona z nimi.

- Z tym palantem nie mam nic wspólnego. Nigdy mnie nie lubił. i vice versa. -Kobieta znów upiła łyka. - Zawsze mówił, że to przeze mnie Anne jest taka...hmmm jak on to określił...krnąbrna? Tak...to to słowo. Uważał, że miałam na nią zły wpływ. Bo wiesz...kiedyś mieszkałam tutaj z nimi, ale jak tylko Anne poszła do szkoły wyprowadziłam się.

- Hehe czyli to Tobie Craze powinien podziękować za to, że Ann wyrosła na fajną kobietę.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jest taka zwariowana i pogodna. Spójrz na moją siostrę. -Daphne wskazała na Luisę. - Czy tak wygląda szczęśliwa żona?

Pani Crowd wyglądała na co najmniej dziesięć lat więcej. Twarz miała zmęczoną ciągłym stresem i kłótniami z mężem.

- Jestem szczęśliwa, że Anne wychodzi za mąż za kogoś takiego jak Tomek. Często do mnie dzwoni i opowiada o nim. Jaka jest szczęśliwa i że nie wyobraża sobie życia bez niego, z resztą on bez niej też. Dziękuję Bogu, że udało mi się zaszczepić w niej pogodę ducha, że rozumie że pieniądze to nie wszytko i liczy się coś więcej. Spójrz na tych ludzi...zero uśmiechu na twarzy. Pełna powaga, jakby przyszli na stypę, a nie na przyjęcie przedślubne, ale to wina mojego szwagra...Zawsze zachowywał się jakby połknął kij od szczotki i tego samego wymagał od innych...Dlatego nie bywam tu już..-.Kobieta na moment spuściła głowę, ale po chwili uśmiechnęła się do Bena i powiedziała - Widziałam wasze filmiki, Anne często mi coś podsyłała. Jesteście naprawdę zabawni.

- Dzięki. To dla mnie i Tomka dużo znaczy. A teraz może przyniosę jeszcze jednego drinka?- Frosty uśmiechnął się i mrugnął oczkiem.

- Już cie lubię. -Zaśmiała się kobieta.

Ben podszedł do baru i poprosił o margaritę i whiskey. Naglę z oddali usłyszał jakiś dźwięk.

- Tomek?- Powiedział do siebie. Odwrócił się i ujrzał w oddali Craza jadącego na szalonym koniu. Chłopak krzyczał, ale zwierze nie słuchało go. Frosty rzucił drinki i pobiegł w stronę kolegi. Anne i Kim również ujrzały Polaka i z przerażeniem patrzyły jak klacz niesie go przed siebie w stronę ich domu. Po chwili również ruszyły w stronę Craza - O boże!- Krzyknęła wystraszona Ann.

- Aaaaaaaa!!! -Chłopak nie mógł już nic zrobić. Brama była otwarta i koń wbiegł wprost na posiadłość Crowdów. Zobaczył tylu ludzi i stanął dęba. Tomek nie mógł już utrzymać się w siodle i przechylił się do tyłu. Na szczęście spadł wprost do fontanny. Woda złagodziła upadek i chłopakowi nic się nie stało. Lokaj Adam uspokoił zwierzę.

- Craze! Jezu. Żyjesz? -Ben podbiegł do kumpla i wyciągnął go z wody. - Stary! -Frosty mówił do niego, ale ten nie odpowiadał. Australijczyk popukał go po twarzy - Ejjj!!! Craze!!! -dopiero po mocniejszym uderzeniu Tomek się ocknął. Popatrzył na przerażonego blondyna, później na siebie i powiedział:

- Żyje...chyba żyje...

Ben odetchnął z ulgą. Obejrzał jeszcze tylko czy Tom jest cały i pomógł wyjść mu z fontanny. W tym czasie do chłopaków podbiegła Ann i Kim.

- Tomek! Wszystko w porządku? Jesteś cały?- Spytała z troską dziewczyna.

- Co się stało?- Zapytała Kim.

- Nie wiem...jeździłem z twoim tatą i nagle koń dostał szału!

Wokoło przyjaciół zebrali się też inni goście. Po chwili do wszystkich dołączył Crowd. Widząc, że jego plan nie do końca się powiódł postanowił odstawić kolejną szopkę. Zszedł z konia i podbiegł szybko do zięcia.

- Tomuś!!!! Synu! Nic ci nie jest-Edward odepchnął Bena i objął Craza.

- Eeee nic mi nie jest...o dziwo...Trochę jestem obolały..Ałł... -Crowd mocniej przycisnął zięcia.

- To dobrze, nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem! Nie wiem co jej strzeliło do głowy. To taka spokojna klacz...

- Tak...tata ma rację. To do niej nie podobne.- Odpowiedziała Anne.

- Grunt, że nic ci się nie stało. -Kim poklepała Craza po ramieniu.

- Pójdę się przebrać i wysuszyć...

- Pomogę ci...-Ben szybko złapał kolegę pod ramię.

- Pójdę z wami...-Powiedziała Anne.

- Nie, daj spokój kochanie. -Craze pocałował narzeczoną. - Wszystko jest ok. Musze tylko doprowadzić się do porządku. Frosty mi pomoże. Wracaj do gości.

Odchodząc Ben spojrzał podejrzliwie na Edwarda. Nie ufał mu i był pewien, że to on miał coś wspólnego z tym wszystkim. Nie chciał się jednak teraz nad tym rozwodzić. Musiał pomóc przyjacielowi dostać się do pokoju. Gdy byli już na górze Frosty nie krył zaskoczenia zmianą zachowania teścia Toma.

- A on co taki troskliwy się zrobił?- Zapytał

- Nie wiem...Może zrozumiał pewne rzeczy. -Odpowiedział z grymasem na twarzy Polak.

- Taaaa...wierzysz w to? Jeszcze wczoraj proponował ci kasę za to, żebyś zostawił Anne...Poza tym myślę, że ta cała sytuacja z koniem to jego sprawka...

- Serio? Jak się nad tym zastanowić, to jest to trochę dziwne, że klacz tak po prostu oszalała i zaczęła biec przed siebie...Ale co? Myślisz, że chciał mnie zabić!?

- Nie...nie ubrudziłby sobie rąk...Chciał tylko cie nastraszyć, albo żebyś trafił do szpitala...wiesz...połamany nie mógł byś wziąć udziału w ceremonii. Zyskał by na czasie.

- Kurcze...Nie wierze...Przecież ja mogłem zginąć! Skurwysyn...-Syknął Craze

- Ten człowiek jest zdolny do wszystkiego, lepiej uważaj.- Ostrzegł przyjaciela Australijczyk

Last chance /JC/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz