'Chce umrzeć'. Z tą myślą wyszłam z domu ojca niemal dwa dni temu. Chciałam ze sobą skończyć. Właśnie, jakiś banalny wypadek byłby w sam raz. Żeby nikogo nie obarczać winą, żebym nie musiała się wstydzić, żeby nikt nie dopytywał, dlaczego... Była koszmarna pogoda, jakby utożsamiła się z moim nastrojem. Spakowałam walizkę i bez słowa wyszłam. Była burza. Ludzie nerwowo przemierzali ulice, chcąc znaleźć się jak najszybciej w domu czy mieszkaniu. Wszyscy spięci i przerażeni. Tylko mnie jednej chciało się śmiać. Kiedy jest Ci źle, kiedy widzisz wszystko w czarnych barwach, kiedy nie masz przed sobą przyszłości, kiedy nie masz nic do stracenia, kiedy... każda chwila jest dla ciebie ciężarem. Ogromnym. Nie do udźwignięcia. I nic, tylko ciągle się gryziesz. I chciałabyś za wszelką cenę się od tego uwolnić. W jakikolwiek sposób. A choćby ten najprostszy, ten najpodlejszy, tak by uniknąć tego zamartwiania, ciągłego pamiętania dziś i nazajutrz tego samego: nie ma go. Już go nie ma. A skoro tak, to chciałabyś po prostu, żeby i ciebie już nie było. Chciałabyś zniknąć.
-Głodna? -Pokiwałam przecząco głową. Dziewczyna zajęła miejsce obok mnie na kanapie i podała mi jeden z kubków, który trzymała w dłoniach. -Może powinnaś dać im jakiś znak życia. -Powiedziała wskazując gestem dłoni na moją komórkę, która leżała na drewnianej komodzie. Po raz kolejny jej ekran się zaświecił i w pomieszczeniu rozniosła się irytująca melodia, oznaczająca przychodzące połączenie.
-Wysłałam wczoraj sms'a do mamy. Napisałam, że żyje i że ma się nie martwić. -Wzruszyłam ramionami. Widziałam kilka nieodebranych połączeń od rodzicielki, pewnie ojciec do niej zadzwonił i opowiedział wszystko. Wiem, że ona mi ufa i dobrze wie, że dam sobie rade. W końcu już dość dużo w życiu przeszłam. Podeszłam do mebla i wzięłam z niego telefon. -Wszystkie od niego. -Powiedziałam ze znudzoną miną.
-Zaraz mnie udusisz za to co powiem. -Wbiłam zdezorientowany wzrok w brunetkę. Uśmiechnęła się słabo. -Powinnyśmy pojechać na te zawody do Wisły. -Powiedziała na jednym tchu. Wywaliłam na nią oczy.
-Myślałam, że akurat ty doradzisz mi coś mądrego. -Usiadłam na swoje wcześniejsze miejsce. Olga przewróciła oczami na moje słowa. Wzięłam w rękę pilota i zaczęłam skakać po kanałach, chciałam zająć się czymkolwiek innym od rozmyślania o mojej obecnej sytuacji.
-To jest mądre.
-Wybacz mi, ale to jest beznadziejny pomysł. -Powiedziałam zanim zdarzyła skończyć.
-Dasz mi powiedzieć? -Rzuciła już trochę zirytowana moim zachowaniem. Skinęłam głową, nadal skupiając się na telewizji. -Może warto dać szansę Danielowi. -Klasnęła w dłonie zadowolona z siebie, aż podskoczyłam w miejscu. Spojrzałam na nią ze zmarszczonym czołem. -To fajny chłopak. Z tego co się orientuje dałaś mu kosza, ze względu na Wellingera, a skoro to się spieprzyło, to dlaczego by nie? -Uniosła brew w górę, czekając na moją reakcje. Daniel jest fantastyczny to prawda. Moge mu zaufać i pogadać o wszystkim. Do tego jeszcze jest nieziemsko przystojny. Dziewczyna widząc moje rozmarzone spojrzenie, wstała z miejsca, wzięła w dłonie mój telefon i pomachała mi nim przed oczami. Spojrzałam na nią zdezorientowanym wzrokiem. -No na co czekasz, dzwoń. -Zachęciła mnie ruchem głowy, kładąc przy tym telefon na miejscu obok mnie.
-Zwariowałaś? -Wydusiłam w końcu. -I co ja mu powiem?
-Coś wymyślisz. -Puściła mi oczko i zniknęła gdzieś za drzwiami kuchni. Spojrzałam na komórkę leżąca na kanapie obok. Przewróciłam oczami i wróciłam do oglądania jakiegoś programu. Stwierdziłam jednak, że w sumie to co mi szkodzi i chwyciłam telefon w dłonie.
-Halo? -Chłopak odebrał telefon, niespodziewanie szybko. Prawdę mówiąc liczyłam, że jest na tyle zajęty, iż nie odbierze w ogóle.
-Cześć Daniel. -Przywitałam się. Mój ton głosu był nieco niepewny.
CZYTASZ
Lost in love // ANDREAS WELLINGER
FanfictionRose to siedemnastolatka mieszkająca w Londynie. Ojciec dziewczyny po rozwodzie przeprowadził się do Monachium. A teraz Rose ma okazje przerwać ich siedmioletnią rozłąkę jadąc do niego na wakacje oraz jego ślub z Samanthą. Kogo tam pozna? Jak potocz...