-Ja pierdole. -Syknęłam, kiedy o mało nie wylądowałam na chodniku. Nogi plątały mi się niemiłosiernie ze zmęczenia. Usłyszałam ciszy chichot brunetki.
-Jeszcze kawałek. -Powiedziała ze spokojem. Szarpnęłam mocniej za rączkę mojej bordowej walizki i naciągnęłam kaptur szarej bluzy na głowę. Szłam szybkim i pewnym krokiem przed przyjaciółką, która szła zadowolona z siebie. Zdecydowanie miałam dzisiaj gorszy dzień. Najpierw wylałam na siebie kubek kawy w oczekiwaniu na samolot, potem na lotnisku zgubili moją walizkę, a teraz jeszcze taksówkarz pomylił adresy i musimy dreptać do hotelu razem z walizkami. Olga stwierdziła, że jeśli się przewietrzę to dobrze mi to zrobi, jednak ja z moim szczęściem już prawie cztery raz omal nie zabiłam się, potykając o własne nogi.
-Nie dam rady. -Jęknęłam siadając na pobliskim trawniku. Dziewczyna przewróciła oczami i zaśmiała się głośno. -Boli mnie stopa. -Powiedziałam, niczym obrażony dzieciak.
-Wstawaj wariatko. -Rzuciła przez śmiech. Pokręciłam głową. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer blondyna.
-Hej słońce. -Rzuciłam zadowolona. Olga wpatrywała się we mnie ze zmarszczonym czołem. Założyła ręce na piersi i uniosła lekko brwi. -Masz chwilę?
-Coś się stało? -Zapytał trochę zachrypniętym głosem. Mogłam się domyślić, że jeszcze spał w końcu była dopiero 7:30. Nie przemyślałam tego, ale przecież to nic nowego. Zazwyczaj najpierw robię potem myślę. Nigdy odwrotnie.
-Nie tylko ktoś musi mnie przetransportować z trawnika. -Wzruszyłam ramionami. Moja towarzyszka wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, ale co w tym śmiesznego, że moje stopy cierpią? W słuchawce nastała chwilowa cisza.
-Mówisz poważnie? -Przewróciłam oczami. Może nie zabrzmiało to zbyt przekonująco, ale w dniu dzisiejszym naprawdę nie mam ochoty na żarty.
-Do cholery Danielu Andre Tande, czy ja brzmię jakbym żartowała? -Zapytałam z lekką ironią w głosie. -Dobra nie odpowiadaj. -Rzuciłam, kiedy brunetka po raz kolejny zaniosła się śmiechem. Rzuciłam jej piorunujące spojrzenie, ale jej to nawet nie ruszyło.
-Czekaj co? -Zapytał. Byłam pewna, że w tym momencie zmarszczył śmiesznie nos. -Dobrze się czujesz?
-Ja tu przyjechałam Ci kibicować..
-Co zrobiłaś? -Przerwał mi. Czy ja niewyraźnie mówię norweżku?
-No przyjechałam..
-Gdzie jesteś? -Ponownie mi przerwał. Zaczynało mnie to irytować, ale starałam się być spokojna.
-Gdzie? -Powtórzyłam głośno. Spojrzałam wymownie na Olgę. Wskazała na budynek po drugiej stronie ulicy. -Tak właściwie to siedzę pod waszym hotelem. -Chłopak głośno westchnął. Zaśmiałam się delikatnie. -Jesteś najlepszy. -Cmoknęłam i rozłączyłam się.
-Wariatka. -Skwitowała Olga nadal się śmiejąc. Ułożyła swoją walizkę obok mnie i usiadła na niej. Rozłożyłam się wygodniej na trawie. Próbowałam wyłapać poranne promienie słoneczne, które muskały delikatnie skórę mojej twarzy. Przymknęłam powieki, aby się zrelaksować. Pogoda w ten weekend zapowiada się cudownie. Można się spodziewać niesamowitego konkursu. -Chyba mamy towarzystwo. -Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Szybko się uwinąłeś, Tande. -Powiedziałam, kiedy ktoś zasłonił mi słońce. Odpowiedziała mi głucha cisza. -Zapomniałeś języka w ustach? -Zapytałam z uśmiechem. Otworzyłam oczy i mina mi zrzedła. -Co ty tu robisz? -Warknęłam, wstając z trawnika. Założyłam ręce na piersi.
-Stoję nie widzisz. -Odezwał się równie chamsko jak ja. Co za dupek. Prychnęłam pod nosem i ścisnęłam usta w wąską linie.
-Gdzie do cholery jest Olga? -Zapytałam, kiedy zorientowałam się, że brunetki nie ma w pobliżu naszej dwójki.
CZYTASZ
Lost in love // ANDREAS WELLINGER
FanficRose to siedemnastolatka mieszkająca w Londynie. Ojciec dziewczyny po rozwodzie przeprowadził się do Monachium. A teraz Rose ma okazje przerwać ich siedmioletnią rozłąkę jadąc do niego na wakacje oraz jego ślub z Samanthą. Kogo tam pozna? Jak potocz...