Po około 15 minutach wrócił Piotr.
Wszedł jak huragan do sali i rzucił mordercze spojrzenie w kierunku młodego księcie który nadal obejmował mnie ramieniem.
Zaczeliśmy ustalać plan bitwy chociaż Kaspian był temu przeciwny. Kłócili się z Piotrkiem długi czas. Znudziło mnie to więc wstałam w wyszłam na dwór. Stanęłam na skale i odetchnęłam świezym powietrzem.
Spojrzałam na rozelgłe pola i las. Potem mój wzrok zatrzymał się na białym punkcie na skraju lasu. Nie był to żonierz ani żaden narnijczyk. Z natury byłam bardzo ciekawska więc szybko zeszłam z góry i pobiegłam w stronę lasu.Gdy byłam już przy jego skraju zatrzymałam się i cicho podeszłam do...konia. Tym białym punktem okazał się piękny koń. Gdy podeszłam bliżej spojrzał na mnie mądrymi oczami. Zastanawiałam się czemu sie nie rusza. Dopiero później zauważyłam że zaplątał się w kolczasty krzew. Pomogłam mu się wyplątać. Miał bardzo głęboką ranę ale po mimo to wstał. Spojrzał na mnie i powoli zbliżył się. Był piękny. Wyciągnęłam rękę aby to dotknąć i wtedy uciekł.
-Nie, nie zaczekaj!-wołałam ale na nic.
Chwilę jeszcze patrzyłam przed siebie aby następnie wstać i ruszyć z powrotem do fortecy.Gdy byłam przed wejściem usłyszałam donośny głos Kaspiana:
-Macie ją szukać! Nikt nie spocznie póki ona nie przybędzie tu cała i zdrowa! JUŻ!
To o mnie mówił? Nie było mnie tylko dwie godziny. Z drugiej strony to słodkie że się o mnie martwi.
Moje rozmyślania przetrwały znowu krzyki, tym razem Piotra.
-Czemu pozwoliłeś jej wyjść samej!?
-Nie mogę jej więzić tutaj jak w klatce! Widać że od początku źle się tutaj czuje.
-Idioto! Ona może teraz umiera!
Kaspiana już nic Nie odpowiedział. Usłyszałam tylko stuk butów o kamienną posadzkę. Zdawałam że nic nie słyszałam i chciałam wejść do środka ale wtedy wyszedł Kaspiana. Spojrzał na mnie i chwilę później tkwiłam w jego ramionach.
-Dobrze że nic Ci sie nie stało.- powiedział chowają głowę w moje włosy.
-Zrobiłam sobie po prostu mały spacer.Kaspian odsuną się ode mnie delikatnie i spojrzał na mnie tymi przepięknymi czekoladowymi oczami.
Chwilę się przyglądał jakby chciał wyciągnąć ze mnie całą prawdę. Wziąć moją rękę i spojrzał na lekkie rany na dłoni które zapewne zrobiłam sobie od krzewów. Spojrzał mi w oczy. Widać chciał coś jeszcze powiedzieć ale zamilkł. Zamiast tego uśmiechnąć się lekko. Mogłabym patrzeć się na niego godzinami.-Ray!-usłyszałam i znowu tkwiłam w objęciach tym razem małych rączek Łucji.
Następnie wszedł Edmund i Zuzia którzy również mnie przytulili. Później Piotr ale gdy zobaczył że moją ręką otrzymaną jest przez rękę telmarskiego księcia powiedział tylko:-Idź coś zjeść a później połóż się.
Przytaknęłam i poszłam.
Wzięłam jabłko i poszłam do komnaty. Położyłam się i myślałam ale nie długo gdyż zaraz zapadła w sen.
Śnił mi się koszmar taki jak zawsze. Czyli śmierć wszystkich osób które kocham. Obudziłam się z krzykiem. W pokoju nie było Zuzy i Łucji. Zaczęłam płakać.
Po minucie do pokoju jak burza wyparował Kaspiana trzymający miecz.
Gdy nie zobaczył zagrożenia dołożył broń i spojrzał na mnie. Gdy zobaczył że płacze zbliżył się i usiadł na łóżku. Wziąć moją drżącą ręke i złożył na niej delikatny pocałunek.-Spokojnie. Już dobrze. Co się stało?-zapytał.
-Miałam zły sen. Przepraszam że Cię obudziłam.
-Nie obudziłaś. Siedziałem na dworze.-Złożył kolejny pocałunek.- Śpij dalej. To tylko sen.
Wstał i chciał wyjść ale załapałam go za rękę.
Nie musiałam nic mówić, podniosłam tylko wzrok. Kaspiana zrozumiał i położył się przy mnie. Położyłam głowę na jego torsie a on objął mnie ramieniem.
-Śpij spokojnie. Jestem tu.- szepnął.
Uśmiechnęła się. Teraz już długo nie czekałam na sen.