-To co nikogo tu nie ma. Wracamy chyba?-jesteśmy tu dopiero pół godziny a Eustachy już narzeka. Wyspa wydawała się zamieszkała gdyż stały tu różne budynki i domy w całkiem dobrym stanie. Jednak nie było tu żywego ducha.
-Po co my chodzimy po tej wyspie. To idiotyczne.-ciągnął dalej Eustachy.
Zignorowaliśmy jego komentarze i szliśmy dalej w głąb lądu. W pewnym momencie z wieży usłyszeliśmy potężny dźwięk dzwonów.
Edmund, Łucja i ja z Kaspianem pobiegliśmy w tamtą stronę.-Czy to napewno dobry pomysł?-zapytał Eustachy biegnąc za nami i rozglądając się ze strachem w oczach.
-Zostań, możesz osłaniać tyły...albo coś.- podsunął pomysł Edmund wyraźnie zirytowany postawą kuzyna. Z resztą jak my wszyscy.
-Dobry pomysł kuzynie. Nareszcie myślisz logicznie.
Zaśmiałam się pod nosem. Kaspian podał Eustachemu miecz a ten nie bardzo wiedząc co z nim zrobić powiedział tylko:
-Dobra osłaniam was. Spokojna głowa.
Wszyscy przewróciliśmy oczami i weszliśmy do wieży.
-Patrzcie!-zawołała Łucja.-Tu jest jakaś księga.
Wszyscy podeszliśmy w jej stronę.
-Ciekawe co to za ludzie.-kontynuowała Łucja.
-I czemu ich przekreślono?-spytał Edmund.
-Łowcy niewolników.-odpowiedzieliśmy w tym samym momencie z Kaspianem.
Jednak nie było nam dane nawet na siebie spojrzeć gdyż znów zabrzmiał dźwięk dzwonów a zaraz potem byliśmy otoczeni przez grupę mężczyzn. Wyjeliśmy naszą broń i staneliśmy gotowi do walki.
Kaspian wziął mnie za rękę chcąc dodać mi odwagi za co mu w duchu podziękowałam.
Gdy już mieliśmy zaatakować usłyszeliśmy piskliwy wrzask. Odwróciliśmy się. Eustachy stał z podstawionym pod gardło sztyletem.-Jeżeli nie chcecie by ta baba znów zaczęła się wydzierać odłóżcie broń.-powiedział mężczyzna który trzymał Eustachego.
-Baba ja?!-oburzył się chłopiec po czym spróbował się wyrwać jednak na marnę.
-Eustachy.-szepnął ze złością Edmund i jak my wszyscy odłożył swoją broń.
-No dobrze. Więc dziewczyny na rynek a chłopaczków do lochu.
Zaraz potem mężczyźni pochwycili Łucję i Edmunda. Kaspian za to z chęcią mordu na twarzy schował mnie za sobą.
-No proszę, proszę. Jaka odwaga. Ona musi dla ciebie wiele znaczyć.-uśmiechnął się obleśnie zapewne przywódca mężczyzn. - Szkoda tylko, że już nigdy się nie zobaczycie. Zabrać ją.
W tej samej chwili czyjeś ręce pochwyciły mnie od tyłu a na mojej szyi poczułam zimną stal. Natomiast Kaspian został z całej siły uderzony i upadł na posadzkę.
-Kaspian!-krzyknęłam i próbowałam się wyrwać. Nie udało mi się jednak ponieważ jeden z mężczyzn wymierzył mi siarczysty cios w policzek. Natychmiastowo umilkłam i zacisnęłam oczy aby pochamować łzy.
-Zostaw ją!- wrzasną król.
-Cicho siedź inaczej zawiśniesz!
Mężczyzna który poprzednio mnie uderzył teraz podszedł i zmusił bym na niego spojrzała podnosząc mój podbródek.
-No, no. Jaka sztuka.-powiedział uśmiechając się tym samym ukazując swoje żółte zęby. Przyznam od samego widoku robiło mi się nie dobrze więc kiedy nachylił się myślałam że zwymiotuję.- Chyba sam cie wezmę. Zobaczymy ile jesteś warta.
Nie wytrzymałam. Splunęłam na twarz mężczyzny. Ten otarwszy ją z chęcią mordu w oczach uderzył mnie po raz drugi.
-Zabrać ich. A tą dziewczynę- wskazał na mnie.- zaprowadzcie do mojego domu. Już ja ją nauczę dobrych manier.
-Reychel!-krzyknął z całych sił Kaspian szarpiąc się.
-Kaspian!-krzyknęłam a potem...straciłam przytomność.
***
Nie bijcie błagam. Wiem, że mnie długo nie było i przepraszam. Nie mam na razie żadych pomysłów na to ff ale postaram się przynajmniej skończyć tą część. Do następnego ❤