Magic time
(Wiem że większość będzie zła za to ale jeśli chcecie żebym nie zawisiła książki musze pominąć troche akcji bo po prostu nie mam na to pomysłu. Mam za to plany do innych części a ogólnie planuje zrobić trzy części tego opowiadania. No to przejdźmy do pojedynku Piotra z Mirazem. Miłego czytania)Stałam na skale i patrzyłam na zachód słońca. Myślałam nad tym że jutro Piotrek ma sie zmierzyć z Mirazem.
Z jednej strony chciało mi sie płakać a z drugiej miałam ochotę ukręcić łeb tej zadufanej w sobie bląd księżniczce za marny pokaz odwagi.Nagle poczułam jak ktoś kładzie głowe na moim ramieniu i obejmuje w talii. Zauważyłam tylko bląd czupryne i te piękne błękitne oczy.
-Nad czym myślisz?
-Nad tym jakim głupcem trzeba być żeby sie tak poświęcić.-w odpowiedzi otrzymałam cichy chichot.
-Ja chce żebyście byli bezpieczni Rey. Robie to dla ciebie.-po tych słowach poczułam usta blondyna na swoim policzku. Odwróciłam się do niego i zarzuciłam mu ręce na szyje.
-Ja tylko nie chce żebyś zginął.-gdy to powiedziałam poczułam łzy na policzkach.
Piotr otarł jedną z nich kciukiem i delikatnie objął mnie w talii.
-A ja nie chce żebyś zginęła ty. Właśnie dla tego chce walczyć. Bo cie kocham.
Spojrzałam w jego oczy i zatonęłam. Chwile później poczułam jak jego miękkie wargi przywierają do moich. Delikatnie muskał moje usta. Po chwili oddałam pocałunek który przerodził sie w bardziej namiętny.
Ostatnie promienie słońca padały na nasze sylwetki a delikatny wiatr rozwiał moje włosy. Gdy wreszcie sie od siebie oderwaliśmy spojrzałam w stronę wejścia i zamarłam. Kaspian opierał się o właz i patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Szybko oddaliłam się od blondyna.-Przepraszam nie chciałem przeszkadzać.-powiedział Kaspian i zniknął w grocie obdarzając mnie ostatnim spojrzeniem przepełnionym smutkiem i bólem.
Spojrzałam na blondyna a potem pognałam w stronę lasu tłumiąc łzy. Biegłam, gałęzie darły moją suknie i szarpały twarz a ostre kamienie raniły moje stopy ale nie obchodziło mnie to. Kiedy dobiegłam do małego jeziorka padłam na trawe i zaniosłam sie płaczem.
Dlaczego...dlaczego nie umiem wybrać. Zależy mi na dwóch. Ale...do kogo żywie prawdziwe uczucie?
Nie wiem ile tak siedziałam i płakałam. Kiedy przestałam było już ciemno. Wstałam i rozejrzałam sie dookoła. Wtedy zrozumiałam że sie zgubiłam. Byłam sama, w lesie, w nocy, bez broni... Odgłosy nocy wydały mi sie nagle straszne. Coś za mną zaszeleściło. Ostatnie co pamiętam to mocne uderzenie sie w głowe spowodowane upadkiem na ziemie...***
-Tu jest! Znaleźliśmy ją!-usłyszałam głos lecz nie mogłam przypomnieć sobie do kogo należy. Chciałam wstać, poruszyć się, krzyknąć cokolwiek. Ale nie mogłam. Poczułam tylko jak ktoś bierze mnie na ręce.
-Reychel coś ty najlepszego zrobiła.- usłyszałam po czym znowu odpłynełam.
~kilka dni później
Obudziłam sie na miękkim posłaniu ze słomy. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Zuze siedzącą przy mnie. Jej wzrok był pusty i wpatrzony w przestrzeń przed nią. Trzymała mnie za ręke a ja chcąc pokazać że nie śpie ścisnęłam lekko jej dłoń. Szatynka otrząsnęła sie z transu i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła sie słabo co odwzajemniłam.
-Ile spałam?
-Pare dni.
-Gdzie-e Piotrek? -zapytałam i głos zaczął mi sie lekko trząść gdyż obawiałam sie o jego życie.
Zuza spuściła wzrok.
-Właśnie walczy.-powiedziała cicho.
-Co kurwa?! -zwykle nie przeklinam ale teraz nie panowałam nad sobą. Zerwałam sie gwałtownie z łóżka ale szybko tego pożałowałam gdyż pulsujący ból głowy dał o sobie znać.
-Spokojnie nie możesz wstawać.
-Zuza a Łucja, Kaspian gdzie oni są?
-Łucja bezpieczna w lesie a Kaspian na przy Piotr...-nie skończyła gdyż usłyszałyśmy krzyk należący do Szatyna.
Spojrzałyśmy po sobie z Zuzą przestraszone a następnie mimo bólu wybiegłyśm z groty. Ja byłam w samej koszuli nocnej sięgającej mi do połowy ud.
Gdy stanęłam w wejściu usłyszałam tylko krzyk Kaspiana.-Niee Reychel uciekaj!
A później... ciemność.
***
Noo jak myślicie? Co sie stało Reychel? Mam nadzieję że rozdział sie podobał. Pamiętajcie o gwiazdkowaniu i komentowaniu bo to serio motywuje.
Do następnego xx