Rozdział 3

1.6K 142 15
                                    


Przyklęknął na ziemi i poprawił czarne, lekko ubrudzone krwią rękawiczki. Westchnął cicho, przez wszechobecne zimno, panujące na zewnątrz i znów skrzyżował z nim, równie lodowate, co powietrze na dworze spojrzenie, i wykrzywił usta w podłym uśmiechu.
Wyciągnął z kieszeni niewielką buteleczkę z grubego szkła. W środku, znajdowała się ciecz, przypominająca bezbarwny olej.

— Los, jest dzisiaj dla ciebie okrutny — mówił szeptem, w międzyczasie odkręcając zakrętkę przeźroczystej butelki. Para zielonych tęczówek drgała z przerażeniem, wpatrując się w poczynania czarnowłosego oprawcy. Czystą panikę i strach, dało się wyczuć, wręcz namacalnie; jak gęsta mgła, która spowijała ich obu, czy chcieli tego, czy też nie. Coś, co nie było kwestią wyboru, ani dobrowolnej decyzji.
Wolna wola ofiary paradoksalnie zlewała się z chorą obsesją napastnika.

— Ostatnie słowo? — spytał z niewidoczną namiastką uprzejmości. Te dwa słowa, były jego małą tradycją. Dawał szansę, wypowiedzenia ostatnich wersów egzystencji, choć docelowo i tak, nie dawał im ujrzeć światła dziennego. Pytał, a gdy przychodziło co, do czego, nie dawał szansy. Kłamał, nawet w zdaniach, które sam inicjował.

Jasnowłosy mężczyzna, opierający się plecami o przymrożoną, ceglaną ścianę, wychrypiał pod nosem coś niezrozumiałego.

— Słucham? — mleczna dłoń, przyłożona została do ucha, a młody przestępca pochylił się, jawnie udając jakiekolwiek zainteresowanie ostatnimi słowami swojej ofiary.
— Mniejsza. Wiesz co to jest? — uniósł odkręconą buteleczkę i stuknął o nią kciukiem kilka razy. Widząc jak widocznie starszy facet, kręci przecząco głową, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Lubił niespodzianki.

— Stężony kwas siarkowy, sześć. — powiedział już trochę głośniej, niż poprzednie wypowiedzi. Te słowa, spotkały się jedynie z niezrozumiałym wyrazem twarzy przyszłej ofiary.
Czarnowłosy zaśmiał się gorzko i ochryple, po czym złapał mężczyznę za ramię, przyciskając go mocniej do ściany, oraz odchylając do tyłu jego głowę. Ciemne, zielone oczy kolejny raz, panicznie zadrżały, kręcąc się przy tym na boki.
— Żrący. — dodał krótko, i nie zwlekając dłużej, przechylił buteleczkę nad jego lewym okiem, wylewając na rozszerzone źrenice zaledwie kilka małych kropel oleistej cieczy.
Wzdłuż całej ulicy, rozległ się głośny krzyk, a chwilę później również charakterystyczny, ochrypły śmiech.

Psychodelizm tej sytuacji z każdą sekundą wzmagał na sile.

Czarna struga krwi spłynęła po jego pulchnym policzku, a przeraźliwe skomlenia powoli ustawały. Bowiem reszta zawartości szklanej butelki, znalazła się w suchych ustach nieszczęśliwego wybrańca losu. Krew spływała po brodzie i zaraz później całej jego twarzy.

— Koniec zabawy na dziś, proszę Pana. — mruknął, nawet lekko zawiedziony tak nagłym zgonem faceta. Szczerze powiedziawszy, liczył na coś bardziej spektakularnego.

Na sam koniec, pochylił się jeszcze nad nieruchomym ciałem, i wyciągnął z kieszeni swoje ulubione, srebrne ostrze.
Uniósł do góry zgniło-zieloną bluzę, odsłaniając przy tym dość otyły brzuch nieboszczyka. No cóż, pracę trzeba wykonać do samego końca.
Tak więc, wyciął duży otwór w jego brzuchu, na początku dając krwi swobodną drogę do opuszczenia bezwiednego ciała. Gdy kałuża czarno-czerwonej cieczy, zaczynała dotkliwie śmierdzieć, chłopak przystąpił do realizacji drugiej części, wcześniej ustalonego planu.
Powoli i ostrożnie, by nie naruszyć organów aż tak bardzo, wyciągnął fragment jelit. Nie miał ochoty trudzić się z całością, więc po prostu wyciął ich kawałek.

Z czarnych rękawiczek skapywały krople krwi, tak samo jak z ubrudzonych kolan seryjnego zabójcy Busan.

~*~

to tylko morderca · jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz