Rozdział 21

901 77 10
                                    

Uchylił przemęczone powieki, i rozejrzał się dookoła. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował i jedyne co pamiętał to jasno-brązowe spojrzenie, pewnego przystojnego mężczyzny, o ostrych rysach twarzy. Zdarzenia sprzed kilku dni jedynie migotały w jego naszprycowanym lekami umyśle. W głowie świtały tylko urywki wspomnień sprzed kilku dni; pełne usta, oraz pocałunek, którego nigdy w życiu nie zapomni, rozrywający ból wrażliwego splotu mięśni, podczas gdy coś wielkiego, nachalnie pragnęło dostać się do środka, oraz mroczące jego widzenie leki, wszędzie porozrzucane strzykawki, niskie głosy i teraźniejszy chłód, ogarniający całe jego ciało.

Nie wiedział ile czasu minęło, od kiedy ostatnio czuł się w miarę przytomny. Wcześniej nieodłączne biel i kliniczny smród pomieszczenia, teraz zamieniło się w straszliwą ciemność, oraz wybrzuszenia, które czuł pod sobą. Odór zgnilizny, chemii oraz krwi, wręcz go osłabiał. Chuda, i naga klatka piersiowa unosiła nię bardzo wolno, precyzyjnie ukazując przy tym wystające żebra. W jego brzuchu coś wierciło przez cały czas, jednak zdążył się do tego przyzwyczaić. Głodował już przez dłuższy czas, co zdążył wywnioskować po diametralnej zmianie budowy swojego ciała. Wyglądał jak ludzki szkielet, przerażający potwór z rozległymi siniakami, oraz wystającymi kośćmi. Jego brudne, czekoladowe włosy opadały mu na oczy, przez co musiał odgarnąć je na bok, drżącą ręką. Rozchylił spierzchnięte, oraz popękane usta i wziął swój pierwszy, głęboki oddech. Zakrztusił się od razu, a jego spazmatyczny kaszel odbijał się z hukiem od każdej ze ścian.
Pomieszczenie w którym się znajdował było ogromne, i mimo wszechobecnej czerni, był tego pewny, gdyż rozchodzące się echo, dawało mu na to idealny dowód.

Leżał w bezruchu przez kilka następnych godzin, próbując zebrać potrzebne mu siły, by się podnieść.
Gdy łokcie wreszcie poruszyły się z cichutkim skrzypem kości, a wychudzone kolana zgięły się w pół, Jeongguk mógł krzywo uklęknąć i jeszcze lepiej wyczuć faliste podłoże. Jego zaczerwienione oczy rozszerzyły się, a spomiędzy popękanych warg wypłynął pisk przerażenia. Po poranionych policzkach popłynęły łzy, a ich właściciel po prostu zemdlał.

Ponieważ miękkość, oraz struktura ziemi zdawała się być łudząco podobna do ludzkiej skóry. Wokoło znajdowało się mnóstwo podobnych bodźców, które tylko uświadomiły policjanta w tym, że leży właśnie na stercie nieżywych, i sponiewieranych ciał.
















wiem, że strasznie krótkie, ale uznajmy, że to wstęp do dalszej fabuły.
I wybaczcie, bo pewnie zostawiłam wam niedosyt.

to tylko morderca · jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz