Rozdział 17

1.2K 109 13
                                    

Pełne, i gorące usta zetknęły się z tymi odrobinę mniejszymi, drżącymi w tej chwili lekko przez strach, trzymający się upierdliwie ich wykończonego właściciela. Pulchne, blade dłonie zjechały na oliwkowy policzek chłopczyny, będącego teraz w niemałym potrzasku. Parzące wargi napastnika, napierały na niego z taką nachalnością, że nie potrafił się im nie oprzeć. Smak pocałunku, który nigdy nie powinien między nimi zaistnieć był zbyt słodki, jak na tak napięte realcje dwójki, nieznajomych ludzi. Dodatkowo, małe palce gładzące skórę rozproszonego policjanta, sprowadzały go do kompletnej bierności wobec późniejszych zdarzeń.
I mogłoby się zdawać, że czarno-włosy zapragnie kolejnego stosunku, sunąc tak znacząco ręką wzdłuż szyi i ramion Jeona. Jednak on już wcześniej postanowił sobie nie wybiegać po za pewne, grube granice, które niedawno z premedytacją przekroczył. W chwili obecnej, najbardziej liczyło się nienaganne wykonanie powierzonego mu zadania. Wszystkie pozostałe skutki i czynniki odrzucał oschle na drugi plan, chociaż niewielkich przyjemności, w które wchodził właśnie ten niewinny pocałunek, nie mógł sobie zabraniać.

Gdy oderwali się od siebie, na twarz Parka wkradł się mały uśmiech, zdradzający całą jego satysfakcję, związaną z tą pozornie nic nieznaczącą pieszczotą. Policzki jego uległej ofiary, poczerwieniały jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe, a wąskie, zaróżowione usta desperacko nabrały powietrza.

Mleczne palce, przeczesały ostentacyjnie ciemne kosmyki a umięśnione ramiona, przestały dociskać to bardziej wątłe ciało, do materaca. Rana na brzuchu zaszczypała ostrzegawczo, a pierwsze krople metalicznej krwi splamiły już dawno ubrudzony bandaż.
— Wybacz, słonko. — mruknął, podnosząc się ostrożnie. Spojrzał jeszcze przelotnie na leżącego na łóżku chłopaka, i przygryzł usta, widząc jego zdezorientowane spojrzenie.
Musiał zająć się krwawiącą raną. W łazience na szczęście znajdowało się sporo leków przeciwbólowych, bandaży oraz różnorakich maści. Kim zadbał o bezpieczeństwo swoich podopiecznych, i Jimin mógł mu w tej chwili, gorąco za to podziękować.
Ruszył powoli przed siebie, a niezaszyty otwór w skórze, wypuścił z siebie jeszcze większe ilości krwi. Mężczyzna przeżył ogromny wysiłek przez ostatnie kilka godzin, i dopiero teraz, podczas odpoczynku zaczęło się to na nim boleśnie odbijać. Osłabienie, jakie przyniósł ze sobą obfity orgazm dodatkowo zwaliło go z nóg. Chwiejnym krokiem dotarł do odpowiedniego pomieszczenia, zaczynając szperać w szufladach. Po chwili wyciągnął zwitek białych bandaży, losową igłę z półki na ścianie i grubą nić, ewidentnie bądącą tą specjalistyczną, do zszywania skóry. Park westchnął cicho i usiadł na zamkniętej muszli klozetowej, mozolnie zabierając się za odwiązywanie bandaża. Na swoim odsłoniętym ciele zastał ogromną warstwę skrzepniętej krwi, oraz tą świeżą, wypływającą z boków rany. Otwór ewidentnie domagał się zszycia, a czarno-włosy jako dobrze wykształcony przestępna powinien był wiedzieć, że tak istotnych rzeczy nie odkłada się na później.
Potrząsnął głową i szybko wylał na ranę połowę butelki wody utlenionej, sycząc przy tym pod nosem. Jego symetryczna i przystojna twarz, wykrzywiła się w grymasie bólu, a dłonie, podtrzymujące czerwony gazik poczęły delikatnie drżeć. W jasno-brązowych oczach zebrały się łzy, a Jimin mógł juz jedynie błagać wszystkie moce boskie o wyzwolenie z okrutnych łapsk swych własnych słabości. Zamotał się w cierpieniu, i nie sięgając nawet po żadne znieczulenie, wbił igłę w swoją skórę, uprzednio oczywiście nawlekając na nią nić.

Ciekawskie, i lekko zdziwione spojrzenie bruneta, wierciło dziurę w uchylonych drzwiach łazienki. Chłopak czuł się jak ktoś nierozsądny, i najbardziej w świecie niezrównoważony, przez to, że w jego naiwnym sercu zamigotała iskierka sympatii, wobec kogoś tak okropnego, jakim był jego napastnik. Wiedział też, że do tego przyczynił się głównie kuszący i męski wygląd przestępcy, który jeszcze parę oddechów temu odebrał mu jego czystość. Policjant z głośno bijącym sercem wpatrywał się w ścianę, za którą zniknął Park, i nasłuchiwał uważnie wszystkich dźwięków, rozlegających się w pomieszczeniu. Gdy do jego uszu dotarło niskie skomlenie, a sekundę później gardłowe stęknięcie, po prostu nie mógł jak gdyby nigdy nic pozostać w bezpiecznym łóżku, i czekać na ciąg dalszy. Jego serce było nazbyt wszechstronnie uczulone na ból, by potrafił przemóc się na zignorowanie tak niebezpiecznie brzmiących odgłosów. Więc nie mając już większego wyboru, wstał z łóżka, z cichutkim jękiem. Każdy, nawet najmniejszy krok sprawiał mu niewyobrażalny ból. Maść ślizgała się nieprzyjemnie w jego wnętrzu, a uczucie rozpychania splotu swoich mięśni odczuwał jakby za mgłą - wspomnienie gwałtu było jak udręka, zdarzenie niewymazywalne z pamięci, niezatarte i wiecznie wyraźne. W głowie wciąż szumiały mu obrzydliwe głosy, a między pośladkami wręcz namacalnie wyczuwał czyjegoś, twardego penisa. Do jego przemęczonego umysłu w jeden, krótki moment napłynęła kolosalna ilość sprzecznych myśli. Nie powinien zachowywać się tak wobec swojego koszmaru. Mężczyzna, będący jego napastnikiem, wrogiem, gwałcicielem, oraz niemą sympatią w jednym, powinien był zostać obdarowany jedynie soczystą nienawiścią ze strony policjanta. Jeongguk po części wybaczył mu to niemoralne zachowanie, chociaż nadal miał je niezachwiane, w pamięci. Jednak mimo wszystko, nie pozwoliłby umrzeć temu pociągającemu mężczyźnie, mimo popełnionych przez niego, brutalnych zbrodni. Czarno-włosy wywarł na nim zbyt duże wrażenie, by teraz mógł tak po prostu przestać o nim myśleć.
Sięgnął po swoją bieliznę, leżącą na podłodze i powoli wsunął ją na swoje biodra.

to tylko morderca · jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz