Rozdział 26

1K 91 12
                                    

— Odwracaj się! — wykrzyczał mu w twarz tą samą, nużącą regułkę. Jego oczy znów nieznajomo płonęły, a cała wcześniejsza troska i dobroć uleciały jakby za magicznym pstryknięciem palca. Zaciskał pięści, szarpiąc agresywnie za koszulkę chłopaka.

— J-Jimin, nie wziąłeś leków. — stęknął, krzywiąc się gdy jego nadgarstki zostały brutalnie przyparte do ściany. — Nie jesteś sobą..

— Sam wiem lepiej. — wysyczał, odwracając go tyłem do siebie i mocno przyciskając do chłodnego, pionowego podłoża. — A teraz się wypnij. — zamachnął się, uderzając w jego okrągły pośladek, który zatrząsł się i boleśnie zapulsował. Jeon niemalże czuł na swojej osłoniętej spodniami skórze odciski każdego palca mężczyzny.

— Z-zabolało. — jęknął, opierając czoło i dłonie o ścianę.

— Miało zaboleć. — powtórzył owe działanie, tym razem wkładając w nie jeszcze więcej siły.

Policjant wygiął się i zacisnął oczy. — T-to tylko talerz. Masz ich dużo, J-Jimin, proszę. — mówił, starając obronić się chociaż słownie. — Przecież po sobie posprzątałem.

Czarnowłosy jednak zapomniał już powodu swojego wybuchu. Po prostu władała nim czysta, wrząca złość której za żadne skarby nie potrafił opanować. Przerwanie całej tej szopki agresji zdawało się tak odległe i niemożliwe, że nawet takowej opcji nie rozważał. — Zasłużyłeś na karę, Ggukie. Nie wypieraj się tego. — wymruczał do jego ucha niskim i ochrypłym tonem, tym razem bezlitośnie zgniatając w dłoni jego pośladek.

Chude ciało Jeona mimowolnie odkleiło się lekko od ściany, przywierając do masywnego torsu za sobą. — Leki. — zaskomlał, odrzucając głowę do tyłu. Nie potrafił zliczyć ile już razy miały miejsce podobne sytuacje; jak często rozkładał nogi, wyginał się przy twardym blacie kuchennym i krzyczał na całe gardło z bólu, wymieszanego z przyjemnością. — Błagam, Jimin-ah. P-później znowu będziesz przepraszał.. — odwrócił się na tyle, na ile pozwalała mu sytuacja i spojrzał zmęczonym wzrokiem w oczy swojego towarzysza, zżeranego teraz przez płonącą ogniem furię.
Park w napadach agresji najczęściej sięgał po te najprostsze wyjścia. W samotności zapijał żale alkoholem, ewentualnie odwiedzał zakład Kima, prosząc o dodatkowe zlecenia. Teraz jednak, mając w domu całodobowo dostępnego Jeongguka, nie zamierzał z niego nie korzystać. Od kilku tygodni raczył się przyjemniejszą drogą do odreagowania złości.
Jednak osoba chora, będąca podczas ataków w niekontrolowanym transie, po wybudzeniu się najczęściej żałuje popełnionych czynów.

— Za nic nie będę przepraszał. — wcisnął dłonie pod jego spodnie, pociągając je gwałtownie w dół.

— Zawsze tak mówisz. — wychrypiał, opierając się ponownie o ścianę i wypinając nagie już pośladki. Nogą przesunął po podłodze na bok swoją dolną odzież i stęknął głośno, czując uderzenie w tyłek. — P-powiedz mi chociaż.. z jakiego to d-dzisiaj powodu? — zerknął na niego zza ramienia i zagryzł usta.

Jimin patrzył przez chwilę na chłopaka, zastanawiając się nad złożeniem sensownego zdania. Docelowo jednak nie odezwał się ani słowem.

Wychudzony brunet skinął delikatnie głową, chwilę potem krzycząc na całe gardło przez nagłe spięcie splotu mięśni. Nie wiedział jak to się dzieje, że tyle już razy doprowadzany był do suchych orgazmów i za każdym razem czuł ten sam, rozrywający ból. Nigdy nie potrafił chociażby w najmniejszym stopniu przyzwyczaić się do rozmiarów Parka. — Jesteś za duży, J-Jiminnie.. — poruszył niespokojnie biodrami, nie powstrzymując szlochu, który pojawiał się za każdym razem na tym etapie stosunku. — Obiecałeś, że następnym razem mnie rozciągniesz. O-obiecałeś pamiętać o lekach.. — zapłakał, przyklejając drżące dłonie do zimnej ściany. Początek zawsze był najgorszy.

to tylko morderca · jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz