#2

528 35 9
                                    

May

Gdy czekałam na uderzenia piłek, ktoś się na mnie rzucia od tyłu.

Moje ciało ciasno przylgnęło klatką piersiową do podłoża hali. Usłyszałam jakieś gwiazdy i drwiny ze strony starszaków.

- Nic ci nie jest? - W jego głosie można było wyczuć troskę. Nie musiałam odwracać głowy, gdyż wiedziałam kim był mój wybawca.

- Brian... - jęknęłam. - Co ty odpierdzielasz?

- Trochę wdzięczności, Mayday - prychnął.

- Mógłbyś ze mnie zejść?

- Zejdę, jak podziekujesz i przyznasz, ze jestem twoim wybawcą.

- Nie ma mowy. - Zaczęłam się pod nim wiercić, ale to na nic.

Spider-girl z łatwością by go zrzuciła. Ale niestety... Teraz jestem May, a nie nią.

Westchnęłam zrezygnowana.

- Dziękuję ci, Brian'ie. Mój wybawco. Może być? - Warknęłam.

- Oczywiście. - Nie musiałam widzieć jego twarzy żeby wiedzieć, że się szczerzy, jak głupi.

Po chwili cały ciężar całkowicie ze mnie zniknął, a ja przewróciłam się na plecy.

Nade mną, ze zmarszczonymi brwiami, stał Brian, rozglądając się po hali.

- Co jest? - Zapytałam.

- Chyba nie usłyszeliśmy dzwonka, bo nikogo nie ma.

Zaczęłam się śmiać na głos. Możecie uznać mnie za wariatke, ale na moje usprawiedliwienie mam to, że mi i Brian'owi zdarzają się takie odpały, więc to normalne.

- Z czego rżysz?

- Z ciebie, moja ty kluseczko - parsknęłam jeszcze większym śmiechem, trzymając się za brzuch.

Spojrzał na mnie rozgniewany. No, może próbował wyglądać na rozgniewanego, ale nie udało mu się to, gdyż kącik jego ust powędrował w górę.

- Błagam cię, nie mów tak do mnie. Wystarczy, że słyszę to od cioci Carmen.

Ciocia Carmen jest starszą siostrą jego matki. Zmarłej matki... Ale to może potem.

Wytarłam łzy z koncików oczu, po czym wyciągnęłam ręce ku górze.

- Brian...

- Nie, sama się podnieś.

- Ej, no...

- Nie.

- Brian...

- Nie.

- Nie bądź taki, pomóż damie w potrzebie.

- Ech, dobra. Ale za tą kluseczkę nie powinienem nic zrobić.

Chwycił moje dłonie w swoje i z łatwością mnie podniósł. Otrzepałam się z brudu, rozglądając się po hali.

Faktycznie, nikogo nie było. Czy jesteśmy aż tacy głusi, żeby nie usłyszeć dzwonka?

Na szczęście nie musimy się spieszyć, bo jest piątek i to nasza ostatnia lekcja.

Chwyciłam Brian'a za ramię, po czym zaczęłam go ciągnąć w stronę szatni.

***

Odświeżona i przebrana wyszłam z pomieszczenia, zastając mojego przyjaciela, który miał nieciekawy wyraz twarzy.

- Dłużej się nie dało? - Zapytał zirytowany.

Westchnęłam, ustawiając się w dramatycznej pozie.

- No wiesz, piękno trzeba pielęgnować - oznajmiłam, na co parsknął śmiechem.

- Jesteś nienormalna.

- Kochasz to - wytknęłam mu język.

Objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w stronę wyjścia ze szkoły.

- Musimy się pośpieszyć, bo przez twoje piękno - specjalnie zaakcentował te dwa słowa, patrząc na mnie wymownie, na co usmiechnęłam się do niego, robiąc słodką minę - możemy nie zdążyć na film, a nie chce, żeby bilety się zmarnowały.

***

Kiedy wyszliśmy z kina było już ciemno. Skierowaliśmy się od razu w stronę domu. Dobrze nam zrobi spacer na świeżym powietrzu.

Dziwne, że dzisiaj nie potrzebna była Spider-girl. Nie, że narzekam, ale nigdy takie coś się nie zdarzyło. Zawsze znajdą się jakieś pomniejsze problemy, którymi się zajmuję, ponieważ większymi takimi, jak na przykład inwazja obcych, zajmują się Avengersi.

Publicznie Spider-girl ma konflikt z Avengersami. Cóż, z racji tego, że moja mama pracuje u wujka Tony'ego, to znaczy, że ja jako May mam z nim dobry kontakt, więc moje alter ego musi mieć na odwrót. Musi być tak dlatego, żeby chronić moją tożsamość. Rozumiecie?

- Mayday - poczułam, jak ktoś mną potrząsa.

Otrząsnęłam się z moich myśli i rozejrzałam się dookoła. Staliśmy przed wysokim budynkiem z napisem OSCORP. Nawet nie wiem, kiedy zdążyliśmy tutaj dojść.

A propo, Brian jest synem Harry'ego Osborna, szefa OSCORP'u, gdyż ojciec Harry'ego niedawno przekazał mu tą posadę, ponieważ uznał, że to już czas. Nie ma matki, bo zmarła od razu po porodzie. Mogła wybrać między życiem, a śmiercią. Wybrała śmierć, aby Brian mógł żyć. To pokazuje jej wielką miłość.

Po śmierci mojego ojca, wujek Harry i świętej pamięci ciocia Gwen wzięli mamę do siebie. Chcieli jej pomóc, ponieważ rodzice mojej mamy odwrócili się od niej, gdy wypuściła plotkę o tym, że się puściła.

Znali oni całą prawdę o tym, że moja mama urodzi dziecko Peter'a, że mój tata był Spider-Man'em...

Po śmierci cioci Gwen wspierali się wspólnie, opiekując się mną i Brian'em.

Do dziś mieszkamy razem z Osborn'ami.

Spojrzałam na Brian'a.

- Co?

- Czy słuchałaś co do ciebie mówiłem?
A to się wkopałam.

- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam pewnie.

- To, jaka jest twoja odpowiedź?

To się wkopałam X2.

- Ymmm, tak?

- Czyli potajemnie się we mnie podkochujesz i chcesz mieć ze mną gromadkę dzieci? - Wyszczerzył się do mnie.

- Co? Nie! Fuj! - Uderzyłam go w ramię. - Jesteś poważny?

Wzruszył ramionami.

- Nie moja wina, że nie słuchałaś.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

- Jakiś przystojniak zawrócił ci w głowie? - Zapytał z miną zboczeńca.

- Nie, po prostu myślałam o tym, jak jutro będzie wyglądał dzień.

Zmarszczył brwi i zgarnął mnie do uścisku.

- Pamiętaj, że zawsze jestem. Zawsze ci pomogę, nie jesteś sama, dobrze? - Wymamrotał.

- Pamiętam...

_________________________________________

CDN 😉 😜 😘

Czy ktoś się domyśla o jakim dniu wspomniała May?
Kto zgodnie, temu dedykuję następny rozdział.

Komentujcie i gwiazdkujcie - to bardzo motywuje.😉 😘😍
Do następnego 👋
Kanexsia

Uratować ojca | Spider-GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz